Kiedy dziecięce kaprysy rozrywają przyjaźń: Moja spowiedź o stracie bliskości z Anią
– Znowu nie możemy się spotkać? – zapytałam, próbując ukryć drżenie w głosie. Stałam przy oknie, patrząc na szare niebo nad Warszawą, kiedy Ania po raz kolejny odmówiła wspólnej kawy. – Przepraszam, Ola, ale Zosia ma katar. Nie chcę jej zostawiać nawet na chwilę – odpowiedziała cicho, a w tle słyszałam płacz dziecka.
To był już trzeci raz w tym miesiącu. Kiedyś Ania była moją bratnią duszą – razem śmiałyśmy się do łez, planowałyśmy wakacje nad Bałtykiem, wspierałyśmy się w najgorszych chwilach. Teraz czułam się jak intruz w jej nowym świecie, w którym nie było już dla mnie miejsca.
Mój mąż, Tomek, zauważył moją frustrację. Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy stole z kubkami herbaty, zapytał: – Ola, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? Może po prostu daj Ani czas. Przecież ona teraz żyje tylko Zosią.
Zabolało mnie to. Czy naprawdę byłam aż tak zaborcza? Czy nie miałam prawa tęsknić za dawną przyjaźnią? Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, a wieczorami przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z Anią.
W końcu postanowiłam spróbować jeszcze raz. Napisałam do niej długą wiadomość: „Aniu, tęsknię za tobą. Wiem, że Zosia jest dla ciebie najważniejsza, ale może znajdziesz chwilę tylko dla mnie? Chociaż godzinę na spacer?”
Odpisała dopiero po dwóch dniach: „Olu, przepraszam. Jestem wykończona. Zosia nie śpi po nocach, a Michał ciągle w pracy. Nie mam siły na nic.”
Poczułam się winna. Może rzeczywiście byłam samolubna? Ale z drugiej strony – czy macierzyństwo naprawdę musi oznaczać rezygnację ze wszystkiego?
Pewnego dnia spotkałyśmy się przypadkiem w sklepie. Ania wyglądała na zmęczoną, miała podkrążone oczy i rozczochrane włosy. Zosia siedziała w wózku i marudziła.
– Cześć – powiedziałam niepewnie.
– Cześć – odpowiedziała i uśmiechnęła się blado.
– Może pomogę ci z zakupami? – zaproponowałam.
– Nie trzeba… Dziękuję – odparła szybko i zaczęła pakować rzeczy do torby.
Stałyśmy tak przez chwilę w niezręcznej ciszy. W końcu Ania powiedziała:
– Ola… Przepraszam, że ostatnio się oddaliłam. Po prostu… czuję się jakby moje życie przestało należeć do mnie. Wszystko kręci się wokół Zosi.
Chciałam ją przytulić, powiedzieć, że rozumiem. Ale czułam też żal – do niej, do siebie, do całego świata.
Wieczorem długo rozmawiałam z Tomkiem.
– Może powinnaś znaleźć nowe hobby? Albo poznać nowych ludzi? – zaproponował ostrożnie.
– Nie chcę nowych ludzi! Chcę moją Anię! – wybuchłam płaczem.
Przez kolejne tygodnie próbowałam zaakceptować nową rzeczywistość. Spotkania z Anią były coraz rzadsze i coraz bardziej powierzchowne. Rozmawiałyśmy głównie o dzieciach, pieluchach i nieprzespanych nocach. Czułam się jak statystka w jej życiu.
Pewnego dnia dostałam zaproszenie na chrzciny Zosi. Ucieszyłam się – może to będzie okazja do odbudowania naszej relacji? Kupiłam piękny prezent i starannie wybrałam sukienkę.
Na przyjęciu Ania była otoczona rodziną Michała i innymi mamami. Siedziałam przy stole z obcymi ludźmi, słuchałam rozmów o kolkach i szczepieniach. Kiedy próbowałam opowiedzieć o swojej pracy czy planach na wakacje, nikt nie słuchał.
Po powrocie do domu rozpłakałam się jak dziecko. Tomek przytulił mnie mocno.
– Ola… Może to po prostu inny etap życia? Może kiedyś znowu będziecie blisko?
Ale ja wiedziałam, że coś się skończyło. Że już nigdy nie będziemy takie same.
Minęło kilka miesięcy. Ania coraz rzadziej odpisywała na moje wiadomości. Ja zaczęłam spotykać się z koleżankami z pracy, zapisałam się na jogę. Ale pustka po naszej przyjaźni bolała mnie każdego dnia.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy dzieci naprawdę muszą zmieniać wszystko? A może to ja nie potrafiłam zaakceptować nowej Ani?
Może wy mi powiecie… Czy każda przyjaźń musi przegrać z macierzyństwem? Czy można znaleźć równowagę między byciem mamą a byciem przyjaciółką?