Idźcie, a ja was dogonię – historia o rodzinie, lojalności i rozczarowaniu
– Idźcie, a ja was dogonię – usłyszałam przez telefon głos Michała, mojego męża. Stałam w przedpokoju, trzymając w jednej ręce tornister naszej córki, a w drugiej jej nowy bukiet kwiatów dla wychowawczyni. Był pierwszy września, pierwszy dzień szkoły Amelki. Miała na sobie białą bluzkę z koronkowym kołnierzykiem i granatową spódniczkę, a jej włosy pachniały szamponem z rumiankiem. W oczach miała niepokój i nadzieję – bo tata obiecał, że będzie z nami.
Ale jego nie było. Zamiast tego był telefon.
– Michał, gdzie jesteś? – zapytałam, starając się nie podnieść głosu.
– Mama zadzwoniła, musiałem ją zawieźć na działkę. Wiesz, jak ona potrafi nalegać. Wy idźcie, ja dojadę później – odpowiedział z tym swoim tonem, który zawsze miał wtedy, gdy wiedział, że robi źle.
– Dziś? Teraz? – syknęłam przez zaciśnięte zęby. – Michał, to pierwszy dzień szkoły Amelki! Obiecałeś!
– No wiem… Ale mama…
Rozłączyłam się. Nie chciałam słyszeć kolejnych wymówek. Spojrzałam na Amelkę. Stała przy drzwiach, ściskając w dłoniach nowy piórnik z jednorożcem.
– Mamusiu, tata przyjedzie? – zapytała cicho.
Zacisnęłam powieki. Nie chciałam płakać. Nie teraz.
– Może… Może się spóźni, ale będzie – skłamałam.
Wyszłyśmy z domu. Na klatce minęłyśmy sąsiadkę, panią Halinę, która uśmiechnęła się do Amelki:
– Ojej, jaka piękna dziewczynka! Pierwszy dzień szkoły?
Amelka tylko skinęła głową i schowała się za moją spódnicą.
Na podwórku już czekały inne dzieci z rodzicami. Wszyscy uśmiechnięci, ojcowie robili zdjęcia telefonami, mamy poprawiały kokardki i guziki. Czułam się jak intruz. Jakby wszyscy widzieli, że jesteśmy niekompletne.
W szkole tłum był jeszcze większy. Amelka ściskała moją dłoń tak mocno, że aż zbielały mi palce.
– Mamo…
– Jestem tu z tobą – powiedziałam i przyklęknęłam przy niej. – Tata na pewno żałuje, że go nie ma.
Wiedziałam jednak, że to nieprawda. Michał nigdy nie żałował takich rzeczy. Dla niego matka była zawsze najważniejsza. Nawet po tylu latach małżeństwa nie potrafił postawić granicy.
Po uroczystości podeszła do mnie Ewa, mama kolegi Amelki:
– Twój mąż nie mógł przyjść?
– Coś mu wypadło… – wymamrotałam.
– Szkoda. Amelka taka dzielna! – uśmiechnęła się współczująco.
Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Amelka poszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Siedziałam w kuchni i patrzyłam na telefon. Cisza. Żadnej wiadomości od Michała.
Po godzinie zadzwoniła teściowa.
– Aniu, wyślij mi zdjęcia z uroczystości! Michał mówił, że wszystko pięknie wyszło?
Zacisnęłam pięści.
– Tak, wyszło pięknie. Szkoda tylko, że nie mogła pani zobaczyć tego na żywo.
– Oj tam! Ważne, że Amelka szczęśliwa! A Michał już wraca?
– Nie wiem – odpowiedziałam chłodno i rozłączyłam się.
Wieczorem Michał wrócił do domu jak gdyby nigdy nic. Wszedł do kuchni i rzucił klucze na stół.
– I jak było? – zapytał z uśmiechem.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Jak było? Było tak, że twoja córka cały dzień czekała na ciebie! Że musiałam tłumaczyć jej przed wszystkimi dziećmi i rodzicami, dlaczego jej tata nie przyszedł!
Michał wzruszył ramionami.
– Przecież mówiłem, że mama potrzebowała pomocy…
– A twoja córka nie potrzebowała? – wybuchłam. – To był jej pierwszy dzień szkoły! Czy ty naprawdę tego nie rozumiesz?
W drzwiach stanęła Amelka. Miała zaczerwienione oczy.
– Tato…
Michał ukląkł przy niej i próbował ją przytulić, ale ona cofnęła się o krok.
– Obiecałeś…
Nie powiedziała już nic więcej. Pobiegła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była ciężka jak burzowe chmury nad Mazurami. Michał próbował udawać, że nic się nie stało. Ja milczałam coraz dłużej. Amelka zamknęła się w sobie.
W weekend przyszła do nas moja siostra Magda z mężem i synem. Od razu wyczuła napięcie w powietrzu.
– Co się dzieje? – zapytała cicho w kuchni.
Opowiedziałam jej wszystko. Magda pokręciła głową:
– Anka… Ty zawsze byłaś dla nich na drugim miejscu. Najpierw jego matka, potem ty i dziecko…
Zacisnęłam usta.
– Myślisz, że powinnam odejść?
Magda spojrzała mi prosto w oczy:
– Myślę, że powinnaś przestać udawać przed sobą samą.
Wieczorem usiadłam z Michałem przy stole.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie.
Westchnął ciężko.
– Znowu o tym samym?
– Tak. Bo to się nigdy nie zmienia! Zawsze wybierasz swoją matkę zamiast nas! Nawet kiedy chodzi o własne dziecko!
Michał spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Przesadzasz…
– Nie przesadzam! – podniosłam głos. – Wiesz co? Może rzeczywiście powinniśmy pójść osobno przez życie? Może wtedy zobaczysz, co tracisz!
Zapadła cisza. Michał patrzył na mnie długo, jakby nagle zobaczył mnie po raz pierwszy od lat.
Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy Amelki i pojechałyśmy do Magdy na kilka dni. Michał dzwonił raz czy dwa, ale nie odbierałam. Potrzebowałam czasu na przemyślenie wszystkiego.
Amelka wieczorem przytuliła się do mnie:
– Mamo… Czy tata nas już nie kocha?
Poczułam łzy pod powiekami.
– Kocha… Ale czasem dorośli robią głupie rzeczy i nie widzą tego od razu.
Po tygodniu wróciłyśmy do domu. Michał czekał na nas w kuchni z bukietem kwiatów dla mnie i pluszowym misiem dla Amelki.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Chciałem dobrze… Ale wiem już, że zawiodłem was obie.
Nie odpowiedziałam od razu. Wzięłam kwiaty do ręki i spojrzałam mu prosto w oczy:
– To nie kwiaty są ważne, Michał. Tylko czyny.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Michał zaczął chodzić na terapię dla dorosłych dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców. Ja też zaczęłam dbać o siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale blizna została – zarówno we mnie, jak i w Amelce.
Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy jedno rozczarowanie może zmienić całe życie dziecka? Czy można odbudować zaufanie po takim dniu? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?