Dwie sieroty, jeden dom i tajemnica, która podzieliła rodzinę
Stałam na klatce schodowej, ściskając w dłoni wyblakłe zdjęcie. Obok mnie drżała z nerwów moja przyjaciółka, Zosia. Obie miałyśmy po dwadzieścia lat, a w oczach więcej strachu niż nadziei. – Idziemy? – szepnęła Zosia, patrząc na mnie z niepokojem. – Musimy – odpowiedziałam, choć serce waliło mi jak młotem. Przed nami były drzwi do mieszkania mężczyzny, którego nigdy nie widziałam, a który miał być moim ojcem.
To nie był zwykły dzień. Był listopad, zimny wiatr szarpał gałęziami drzew na warszawskim Bródnie. W środku bloku pachniało gotowaną kapustą i wilgocią. Zosia ścisnęła moją dłoń mocniej. – Jeśli nie chcesz… – zaczeła, ale przerwałam jej: – Nie mogę już dłużej żyć w niewiedzy.
Zadzwoniłam. Po chwili usłyszałyśmy ciężkie kroki i skrzypnięcie zamka. Drzwi otworzył mężczyzna po pięćdziesiątce, z siwymi włosami i zmęczonym spojrzeniem. – Czego chcecie? – zapytał szorstko. – Pan jest panem Andrzejem Nowakiem? – zapytałam cicho. Skinął głową. – To… ja jestem Magda. Magda Zielińska. Moja mama miała na imię Barbara…
W jego oczach pojawiło się coś na kształt szoku. Cofnął się o krok, jakby dostał w twarz. – To niemożliwe… – wyszeptał. – Mama mówiła mi tylko tyle, że pan… że pan nie chciał mnie znać – powiedziałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Zosia stała obok jak cień. W końcu Andrzej odsunął się od drzwi i gestem zaprosił nas do środka. W mieszkaniu panował bałagan: sterty gazet, niedopita herbata na stole, zdjęcia dzieci na ścianach. Ale żadnego mojego.
– Dlaczego przyszłaś po tylu latach? – zapytał, siadając ciężko na krześle. – Bo nie mam już nikogo – odpowiedziałam szczerze. – Babcia zmarła rok temu. Mama… nigdy nie chciała mówić o panu. W domu dziecka nikt mnie nie chciał. Zosia była jedyną osobą, która mnie rozumiała.
Andrzej milczał długo. W końcu wyjął z szuflady stare zdjęcie mojej mamy. – Byliśmy młodzi… głupi… Twoja matka uciekła ode mnie po kłótni z moją matką. Moja rodzina nigdy jej nie zaakceptowała.
– A pan? – zapytałam z goryczą.
– Ja byłem tchórzem – powiedział cicho.
Wtedy do mieszkania weszła kobieta w średnim wieku z zakupami. Spojrzała na nas podejrzliwie. – Kto to jest? – zapytała ostro.
– To… Magda. Moja córka – powiedział Andrzej bez przekonania.
Kobieta rzuciła siatki na podłogę i zaczęła krzyczeć: – Po tylu latach?! Teraz sobie przypomniałeś?! A co z naszymi dziećmi? Co powiesz Ani i Krzyśkowi?!
Zamarłam. Miałam rodzeństwo? Andrzej patrzył na mnie bezradnie. – To moja żona, Teresa.
– Nie chcę tu żadnych cudzych dzieci! – wrzasnęła Teresa i wybiegła do sypialni trzaskając drzwiami.
Zosia ścisnęła moją rękę jeszcze mocniej. Chciałam uciec, ale Andrzej zatrzymał mnie wzrokiem. – Zostańcie na chwilę… Proszę.
Usiadłyśmy przy stole. Andrzej wyjął butelkę wódki i nalał sobie kieliszek. – Nie wiem, co mam zrobić…
– Ja też nie wiem – odpowiedziałam szczerze.
Wtedy usłyszałam cichy płacz za drzwiami sypialni i głosy dzieci: – Mamo, co się dzieje?
Po chwili do kuchni weszła dziewczyna w moim wieku i chłopak trochę młodszy ode mnie. Patrzyli na mnie jak na ducha.
– Kim ty jesteś? – zapytała dziewczyna.
– Jestem Magda… wasza siostra.
Zapadła cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
– Tata?! O czym ona mówi?!
Andrzej spuścił głowę. – To długa historia…
Teresa wybiegła z pokoju i zaczęła krzyczeć: – Nie pozwolę! Nie pozwolę ci rozbić naszej rodziny przez jakąś przybłędę!
Wstałam gwałtownie. – Przepraszam… Nie chciałam niczego psuć! Chciałam tylko wiedzieć… czy mam rodzinę!
Zosia próbowała mnie zatrzymać, ale wybiegłam z mieszkania na klatkę schodową i osunęłam się na zimne schody. Płakałam tak długo, aż Zosia usiadła obok mnie i objęła ramieniem.
– Może to był błąd… Może lepiej było nie wiedzieć? – wyszeptałam.
Ale los nie pozwolił mi odejść tak łatwo.
Następnego dnia dostałam SMS-a od Ani: „Spotkajmy się”.
Poszłam do kawiarni niedaleko bloku. Ania już czekała przy stoliku.
– Przepraszam za wczoraj… Mama jest w szoku. Ja też jestem w szoku… Ale jeśli naprawdę jesteś moją siostrą… chcę cię poznać.
Rozmawiałyśmy długo o dzieciństwie, o tym jak różne miałyśmy życie. Ania miała wszystko: rodzinę, wsparcie, wakacje nad morzem. Ja miałam dom dziecka i wieczne poczucie bycia niechcianą.
– Tata nigdy o tobie nie mówił… Ale widzę w tobie siebie – powiedziała cicho Ania.
Z czasem zaczęłyśmy się spotykać coraz częściej. Krzysiek był bardziej zamknięty, ale po kilku miesiącach napisał do mnie na Messengerze: „Może pójdziemy razem na koncert?”
Teresa długo nie mogła się pogodzić z moją obecnością. Unikała mnie, traktowała chłodno, czasem rzucała kąśliwe uwagi przy stole: „Nie wiem po co tu przychodzisz”.
Ale Andrzej próbował naprawić błędy przeszłości: zapraszał mnie na obiady, pomagał znaleźć pracę w bibliotece osiedlowej, czasem dzwonił wieczorem tylko po to, by zapytać jak minął mi dzień.
Najtrudniejszy był pierwszy wspólny Wigilia.
Siedzieliśmy przy stole: Andrzej, Teresa, Ania, Krzysiek i ja z Zosią (która stała się dla nich jak druga córka). Teresa przez całą kolację milczała ponuro.
W końcu podniosłam się i powiedziałam: – Dziękuję za zaproszenie… Ale jeśli moja obecność jest problemem, mogę już nigdy tu nie wrócić.
Andrzej spojrzał na żonę błagalnie: – Teresa… Proszę cię…
Teresa spojrzała mi prosto w oczy: – Nie jestem gotowa ci wybaczyć tego, co zrobiła twoja matka mojej rodzinie… Ale widzę jak patrzysz na mojego syna i córkę… Widzę jak bardzo chcesz być częścią tej rodziny… Może kiedyś znajdę w sobie siłę by ci wybaczyć.
To był pierwszy krok do pojednania.
Minęły dwa lata od tamtego dnia na klatce schodowej. Dziś mam rodzinę: Anię, Krzyśka i nawet Teresę (która powoli zaczyna traktować mnie jak człowieka). Andrzej jest dla mnie ojcem takim, jakiego zawsze chciałam mieć.
Ale czasem nocą pytam siebie: czy lepiej żyć w niewiedzy i spokoju czy znać prawdę nawet jeśli boli? Czy można naprawdę wybaczyć przeszłość? Co wy byście zrobili na moim miejscu?