Samotność wśród ludzi – historia Magdy z blokowiska

– Wyjdź stąd, Magda! – wrzasnęła mama, trzaskając drzwiami kuchni tak mocno, że aż zadrżały szklanki w kredensie. – Znowu się wtrącasz, a ja mam już dość twojego wiecznego marudzenia!

Stałam na środku korytarza, z pięściami zaciśniętymi tak mocno, że aż bolały mnie palce. W powietrzu unosił się zapach przypalonego mleka i gniewu. Tata siedział przy stole, udając, że czyta gazetę, ale widziałam, jak jego dłoń drży na marginesie. Brat, starszy ode mnie o dwa lata, przewrócił oczami i wyszedł na balkon zapalić papierosa. Znowu byłam sama – jak zawsze.

Miałam wtedy siedemnaście lat i czułam się jak niechciany gość we własnym domu. Moja mama, pani Danuta, była kobietą twardą i zasadniczą. Odkąd pamiętam, powtarzała mi, że jestem za miękka na ten świat. – Z tobą to tylko kłopoty – mówiła przy każdej okazji. – Zobacz na Pawła, on wie, czego chce. Ty tylko siedzisz z tymi książkami i bujasz w obłokach.

Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo mnie odrzucała. Przecież starałam się być dobrą córką: pomagałam w domu, uczyłam się dobrze, nie sprawiałam problemów wychowawczych. Ale dla niej zawsze byłam niewystarczająca. Nawet babcia Teresa, która czasem przyjeżdżała do nas z Białegostoku, mówiła: – Daj jej spokój, Danusia. Dziecko jest wrażliwe, nie każdy musi być taki twardy jak ty.

Mama wtedy tylko zaciskała usta i patrzyła na mnie z wyrzutem. Czułam się jak króliczka zamknięta w klatce – bez szansy na ucieczkę.

Najgorzej było podczas rodzinnych obiadów. Wszyscy siedzieliśmy przy stole, a rozmowa zawsze schodziła na moje niepowodzenia. – Magda znowu dostała czwórkę z matematyki – komentował tata z przekąsem. – Paweł miał piątkę. Może powinnaś poprosić brata o korepetycje?

Paweł tylko się uśmiechał pod nosem i wbijał widelec w ziemniaki. Wiedziałam, że czerpie satysfakcję z moich porażek. Był oczkiem w głowie mamy – sportowiec, laureat olimpiad, chłopak z planem na życie. Ja byłam tą drugą: cichą, zamkniętą w sobie, z głową pełną marzeń o innym świecie.

W liceum nie było lepiej. Dziewczyny z klasy trzymały się razem, plotkowały o chłopakach i kosmetykach. Ja siedziałam sama pod oknem i czytałam książki. Czasem próbowałam się do nich dołączyć, ale zawsze kończyło się to tak samo:

– Magda, ty się chyba nudzisz na tych naszych rozmowach – śmiała się Aneta.
– Może opowiesz nam coś o tych swoich dziwnych książkach? – dorzucała Marta.

Udawałam, że mnie to nie rusza, ale w środku czułam się coraz bardziej samotna.

Wszystko zmieniło się pewnego listopadowego wieczoru. Mama wróciła z pracy wyjątkowo podenerwowana. Rzuciła torbę na podłogę i zaczęła krzyczeć na tatę o rachunki za prąd. Potem przyszła kolej na mnie:

– Ty też mogłabyś się do czegoś przydać! Cały dzień siedzisz w tym pokoju i nic nie robisz! Może byś poszła do pracy jak twoja kuzynka Ola?

Nie wytrzymałam.
– Mamo, mam dopiero siedemnaście lat! Uczę się! – krzyknęłam przez łzy.
– Uczysz się? A co ci to da? I tak skończysz jak ja – będziesz harować za grosze i nikt ci nawet dziękuję nie powie!

Wybiegłam z domu bez kurtki, w samym swetrze. Na dworze padał deszcz ze śniegiem. Przez godzinę chodziłam po osiedlu, aż trzęsąc się z zimna wróciłam do klatki schodowej. Siedziałam tam skulona na schodach, aż znalazła mnie sąsiadka pani Irena.

– Dziecko, co ty tu robisz? Zmarzniesz!
– Nie chcę wracać do domu – wyszeptałam.
– Chodź do mnie na herbatę.

U pani Ireny pierwszy raz od dawna poczułam się bezpieczna. Opowiedziałam jej wszystko: o mamie, o bracie, o tym jak bardzo czuję się niepotrzebna.

– Wiesz co? – powiedziała cicho pani Irena. – Twoja mama też kiedyś była taka jak ty. Wrażliwa i zagubiona. Ale życie ją stwardniało. Nie pozwól, żeby zrobiło to samo z tobą.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

Następnego dnia w szkole dostałam piątkę z polskiego za wypracowanie o samotności. Pani Nowicka przeczytała je na głos przed całą klasą:

„Samotność to nie brak ludzi wokół siebie. To poczucie bycia niewidzialnym dla tych, których kochasz najbardziej.”

Po lekcjach podeszła do mnie Aneta:
– Magda… Nie wiedziałam, że tak się czujesz.
– Nikt nie wie – odpowiedziałam cicho.

Zaczęłyśmy rozmawiać coraz częściej. Okazało się, że ona też ma problemy w domu: ojciec pije, matka pracuje na dwa etaty i nigdy jej nie ma.
– Myślałam, że tylko ja mam tak przechlapane – powiedziała pewnego dnia Aneta.
– Może po prostu wszyscy udajemy przed sobą nawzajem?

Z czasem nasza przyjaźń stała się moją kotwicą. Razem uczyłyśmy się do matury, chodziłyśmy na spacery po parku i marzyłyśmy o wyjeździe do Warszawy na studia.

W domu sytuacja była coraz trudniejsza. Mama coraz częściej wyżywała się na mnie za swoje niepowodzenia w pracy:
– Przez ciebie mam tylko kłopoty! Gdybyś była bardziej jak Paweł…
Tata milczał albo wychodził do garażu majsterkować przy samochodzie.

Pewnego dnia usłyszałam przez przypadek rozmowę rodziców:
– Danuta, zostaw ją już! To nasze dziecko!
– Twoje dziecko! Ty ją zawsze rozpieszczałeś! Przez ciebie taka jest!

Poczułam się jak piłka odbijana między dwojgiem dorosłych ludzi, którzy sami nie potrafili sobie poradzić ze swoimi emocjami.

Maturę zdałam bardzo dobrze. Dostałam się na psychologię na Uniwersytet Warszawski. Mama była rozczarowana:
– Psychologia? Po tym nie ma pracy! Mogłaś iść na ekonomię jak Paweł!
Tata tylko poklepał mnie po ramieniu:
– Rób swoje, córciu.

Wyprowadziłam się do Warszawy we wrześniu. Wynajęłam pokój na Ursynowie z Anetą i jeszcze jedną dziewczyną z Podlasia. Po raz pierwszy poczułam wolność – ale też ogromną pustkę.

Pierwsze miesiące były trudne: brak pieniędzy, tęsknota za domem (mimo wszystko), samotność w wielkim mieście. Mama dzwoniła rzadko i tylko po to, żeby zapytać o oceny lub narzekać na życie.
– Nie myśl sobie, że tam ci będzie lepiej! Ludzie są wszędzie tacy sami!

Czasem płakałam nocami w poduszkę ze strachu przed przyszłością i żalu za dzieciństwem, którego nigdy naprawdę nie miałam.

Na drugim roku studiów poznałam Tomka – chłopaka z sąsiedniego wydziału. Był zupełnie inny niż wszyscy mężczyźni w moim życiu: ciepły, cierpliwy i naprawdę mnie słuchał.
– Magda… Ty jesteś taka dobra dla wszystkich… A kiedy będziesz dobra dla siebie?
Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie.

Zakochałam się po uszy. Po raz pierwszy ktoś patrzył na mnie jak na kogoś wyjątkowego. Ale kiedy powiedziałam o nim mamie przez telefon…
– Znowu jakieś głupoty! Najpierw skończ studia! Chłopaki cię tylko wykorzystają!
Zacisnęłam zęby i postanowiłam żyć po swojemu.

Z Tomkiem zamieszkaliśmy razem pod koniec studiów. Było różnie: kłóciliśmy się o pieniądze (ciągle ich brakowało), o sprzątanie (on był bałaganiarzem), o przyszłość (ja chciałam wrócić do Białegostoku pracować jako psycholog dziecięcy; on marzył o karierze naukowej w Warszawie).

Najtrudniej było pogodzić nasze rodziny. Jego mama przyjęła mnie serdecznie; moja… nawet nie chciała go poznać:
– Po co mi tu obcy facet? Jeszcze ci dziecko zrobi i zostawi!
Tomek próbował mnie pocieszać:
– Twoja mama chyba sama jest bardzo nieszczęśliwa…
Ale ja czułam tylko żal i gniew.

Po studiach wróciłam do Białegostoku sama – Tomek został w Warszawie. Rozstaliśmy się bez awantur; po prostu każde poszło swoją drogą.

Znalazłam pracę w poradni psychologicznej dla dzieci i młodzieży. Codziennie słuchałam historii podobnych do mojej: dzieci bite psychicznie przez rodziców za to, że są inne; nastolatki uciekające z domu; młode kobiety szukające akceptacji tam, gdzie jej nigdy nie znajdą.
Czasem miałam ochotę krzyczeć:
– Dlaczego ludzie ranią najbardziej tych, których powinni kochać najbardziej?
Ale wiedziałam już jedno: nie chcę być taka jak moja mama.

Dziś mam trzydzieści dwa lata i własną rodzinę: męża (nie Tomka), dwie córeczki i psa ze schroniska. Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy udało mi się przerwać ten łańcuch samotności?
Mama już nie żyje; tata mieszka sam pod Białymstokiem; Paweł wyjechał za granicę i rzadko dzwoni.

Czasem nocami wracają do mnie tamte słowa: „Z tobą to tylko kłopoty”. Ale patrzę wtedy na moje dziewczynki śpiące spokojnie obok siebie i myślę: „Nie pozwolę im nigdy poczuć tego co ja”.

Czy można naprawdę wybaczyć swoim rodzicom? Czy da się pokochać siebie po tylu latach odrzucenia? Jak wy sobie radzicie z przeszłością?