„Nie chcę być mamą!” – historia, która rozdarła naszą rodzinę

– Nienawidzę cię! – wrzasnęła Lena, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby w naszym mieszkaniu na Pradze. Stałam w korytarzu, z sercem bijącym jak oszalałe, próbując złapać oddech. W głowie dudniły mi jej słowa: „Nie chcę być mamą! Chcę się bawić i spotykać z przyjaciółmi!”.

Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało mi się, że najgorsze, co może mnie spotkać jako matkę, to złe oceny czy pierwsze złamane serce mojej córki. Ale wtedy nie wiedziałam, że Lena od pół roku nosi w sobie tajemnicę większą niż wszystko, co do tej pory przeżyłyśmy razem. O jej ciąży dowiedziałam się przypadkiem – zauważyłam, że coraz częściej nosi luźne bluzy i unika wspólnych posiłków. Kiedy w końcu zobaczyłam jej zaokrąglony brzuch, poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.

– Lena… – zaczęłam cicho, próbując wejść do jej pokoju. – Musimy porozmawiać.

– Nie chcę! – jej głos był pełen rozpaczy i gniewu. – To twoja wina! Gdybyś mnie nie kontrolowała, nie musiałabym ci niczego ukrywać!

Usiadłam na podłodze pod jej drzwiami. Słyszałam jej cichy płacz. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, jak bardzo ją zawiodłam. Byłam tak skupiona na pracy i codziennych obowiązkach, że nie zauważyłam, jak bardzo Lena się ode mnie oddaliła.

Mój mąż, Artur, wrócił tego dnia późno z pracy. Gdy powiedziałam mu o wszystkim, zbladł i przez długą chwilę milczał.

– Co teraz? – zapytał w końcu. – Przecież ona jest jeszcze dzieckiem.

Nie wiedziałam. Przez kolejne dni chodziliśmy po domu jak cienie. Lena zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Próbowałam ją przekonać do rozmowy z psychologiem szkolnym, ale tylko wzruszyła ramionami.

– Nie rozumiesz mnie – powiedziała kiedyś przez łzy. – Ja nie chcę tego dziecka. Chcę żyć normalnie! Chcę chodzić na imprezy, spotykać się z Olą i Karoliną…

Wiedziałam, że w Polsce aborcja jest praktycznie niemożliwa. Było już za późno na jakiekolwiek inne rozwiązania. Musieliśmy zmierzyć się z rzeczywistością.

Zaczęły się plotki. Sąsiadki szeptały za naszymi plecami, a koleżanki Leny przestały ją zapraszać na spotkania. W szkole patrzono na nią z politowaniem albo pogardą. Najgorsze były jednak rozmowy z rodziną.

– Jak mogliście do tego dopuścić? – pytała moja mama podczas niedzielnego obiadu. – Gdzie byłaś, kiedy twoja córka potrzebowała rozmowy?

Czułam się winna za wszystko. Za to, że nie zauważyłam sygnałów. Za to, że nie byłam dla niej wsparciem. Za to, że teraz musiała dorosnąć szybciej niż powinna.

Lena coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Przestała odbierać telefony od przyjaciółek. Czasem słyszałam, jak płacze w nocy. Pewnego wieczoru usiadłam obok niej na łóżku.

– Córeczko… Wiem, że jest ci ciężko. Ale nie jesteś sama. Jesteśmy tu dla ciebie.

Spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Ale ja tego nie chciałam! Nie chcę być taka jak ty! Całe życie tylko praca i dom… Ja chciałam czegoś więcej!

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Przypomniałam sobie własną młodość – marzenia o podróżach, studiach za granicą… Wszystko to porzuciłam dla rodziny. Czy naprawdę chciałam tego samego dla Leny?

Ciąża postępowała. Lena musiała zrezygnować z wyjazdu na obóz wakacyjny i przygotowań do matury. Jej chłopak, Damian, początkowo obiecywał wsparcie, ale szybko się wycofał.

– To nie moje dziecko – powiedział pewnego dnia przez telefon. – Nie licz na mnie.

Lena była zdruzgotana. Przez kilka dni nie wychodziła z łóżka. W końcu zgodziła się pójść ze mną do psychologa.

– Czy ja sobie poradzę? – zapytała cicho podczas jednej z wizyt.

– Masz prawo się bać – odpowiedziała pani psycholog. – Ale masz też prawo prosić o pomoc.

Zaczęłyśmy razem przygotowywać się na przyjście dziecka. Kupowałyśmy ubranka, urządzałyśmy kącik w pokoju Leny. Czasem śmiałyśmy się razem przy wyborze śpioszków, ale częściej płakałyśmy ze zmęczenia i strachu przed przyszłością.

Kiedy urodziła się mała Pola, Lena patrzyła na nią przez długi czas bez słowa. Widziałam w jej oczach mieszankę przerażenia i miłości.

Pierwsze tygodnie były koszmarem. Lena była wyczerpana, niewyspana i rozgoryczona.

– To nie tak miało być! – krzyczała czasem w środku nocy. – Ja nie chcę tak żyć!

Ale powoli zaczynała akceptować nową rzeczywistość. Pomagałam jej jak mogłam, choć sama czułam się bezradna wobec ogromu tej sytuacji.

Dziś Pola ma już pół roku. Lena wróciła do szkoły dzięki indywidualnemu tokowi nauczania. Nadal tęskni za dawnym życiem, ale coraz częściej widzę w niej siłę i determinację.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy mogłam lepiej przygotować moją córkę na dorosłość? Czy każda matka musi przeżyć taki dramat, by zrozumieć swoje dziecko?

A może to właśnie te najtrudniejsze chwile uczą nas najwięcej o sobie samych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?