Między miłością a rozczarowaniem: Historia o stracie, rodzinie i wyborach
– Naprawdę nie rozumiesz, mamo? – mój głos drżał, a w oczach miałam łzy. Stałam na środku kuchni, trzymając w rękach smycz, która jeszcze niedawno należała do mojego ukochanego psa, Figi. Mama patrzyła na mnie z mieszaniną złości i rozczarowania. – Lepiej, gdybyś miała dziecko, a nie psa! – rzuciła z goryczą.
To wydarzyło się po pięciu latach mojego małżeństwa z Michałem. Oboje byliśmy już zmęczeni codziennością: praca, kredyt na mieszkanie w bloku na obrzeżach Krakowa, wieczne zmiany w firmie Michała i moje nadgodziny w szkole językowej. Marzyliśmy o chwili oddechu. Postanowiliśmy wyjechać na krótki urlop w góry – nie za granicę, nie do drogiego hotelu, tylko do małego domku w Beskidach. Chcieliśmy po prostu zmienić otoczenie, odpocząć, oderwać się od wszystkiego.
Jedyną rzeczą, która zaprzątała moje myśli przed wyjazdem, była Figa – nasza adoptowana suczka ze schroniska. Miała już siedem lat, była trochę lękliwa, ale kochana i oddana. Nie mogliśmy jej zabrać ze sobą – właściciele domku nie akceptowali zwierząt. Z bólem serca poprosiłam mamę o pomoc. Zgodziła się bez większego entuzjazmu, ale wiedziałam, że Figa ją zna i ufa jej.
Wyjechaliśmy w piątek rano. Przez cały weekend czułam niepokój – coś wisiało w powietrzu. Mama nie odbierała telefonu, pisała tylko krótkie SMS-y: „Wszystko ok”. Michał próbował mnie uspokoić: „Może jest zajęta albo po prostu nie chce cię martwić”.
Wróciliśmy w poniedziałek wieczorem. W mieszkaniu panowała cisza. Smycz Figi wisiała na swoim miejscu, ale miski były puste. Zadzwoniłam do mamy. Odebrała po kilku sygnałach.
– Cześć, mamo. Gdzie jest Figa? – zapytałam od razu.
– Musimy porozmawiać – odpowiedziała chłodno. – Przyjedź jutro rano.
Nie spałam tej nocy. Michał próbował mnie przytulić, ale czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce. Rano pojechałam do mamy. Siedziała przy stole z filiżanką kawy i patrzyła przez okno.
– Oddałam ją do schroniska – powiedziała bez emocji.
– Co?! Jak mogłaś?!
– To nie jest życie dla ciebie. Jesteś dorosłą kobietą, powinnaś myśleć o dziecku, a nie o psie! Tylko się męczysz z tym zwierzęciem. Przecież sama mówiłaś, że jesteś zmęczona.
– Ale to była moja decyzja! Figa to członek naszej rodziny!
Mama wzruszyła ramionami.
– Lepiej będzie dla wszystkich. Zrozumiesz kiedyś.
Wybiegłam z mieszkania z płaczem. Michał zadzwonił do schroniska – Figa była tam od dwóch dni. Pojechaliśmy natychmiast. Kiedy zobaczyłam ją za kratami, całą trzęsącą się i skuloną w kącie boksu, coś we mnie pękło.
Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z mamą. Nie odbierała telefonu. Tata był bezradny: „Wiesz jaka ona jest… Myśli, że robi dobrze”.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki pytały: „Co się stało?”, ale nie potrafiłam tego opisać bez łez. Michał był wściekły: „Twoja mama przekroczyła granicę! To nie jej sprawa!”.
Wieczorami siedziałam na kanapie z Figą wtuloną w moje kolana i zastanawiałam się, jak bardzo można zranić kogoś w imię „dobra”. Mama zawsze była wymagająca: „Skończ studia”, „Znajdź dobrą pracę”, „Załóż rodzinę”. Kiedy wyszłam za Michała i przez kilka lat nie mieliśmy dzieci, zaczęły się aluzje: „Może czas pomyśleć o czymś poważniejszym niż pies?”.
Dla mnie Figa była czymś poważnym. Była moim wybawieniem w najtrudniejszych chwilach – kiedy straciłam pracę, kiedy pokłóciłam się z Michałem, kiedy czułam się samotna nawet wśród ludzi.
Przez kilka tygodni nie rozmawiałam z mamą. W końcu przyszła do nas niespodziewanie. Stała w drzwiach z bukietem kwiatów i łzami w oczach.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Chciałam dobrze… Ale chyba nie umiem już być dobrą matką.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Patrzyłam na nią i widziałam kobietę zagubioną między własnymi lękami a miłością do córki.
– Mamo… Ja cię kocham, ale musisz zrozumieć, że moje życie to moje wybory.
Usiadłyśmy razem na kanapie. Figa podeszła do mamy i położyła jej łapę na kolanie. Mama rozpłakała się na dobre.
Od tamtej pory nasze relacje są inne – bardziej ostrożne, pełne niedopowiedzeń i cichych żalów. Czasem myślę, czy kiedykolwiek będziemy potrafiły rozmawiać bez ranienia siebie nawzajem.
Czy naprawdę można kochać kogoś tak bardzo, że przestaje się widzieć jego potrzeby? Czy miłość matki usprawiedliwia wszystko? Może czasem trzeba pozwolić odejść własnym oczekiwaniom i po prostu być obok…