Zmęczenie. Już nie mogę. Teściowa niszczy moją rodzinę.

— Znowu to zrobiłaś, Aniu. Znowu! — głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, a ona patrzyła na mnie z tym swoim chłodnym uśmiechem. — Nie rozumiem, jak można tak nie dbać o dom. Zawsze powtarzałam Piotrowi, że zasługuje na kogoś lepszego.

Zacisnęłam zęby. Woda parzyła mnie w dłonie, ale nie mogłam się ruszyć. Moja córka, Zosia, bawiła się w salonie, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać przy niej. Nie chciałam pokazać słabości tej kobiecie, która od lat podcinała mi skrzydła.

Mój mąż Piotr wrócił późno z pracy. Jak zwykle wszedł do domu z uśmiechem, pocałował mnie w czoło i podniósł Zosię na ręce. Przez chwilę poczułam ulgę – może dziś będzie lepiej? Może dziś teściowa odpuści? Ale ona tylko spojrzała na niego wymownie i powiedziała: — Piotrze, twoja żona znowu przypaliła obiad. I nie posprzątała po sobie.

Piotr westchnął ciężko. — Mamo, daj spokój. Ania robi wszystko najlepiej jak potrafi.

Ale ona nie dawała za wygraną. — Ty nic nie rozumiesz. Gdybyś miał żonę z prawdziwego zdarzenia, nie musiałbyś po pracy jeszcze sprzątać kuchni.

Wtedy coś we mnie pękło. Odeszłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. Usiadłam na zimnych kafelkach i pozwoliłam sobie na płacz. Czułam się jak dziecko, które nie potrafi sprostać oczekiwaniom dorosłych. Ale przecież jestem dorosła! Mam trzydzieści dwa lata, wykształcenie, pracę, rodzinę… Dlaczego czuję się jak intruz we własnym domu?

Teściowa mieszka z nami od dwóch lat. Po śmierci teścia Piotr nie miał serca zostawić jej samej w rodzinnym domu pod Radomiem. Przeprowadziliśmy ją do naszego mieszkania w Warszawie, bo „tak będzie jej raźniej”. Na początku myślałam, że damy radę – przecież to tylko starsza pani, która straciła męża. Ale szybko okazało się, że jej obecność jest jak cień, który kładzie się na wszystkim.

Krytykuje mnie za wszystko: za to jak gotuję, jak wychowuję Zosię, jak rozmawiam z Piotrem. Wtrąca się w nasze decyzje – od wyboru przedszkola po kolor zasłon w salonie. Gdy próbuję postawić granice, mówi Piotrowi, że jestem niewdzięczna i nie szanuję starszych.

Najgorsze są wieczory. Kiedy Zosia już śpi, a Piotr i ja próbujemy porozmawiać albo obejrzeć film, ona siada z nami w salonie i zaczyna opowiadać o swoich problemach zdrowotnych albo wspominać czasy, kiedy Piotr był mały i „wszystko było lepsze”.

Czasem mam wrażenie, że robi to specjalnie – żebyśmy nie mieli ani chwili dla siebie. Nasze życie intymne praktycznie przestało istnieć. Piotr jest zmęczony po pracy i spięty przez wieczne pretensje matki. Ja czuję się niewidzialna.

Próbowałam rozmawiać z Piotrem. — Kochanie, ja już nie daję rady — powiedziałam pewnego wieczoru, gdy leżeliśmy obok siebie w łóżku.

— Wiem — odpowiedział cicho. — Ale co mam zrobić? To moja mama…

— A ja? Ja też jestem twoją rodziną! — wybuchłam nagle. — Czy naprawdę musimy poświęcić nasze małżeństwo dla jej komfortu?

Piotr milczał długo. W końcu powiedział: — Spróbuję z nią porozmawiać.

Ale rozmowa nic nie dała. Teściowa obraziła się na dwa dni, potem wróciła do swoich starych nawyków – jeszcze bardziej złośliwa niż wcześniej.

Zaczęłam unikać domu. Brałam nadgodziny w pracy, zabierałam Zosię na długie spacery po parku albo do biblioteki. Czułam się winna – przecież to moja rodzina! Ale jednocześnie miałam wrażenie, że tonę.

Pewnego dnia Zosia zapytała: — Mamusiu, dlaczego babcia cię nie lubi?

To pytanie rozdarło mi serce. Co miałam jej odpowiedzieć? Że babcia jest nieszczęśliwa i przenosi swoje frustracje na innych? Że mama jest słaba i nie potrafi się obronić?

— Babcia jest czasem smutna i dlatego mówi różne rzeczy — odpowiedziałam wymijająco.

Ale wiedziałam, że to nie wystarczy.

Coraz częściej myślę o tym, żeby odejść. Spakować siebie i Zosię i zacząć wszystko od nowa – gdzieś daleko od tej toksycznej atmosfery. Ale kocham Piotra. Wiem, że on też cierpi – rozdarty między mną a matką.

Kilka dni temu doszło do kolejnej awantury. Teściowa nakrzyczała na mnie przy Zosi za to, że pozwoliłam jej jeść lody przed obiadem. Piotr próbował mnie bronić, ale ona zaczęła płakać i mówić, że nikt jej tu nie chce i najlepiej będzie, jak wróci do Radomia.

Zosia schowała się pod stołem i zaczęła płakać razem z nią.

Wtedy poczułam coś nowego – gniew pomieszany z bezsilnością. Ile jeszcze wytrzymam? Ile jeszcze razy pozwolę tej kobiecie rządzić moim życiem?

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na bawiącą się Zosię. Piotr jest w pracy, teściowa śpi po południowej drzemce. W głowie układam plan: co spakować do walizki, dokąd pojechać…

Ale potem przypominam sobie pierwsze lata naszego małżeństwa – jak bardzo kochaliśmy się z Piotrem, jak cieszyliśmy się z narodzin Zosi… Czy naprawdę muszę to wszystko stracić przez jedną osobę?

Może powinnam walczyć dalej? Może powinnam postawić twardsze granice? A może czasem trzeba po prostu odejść dla własnego zdrowia psychicznego?

Nie wiem już sama…

Czy ktoś inny też tak miał? Czy naprawdę można uratować rodzinę przed kimś bliskim? Czy to ja jestem słaba… czy po prostu już za długo próbuję być silna?