Cień winy: Historia Krzyśka i Marka z mazurskiej wsi

— Krzysiek, powiedz mi prawdę. Tylko tyle chcę — głos Marka drżał, a jego oczy błyszczały od gniewu i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłem nazwać. Może to był strach? Może rozczarowanie? Stałem naprzeciwko niego w kuchni starego domu moich rodziców na Mazurach, zaciśnięte pięści ukryte w kieszeniach dżinsów. Za oknem słońce chyliło się ku zachodowi, a powietrze było ciężkie od zapachu świeżo skoszonej trawy i burzy, która wisiała w powietrzu.

Ten weekend miał być odpoczynkiem. Pojechaliśmy z Markiem na wieś, żeby oderwać się od Warszawy, od pracy, od codziennych problemów. Miałem nadzieję, że tu, wśród jezior i lasów, odzyskam spokój ducha. Marek był moim przyjacielem od dzieciństwa, znałem go lepiej niż siebie samego. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Wszystko zaczęło się niewinnie. W piątek wieczorem siedzieliśmy przy ognisku z sąsiadami — panem Staszkiem i jego żoną Haliną. Rozmowy schodziły na stare czasy, śmialiśmy się z dziecięcych wybryków, wspominaliśmy zimy, kiedy jezioro zamarzało tak mocno, że można było po nim jeździć rowerem. Ale potem pojawiła się ona — Anka. Moja siostra. Przyszła z miasta na weekend, niespodziewanie. Zawsze była duszą towarzystwa, ale tego wieczoru była dziwnie spięta.

— Marek, pomożesz mi z drewem? — zapytała nagle, przerywając rozmowę. Spojrzałem na nią pytająco, ale ona tylko rzuciła mi szybkie spojrzenie i zniknęła w ciemności ogrodu. Marek poszedł za nią bez słowa.

Nie wiem dlaczego wtedy poczułem ukłucie niepokoju. Może to był sposób, w jaki Anka patrzyła na Marka? Może to była cisza, która zapadła po ich odejściu? Zostaliśmy przy ognisku tylko ja i pan Staszek. On też wydawał się spięty.

— Uważaj na nich — powiedział nagle cicho. — Czasem ludzie nie są tacy, jakimi się wydają.

Zignorowałem to wtedy. Przecież znałem Marka całe życie. Anka była moją siostrą. Co mogło się stać?

Następnego dnia rano obudził mnie hałas w kuchni. Zszedłem na dół i zobaczyłem Ankę płaczącą przy stole. Marek stał obok niej, blady jak ściana.

— Co się stało? — zapytałem zaspanym głosem.

Anka spojrzała na mnie czerwonymi oczami.

— Ktoś ukradł pieniądze z szuflady mamy — wyszeptała.

Poczułem zimny dreszcz na plecach. Pieniądze? Mama zawsze trzymała trochę gotówki na czarną godzinę. Wiedzieli o tym tylko najbliżsi.

— To niemożliwe — powiedziałem stanowczo. — Kto by to zrobił?

Marek spuścił wzrok.

— Może ktoś z sąsiadów? — zasugerował cicho.

Ale ja już widziałem w oczach Anki oskarżenie. I wtedy przypomniałem sobie słowa pana Staszka z poprzedniego wieczoru.

Przez cały dzień atmosfera była napięta. Mama udawała, że nic się nie stało, ale widziałem, jak nerwowo sprawdza szuflady i zamyka drzwi na klucz nawet wtedy, gdy wychodziła tylko do ogrodu. Marek unikał mojego wzroku, a Anka zamknęła się w swoim pokoju.

Wieczorem poszedłem do Marka do stodoły, gdzie naprawiał stary rower.

— Marek, powiedz mi szczerze… — zacząłem.

Spojrzał na mnie z wyrzutem.

— Myślisz, że to ja? Że po tylu latach przyjaźni mógłbym okraść twoją rodzinę?

Zamilkłem. Nie wiedziałem już niczego na pewno. W głowie kłębiły mi się obrazy: Anka i Marek rozmawiający szeptem w ogrodzie, dziwne spojrzenia sąsiadów, słowa pana Staszka…

W nocy nie mogłem spać. Słyszałem szepty za ścianą, ciche kroki na schodach. Nad ranem usłyszałem trzask drzwi i wybiegłem na podwórko. Marek stał przy samochodzie z walizką.

— Odchodzę — powiedział cicho. — Nie mogę tu zostać, skoro nikt mi nie wierzy.

Chciałem go zatrzymać, ale nie potrafiłem znaleźć słów. Patrzyłem tylko, jak odjeżdża w stronę lasu.

Dopiero po jego wyjeździe Anka przyszła do mnie i wyznała prawdę. To ona zabrała pieniądze — potrzebowała ich na spłatę długu w mieście. Bała się przyznać przed mamą i przede mną. Marek wiedział o wszystkim od początku i próbował ją chronić.

Poczułem się jak idiota. Zawiodłem przyjaciela i siostrę. Pozwoliłem podejrzeniom zatruć wszystko to, co było między nami dobre.

Dziś siedzę na werandzie starego domu i patrzę na zachód słońca nad jeziorem. Zastanawiam się: czy naprawdę znamy tych, których kochamy? Czy potrafimy zaufać bezgranicznie? A może każdy z nas nosi w sobie cień winy, którego inni nigdy nie zobaczą?