Spacer po nieznanej ulicy: Opowieść o rodzinie, zdradzie i przebaczeniu
Wszystko zaczęło się od telefonu. Był listopadowy wieczór, deszcz bębnił o parapet, a ja – Marta Nowicka – siedziałam przy kuchennym stole, próbując pomóc córce w zadaniu z matematyki. Nagle zadzwonił mój telefon. Numer nieznany. Odebrałam niepewnie.
– Dobry wieczór, czy rozmawiam z Martą Nowicką? – zapytał kobiecy głos.
– Tak, słucham?
– Lepiej niech pani porozmawia z mężem. – Rozłączyła się.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Spojrzałam na Adama, mojego męża, który właśnie wszedł do kuchni z kubkiem herbaty. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. W jego spojrzeniu zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam – strach.
– Kto dzwonił? – zapytał z udawaną obojętnością.
– Nie wiem. Może ty mi powiesz? – odpowiedziałam cicho.
Zapanowała cisza. Tylko zegar tykał na ścianie. Córka, Zosia, spojrzała na nas z niepokojem.
– Mamo, wszystko w porządku?
– Tak, kochanie. Idź do swojego pokoju, zaraz przyjdę.
Zosia wyszła. Adam odłożył kubek na blat i usiadł naprzeciwko mnie.
– Marta…
– Nie kłam mi. Proszę cię. Po prostu powiedz prawdę.
Widziałam, jak walczy ze sobą. W końcu spuścił głowę.
– To była tylko chwila słabości…
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Wszystko zaczęło wirować. Chciałam krzyczeć, płakać, rzucać talerzami o ścianę. Ale siedziałam nieruchomo.
– Z kim? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.
– To nie ma znaczenia…
– Dla mnie ma! – wybuchłam.
Adam milczał. Wstałam gwałtownie i wybiegłam z kuchni. W łazience osunęłam się na podłogę i rozpłakałam się jak dziecko. Przez godzinę nie mogłam się uspokoić. W głowie miałam tylko jedno: jak mogłeś mi to zrobić?
Następne dni były jak koszmar. Adam spał na kanapie w salonie. Ja udawałam przed Zosią, że wszystko jest w porządku, ale ona widziała więcej niż myślałam.
Pewnego wieczoru przyszła do mnie do sypialni.
– Mamo… czy ty i tata się rozwiedziecie?
Zamarłam.
– Skąd ci to przyszło do głowy?
– Słyszałam, jak płakałaś. Tata też płakał w nocy…
Przytuliłam ją mocno.
– Kochanie, czasem dorośli mają trudne chwile. Ale zawsze cię kochamy.
Nie spałam tej nocy. Myśli kłębiły się w głowie: czy powinnam wybaczyć? Czy powinnam odejść? Co będzie z Zosią?
Następnego dnia zadzwoniła moja mama.
– Marta, musisz być silna. Nie pozwól mu się upokarzać! – powiedziała ostro.
– Mamo, to nie takie proste…
– Proste czy nie, facet raz zdradził – zdradzi drugi raz! Ja bym go wyrzuciła!
Mama nigdy nie lubiła Adama. Teraz miała okazję mu to wypomnieć.
Zadzwoniła też moja siostra, Anka.
– Może spróbujcie terapii? Dla Zosi…
Każdy miał swoją radę. A ja czułam się coraz bardziej samotna.
Adam próbował rozmawiać.
– Marta, błagam cię… To był błąd. Kocham cię. Nie chcę cię stracić.
Patrzyłam na niego i widziałam człowieka złamanego. Ale czy można odbudować coś, co się rozpadło?
W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura, Basia, zauważyła to od razu.
– Coś się stało?
Pokręciłam głową.
– Jeśli chcesz pogadać…
Nie chciałam mówić nikomu o swoim wstydzie.
Wieczorami chodziłam po mieście bez celu. Pewnego dnia skręciłam w uliczkę, której nigdy wcześniej nie widziałam. Było tam cicho i pusto. Przystanęłam pod starym kasztanem i rozpłakałam się po raz pierwszy od tygodni tak naprawdę – bez udawania siły.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się – starsza kobieta szła powoli z siatką zakupów.
– Dziecko, wszystko w porządku? – zapytała łagodnie.
Pokręciłam głową.
– Chyba nie…
Usiadła obok mnie na ławce.
– Czasem trzeba się zgubić, żeby znaleźć właściwą drogę – powiedziała i uśmiechnęła się ciepło.
Te słowa zostały ze mną na długo.
Wróciłam do domu późno. Adam czekał w kuchni.
– Marto…
Usiadłam naprzeciwko niego.
– Chcę znać całą prawdę – powiedziałam stanowczo.
Opowiedział mi wszystko: o koleżance z pracy, o tym jak czuł się niedoceniony w domu, o tym jak bardzo żałuje tego co zrobił.
Słuchałam go długo. Potem długo milczeliśmy.
Przez kolejne tygodnie chodziliśmy razem na terapię małżeńską. Było ciężko – wypominaliśmy sobie wszystko: jego zdradę, moje wieczne pretensje o pieniądze i brak czasu dla rodziny, jego ucieczki do pracy i moje wieczne zmęczenie domem i dzieckiem.
Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Pewnego dnia znalazłam jej pamiętnik pod poduszką:
„Chciałabym żeby mama i tata byli znów szczęśliwi.”
To złamało mi serce bardziej niż zdrada Adama.
W końcu podjęliśmy decyzję: spróbujemy jeszcze raz – ale bez udawania i bez tajemnic. Adam musiał zerwać wszelki kontakt z tamtą kobietą (co okazało się trudniejsze niż myślałam). Ja musiałam nauczyć się wybaczać – a to bolało najbardziej.
Moja mama była oburzona:
– Jak możesz mu wybaczyć?!
A ja odpowiedziałam:
– Bo chcę być szczęśliwa. I chcę żeby Zosia miała rodzinę.
Mama obraziła się na kilka tygodni. Siostra była dumna ze mnie, ale ostrzegała:
– Jeśli jeszcze raz ci to zrobi…
Wiedziałam sama najlepiej ile ryzykuję.
Minął rok od tamtej nocy. Nadal boli mnie wspomnienie zdrady, ale nauczyliśmy się rozmawiać ze sobą szczerze jak nigdy wcześniej. Zosia znów się śmieje i przytula nas oboje przed snem.
Czasem wracam na tę nieznaną uliczkę pod kasztanem i myślę o słowach starszej pani: „Trzeba się zgubić, żeby znaleźć właściwą drogę.”
Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć taką zdradę? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Czasem sama nie wiem…