Życie z Tatą Było Jak Walka: Czy Kiedykolwiek Byłem Wystarczający?

– Znowu nie tak, Michał! – głos ojca odbijał się echem po kuchni, gdzie stałem z zeszytem do matematyki. – Ile razy mam ci powtarzać, że musisz być najlepszy? Nie po to się starałem, żebyś był przeciętny!

Miałem wtedy dwanaście lat i już wiedziałem, że nigdy nie będę wystarczająco dobry. Ojciec patrzył na mnie z tym swoim surowym spojrzeniem, jakby każde moje potknięcie było osobistą porażką. Mama już wtedy mieszkała gdzie indziej. Odeszła trzy lata po moim urodzeniu. Zawsze zastanawiałem się, czy to przeze mnie. Czy byłem powodem ich kłótni? Czy gdybym był inny – cichszy, lepszy, bardziej posłuszny – ona by została?

Ojciec miał na imię Andrzej. Był nauczycielem WF-u w lokalnej podstawówce w Radomiu. Wysoki, postawny, zawsze z gwizdkiem na szyi i wiecznym przekonaniem, że świat można naprawić dyscypliną. Mnie próbował naprawić od zawsze. – Synu, musisz być twardy – powtarzał. – Życie nie jest dla mięczaków.

Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie przytulił. Nawet kiedy miałem gorączkę i leżałem w łóżku, przynosił mi herbatę i mówił: – Dasz radę, Michał. Jesteś moim synem.

W szkole byłem dobry z polskiego i historii, ale dla ojca liczyła się tylko matematyka i sport. – Humanista? – prychał z pogardą. – Co ci po tym? Chcesz być poetą jak twoja matka? Zobacz, jak skończyła.

Mama była inna. Delikatna, cicha, pachniała wanilią i zawsze miała czas na rozmowę. Po rozwodzie widywałem ją rzadko. Ojciec niechętnie zgadzał się na spotkania. – Ona cię tylko rozpuszcza – mówił. – Potrzebujesz twardej ręki.

Najgorsze były wieczory. Siedziałem przy biurku, próbując rozwiązać kolejne zadania z matematyki. Ojciec stał nade mną i patrzył na każdy mój ruch. – Skup się! – podnosił głos, gdy tylko się zawahałem. – Nie będziesz taki jak ja? Chcesz być nikim?

Czasem słyszałem go przez ścianę, jak rozmawiał przez telefon z babcią:
– On musi być lepszy ode mnie. Musi udowodnić, że coś znaczy.

Nie wiedziałem wtedy, że ojciec sam walczy ze swoimi demonami. Dziadek był jeszcze bardziej surowy. Ojciec nigdy nie usłyszał od niego słowa uznania.

W liceum zacząłem się buntować. Przynosiłem gorsze oceny z matematyki na złość ojcu. Zapisałem się do kółka teatralnego. Tam poznałem Olę – dziewczynę z sąsiedztwa, która miała w sobie tyle ciepła i odwagi, ile mi brakowało.

Pewnego wieczoru wróciłem do domu późno. Ojciec czekał w przedpokoju.
– Gdzie byłeś?
– Na próbie.
– Próba do czego? Do bycia nieudacznikiem?
– Tato, ja nie chcę być taki jak ty!

To był pierwszy raz, kiedy mu się postawiłem. Widziałem w jego oczach szok i… może cień smutku? Ale zaraz potem wybuchnął:
– Wynoś się do matki, skoro tak ci źle!

Spakowałem plecak i wyszedłem. Mama przyjęła mnie bez słowa wyrzutu. Przez kilka miesięcy mieszkałem u niej w małym mieszkaniu na osiedlu Gołębiów. Tam pierwszy raz poczułem się wolny.

Ale wolność miała swoją cenę. Ojciec przestał się odzywać. Przez rok nie odebrał ani jednego telefonu ode mnie ani od mamy.

W końcu napisał mi list:
„Michał,
Może nie jestem najlepszym ojcem. Chciałem cię uchronić przed błędami, które sam popełniłem. Może przesadziłem. Ale zawsze chciałem dla ciebie dobrze.
Tata.”

Czytałem ten list wiele razy. Nie wiedziałem, czy mu wybaczyć. Czy można wybaczyć komuś za to, że próbował cię złamać w imię własnych ambicji?

Dziś mam trzydzieści lat i własnego syna. Patrzę na niego i obiecuję sobie: nigdy nie będę próbował go ulepić na siłę. Pozwolę mu być sobą.

Czasem jednak łapię się na tym, że słyszę w głowie głos ojca: „Musisz być twardy”.

Czy naprawdę można uciec przed dziedzictwem własnej rodziny? A może każdy z nas niesie w sobie kawałek tego, przed czym najbardziej chce uciec?