Mój rozwód uratował mi życie – historia Magdaleny z Gdańska

Stałam w kuchni z kubkiem zimnej kawy, patrząc przez okno na szare, marcowe niebo nad Gdańskiem. Właśnie wróciłam z sądu. Ostatni podpis, ostatnie spojrzenie na Bartka – mojego męża przez piętnaście lat. Zamiast ulgi poczułam pustkę, która ścisnęła mnie za gardło. W głowie dudniło mi jedno pytanie: „Co teraz?”

– Mamo, a tata przyjdzie dziś na kolację? – zapytała moja dwunastoletnia córka, Lena, wchodząc do kuchni z plecakiem na jednym ramieniu.

– Nie, kochanie. Tata mieszka teraz gdzie indziej. Ale zadzwoni do ciebie wieczorem – odpowiedziałam, starając się nie pokazać łez.

Lena wzruszyła ramionami i poszła do swojego pokoju. Zawsze była cicha, zamknięta w sobie. Ostatnie miesiące jeszcze bardziej ją wycofały. Wiedziałam, że cierpi, ale nie potrafiłam już dłużej udawać przed sobą i przed nią.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Bartek był kiedyś czuły, zabawny, pełen pomysłów. Poznaliśmy się na studiach na Politechnice Gdańskiej. On – dusza towarzystwa, ja – raczej nieśmiała, ale zakochana po uszy. Po ślubie zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu na Zaspie. Było biednie, ale szczęśliwie. Potem pojawiła się Lena i wszystko się zmieniło.

Bartek dostał awans w firmie informatycznej. Coraz częściej zostawał po godzinach. Najpierw tłumaczył się projektami, potem spotkaniami integracyjnymi. Zaczęłam znajdować w jego kieszeniach paragony z restauracji, perfumy, których nie używał wcześniej.

– Bartek, gdzie byłeś wczoraj do północy? – zapytałam pewnego wieczoru.

– Przecież mówiłem! Mieliśmy deployment u klienta, wszystko się przeciągnęło – odpowiedział beznamiętnie.

– Ale przecież dzwoniłam do twojego szefa. Powiedział, że wyszedłeś o osiemnastej.

Bartek spojrzał na mnie z irytacją:

– Magdalena, przestań mnie kontrolować! Może jeszcze będziesz mi GPS do auta montować?

Zamilkłam. Nie chciałam awantury przy Lenie. Ale tej nocy nie spałam już spokojnie.

Z czasem zaczęły się kłótnie o wszystko: o pieniądze, o wychowanie Leny, o to, że nie mam czasu dla siebie. Bartek coraz częściej znikał na weekendy pod pretekstem wyjazdów służbowych. Pewnej nocy wrócił pijany i nawet nie próbował się tłumaczyć.

– Ty nic nie rozumiesz! – krzyknął kiedyś podczas awantury. – Ja haruję jak wół, a ty tylko narzekasz!

– Ja narzekam? Bartek, ja tu wszystko ogarniam sama! Praca, dom, dziecko! Nawet nie pamiętasz, kiedy Lena miała wywiadówkę!

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach pogardę.

Najgorsze przyszło kilka tygodni później. Otworzyłam jego laptopa – nie chciałam tego robić, ale czułam, że coś jest nie tak. Znalazłam wiadomości do jakiejś Pauliny z pracy. „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać naszego weekendu”.

Serce mi stanęło. Przez godzinę siedziałam na podłodze w łazience i płakałam tak cicho, żeby Lena nie usłyszała.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Bartkiem.

– Wiem o Paulinie – powiedziałam bez emocji.

Bartek tylko wzruszył ramionami.

– I co z tego? My już od dawna nie jesteśmy razem. Ty żyjesz swoim życiem, ja swoim.

– To dlaczego nie powiesz tego Lenie? Dlaczego udajesz ojca tylko wtedy, kiedy ci wygodnie?

Bartek spojrzał na mnie z chłodem:

– Bo nie chcę jej ranić. Ale skoro już musisz wszystko psuć…

Wtedy pierwszy raz pomyślałam o rozwodzie na poważnie.

Nie było łatwo. Moja mama była przeciwna:

– Magda, rozwód to nie jest rozwiązanie! Każda rodzina ma kryzysy! Pomyśl o Lenie!

– Mamo, ja już nie mam siły! Bartek mnie zdradza! Udaje ojca tylko na pokaz!

– A ty jesteś taka święta? Może gdybyś bardziej dbała o siebie…

Te słowa bolały najbardziej. Czułam się winna wszystkiemu: zdradzie Bartka, smutkowi Leny, rozczarowaniu mamy.

Przez kilka miesięcy żyliśmy jak współlokatorzy. Bartek coraz częściej nocował u Pauliny. Ja zamknęłam się w sobie. Przestałam spotykać się z przyjaciółkami. Nawet siostra przestała dzwonić – miała dość moich narzekań.

Pewnego dnia Lena wróciła ze szkoły zapłakana.

– Mamo, dzieci mówią, że tata ma nową panią i że już nas nie kocha…

Przytuliłam ją najmocniej jak umiałam.

– Kochanie, tata zawsze będzie twoim tatą. Ale czasem dorośli muszą się rozstać, żeby przestać się ranić.

Lena długo płakała w moich ramionach.

W końcu podjęłam decyzję. Złożyłam pozew o rozwód bez orzekania o winie – dla dobra Leny. Bartek nawet nie próbował walczyć. Chciał tylko podzielić mieszkanie i samochód.

Rozwód trwał pół roku. Przez ten czas miałam wrażenie, że żyję w zawieszeniu. Mama przestała ze mną rozmawiać – uznała mnie za egoistkę i grzesznicę. Siostra wyjechała do Niemiec i kontaktowała się tylko przez Facebooka. Najgorsze były święta – siedziałyśmy z Leną same przy stole, a Bartek wysyłał zdjęcia z nową partnerką z Zakopanego.

Po rozwodzie długo nie mogłam dojść do siebie. Bałam się wychodzić z domu, bałam się opinii sąsiadów („Ta od Bartka? No tak… Rozwódka…”). W pracy udawałam twardą – ale po powrocie do pustego mieszkania płakałam w poduszkę.

Któregoś dnia Lena powiedziała:

– Mamo… ja wolę być z tobą sama niż słuchać waszych kłótni.

Te słowa były jak przebudzenie.

Zaczęłam powoli wracać do życia. Zapisałam się na jogę w pobliskim klubie sportowym. Poznałam tam kilka kobiet po przejściach – Anię po rozwodzie z alkoholikiem i Martę samotną matkę bliźniaków. Razem chodziłyśmy na spacery po plaży i rozmawiałyśmy godzinami o wszystkim: o dzieciach, facetach i o tym, jak trudno być silną kobietą w Polsce.

Po kilku miesiącach zaczęłam czuć się lepiej we własnej skórze. Zmieniłam fryzurę – ścięłam włosy na krótko i przefarbowałam je na rudo (mama skwitowała to milczeniem). Kupiłam sobie rower i zaczęłam jeździć z Leną nad morze.

Bartek próbował czasem ingerować:

– Magdalena, może byśmy spróbowali jeszcze raz? Paulina mnie rzuciła…

Zaśmiałam się gorzko:

– Teraz sobie przypomniałeś? Za późno!

Mama powoli zaczęła akceptować moją decyzję – zwłaszcza gdy zobaczyła, że Lena jest spokojniejsza i lepiej radzi sobie w szkole.

Najtrudniejsze były spotkania rodzinne – ciotki szeptały za moimi plecami:

– Taka ładna dziewczyna była… A teraz sama…

Ale ja już nie przejmowałam się opiniami innych.

Dziś mija rok od rozwodu. Mam własne mieszkanie (małe dwupokojowe na Przymorzu), pracuję jako księgowa w lokalnej firmie i czuję się wolna jak nigdy wcześniej. Lena śmieje się coraz częściej i zaprosiła ostatnio koleżanki na nocowanie – pierwszy raz od lat!

Czasem jeszcze budzę się w nocy z lękiem: czy dam radę sama? Czy Lena kiedyś mi wybaczy? Ale potem patrzę na siebie w lustrze i widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek.

Czy naprawdę trzeba przejść przez piekło rozwodu, żeby odnaleźć siebie? A może to właśnie samotność uczy nas najwięcej o miłości do siebie samej? Czekam na Wasze historie…