Jestem tu panią domu, a nie ty: dlaczego męczy mnie wizyta teściowej – historia Magdy z Bydgoszczy

– Magda, czy ty naprawdę nie widzisz, że te firanki są za krótkie? – głos teściowej rozległ się w moim salonie jak dzwon na alarm pożarowy. Stałam z mopem w ręku, jeszcze w piżamie, bo nie zdążyłam się ogarnąć po nocnej zmianie w szpitalu. Była siódma rano, a ona już od progu zaczęła swoje inspekcje. – W moim domu zawsze było czysto i przytulnie – dodała, rozglądając się z dezaprobatą.

Mój mąż, Tomek, schował się w łazience pod pretekstem golenia. Zostawił mnie samą na polu bitwy. Zawsze tak robił, gdy jego matka przyjeżdżała do nas z Torunia. Dla niej byłam tylko „tą dziewczyną z Bydgoszczy”, która nie potrafi nawet ugotować porządnego rosołu. A przecież to ja harowałam na dwie zmiany, żebyśmy mogli spłacić kredyt na mieszkanie po mojej babci.

Teściowa, pani Halina, była kobietą z zasadami. Jej dom lśnił jak muzeum, a obiad zawsze był na stole o trzynastej. U nas? Czasem zamawialiśmy pizzę, czasem jadłam kanapkę na stojąco. Ale to był nasz dom. Nasz bałagan, nasze zasady. I nagle ona – jak huragan – przewracała wszystko do góry nogami.

– Magda, gdzie są moje kapcie? – zapytała z wyrzutem, jakby to był hotel, a ja jej pokojówką.
– W przedpokoju, tam gdzie zawsze – odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
– No nie wiem, u mnie w domu wszystko miało swoje miejsce – westchnęła ciężko i ruszyła do kuchni.

Wiedziałam już, co będzie dalej. Otworzy lodówkę i zacznie komentować: „Masło za miękkie”, „Jogurt przeterminowany”, „A te jajka to chyba z zeszłego tygodnia?”. I rzeczywiście – nie zawiodła mnie.

– Tomek! – krzyknęła nagle. – Ty tu nic nie jesz? Patrz na siebie! Chudy jak patyk! Magda cię głodzi?
Tomek wyszedł z łazienki z miną winowajcy.
– Mamo, daj spokój…
– Nie będę dawać spokoju! Ja tu przyjechałam ratować sytuację! – odparła i już wyciągała garnek na rosół.

Patrzyłam na nią i czułam narastającą frustrację. Przecież to moje mieszkanie! To ja płacę rachunki, ja sprzątam, ja gotuję (czasem lepiej, czasem gorzej). Ale dla niej byłam tylko dodatkiem do syna. Kimś, kto nie dorósł do roli gospodyni.

W południe zadzwoniła moja mama.
– Madziu, jak tam? Przeżyjesz tę wizytę?
– Mamo, ona chyba chce mnie wykończyć…
– Pamiętaj, to twój dom. Nie daj sobie wejść na głowę.

Łatwo powiedzieć. Ale kiedy teściowa zaczęła przestawiać moje książki na półkach („Bo tu lepiej wyglądają”), a potem wyciągnęła moje ubrania z szafy („Trzeba je poskładać po ludzku”), poczułam się jak intruz we własnym życiu.

Wieczorem usiedliśmy do kolacji. Teściowa podała rosół (oczywiście jej zdaniem najlepszy na świecie), a potem spojrzała na mnie z wyższością.
– Widzisz, Magda? Tak się gotuje. Może kiedyś się nauczysz.
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– Może kiedyś nauczę się też ignorować cudze granice – rzuciłam cicho.
Zapadła cisza. Tomek spojrzał na mnie błagalnie: „Nie zaczynaj”.

Ale ja już nie mogłam milczeć.
– Pani Halino, proszę mi powiedzieć szczerze: czy pani naprawdę uważa, że jestem złą żoną dla Tomka?
Zaskoczyłam ją. Przez chwilę milczała.
– Ja tylko chcę dobrze…
– Ale dla kogo? Dla siebie czy dla nas?

Następnego dnia rano znalazłam ją w kuchni z walizką.
– Wyjeżdżam wcześniej. Widzę, że nie jestem tu mile widziana.
Poczułam ulgę i… żal. Bo przecież chciałam mieć rodzinę. Chciałam być akceptowana. Ale nie za cenę własnej godności.

Tomek przez kilka dni chodził naburmuszony.
– Po co musiałaś się tak stawiać? To moja matka!
– A ja jestem twoją żoną! Czy naprawdę muszę walczyć o swoje miejsce w tym domu?

Od tamtej pory nasze relacje z teściową stały się chłodne. Przestała przyjeżdżać bez zapowiedzi. Czasem dzwoni, czasem wyśle kartkę na święta. Tomek powoli zaczął rozumieć mój punkt widzenia. Ale czasem widzę w jego oczach żal – jakby musiał wybierać między mną a matką.

Często zastanawiam się: czy naprawdę w polskich rodzinach musi być tak trudno? Czy kobieta zawsze musi walczyć o swoje miejsce? Czy nie można po prostu zaakceptować, że każdy dom jest inny?

Może wy mi powiecie: czy to ja przesadzam? Czy każda synowa musi przejść przez takie piekło?