Zimowy rozłam: Jak jeden prezent rozbił i posklejał moją rodzinę
Zimno było tego wieczoru, choć kaloryfery grzały na pełen regulator. Siedziałam przy stole, patrząc na męża, który z niepokojem przesuwał palcami po krawędzi talerza. W powietrzu wisiało napięcie, choć jeszcze nie wiedziałam, dlaczego.
— Marto, otworzysz już ten prezent? — zapytał Michał, próbując się uśmiechnąć, ale jego oczy zdradzały niepokój.
Spojrzałam na wielką paczkę pod choinką. Papier w renifery, czerwona kokarda. Zawsze lubił robić mi niespodzianki, ale tym razem czułam coś dziwnego. Może dlatego, że od tygodni był nieobecny myślami. Może dlatego, że wczoraj widziałam go na mieście z kobietą — niby przypadkiem, niby służbowo.
Rozdarłam papier. W środku była… stara, zardzewiała maszyna do szycia. Taka jaką miała moja babcia. Przez chwilę nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.
— To… dla mnie? — zapytałam cicho.
— Tak. To maszyna po mojej mamie. Chciałem ci ją dać, bo wiem, jak lubisz szyć — powiedział szybko.
Ale ja już wiedziałam, że coś jest nie tak. Michał nigdy nie był sentymentalny. A jego matka żyła i miała się dobrze.
— Michał… — zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk telefonu. Odebrał natychmiast.
— Tak? Dobrze, zaraz będę — rzucił i spojrzał na mnie z wyrzutem. — Muszę wyjść na chwilę, coś w pracy się stało.
Wyszedł tak szybko, że nawet nie zdążyłam zapytać, czy wróci na kolację. Zostałam sama z maszyną do szycia i tysiącem myśli.
Po godzinie zadzwoniła moja siostra, Anka.
— Marta, słyszałaś coś o tej nowej dziewczynie Michała? — zapytała bez ogródek.
— Co masz na myśli?
— Widziałam ich razem w kawiarni na rynku. Wyglądali… blisko. Myślałam, że powinnaś wiedzieć.
Zrobiło mi się niedobrze. Ostatnie tygodnie zaczęły układać się w całość: późne powroty Michała, tajemnicze telefony, dystans w łóżku.
Następnego dnia postanowiłam działać. Przeszukałam maszynę do szycia. W schowku znalazłam kopertę zaadresowaną do „Katarzyny”. List był krótki:
„Kasiu,
Dziękuję za wszystko. Za czułość, za wsparcie w tych trudnych miesiącach. Gdyby nie ty… Nie wiem, co bym zrobił.
Michał”
Ręce mi się trzęsły. To nie była moja historia miłosna. To była zdrada zapisana na papierze.
Wieczorem Michał wrócił późno. Czekałam na niego w kuchni.
— Chcesz mi coś powiedzieć? — zapytałam spokojnie.
Udawał zdziwienie.
— O czym mówisz?
— O Katarzynie. O liście w maszynie do szycia. O twoich wieczorach poza domem.
Zbladł. Usiadł ciężko na krześle.
— Marta… To nie tak jak myślisz.
— A jak? — głos mi się załamał.
— Katarzyna to… koleżanka z pracy. Pomagała mi, kiedy mama zachorowała. Byłem załamany, nie radziłem sobie. Ale nic między nami nie było! Przysięgam!
Nie wierzyłam mu. Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Michał próbował rozmawiać, tłumaczyć się, ale ja byłam zamknięta jak nigdy wcześniej.
W końcu wyprowadził się do matki. Zostałam sama z dziećmi i maszyną do szycia, która stała się symbolem wszystkiego, co straciłam.
Minęły tygodnie. Anka przychodziła codziennie, pomagała mi ogarnąć dom i dzieci. Pewnego dnia przyniosła wiadomość:
— Marta, musisz to zobaczyć — podała mi telefon z otwartym Facebookiem. Na zdjęciu Michał siedział przy łóżku swojej matki w szpitalu. Obok niego Katarzyna — trzymała starszą kobietę za rękę.
Pod zdjęciem był podpis: „Dziękuję wszystkim za wsparcie w walce o zdrowie mamy”.
Poczułam ukłucie wstydu i żalu jednocześnie. Może naprawdę nic ich nie łączyło? Może byłam zbyt szybka w osądach?
Wieczorem zadzwonił Michał.
— Marta… Musimy porozmawiać.
Spotkaliśmy się w parku pod blokiem. Było zimno i ciemno.
— Przepraszam cię za wszystko — zaczął cicho. — Powinienem był ci powiedzieć o wszystkim od początku. Bałem się twojej reakcji… Bałem się przyznać do słabości.
— Myślałam, że mnie zdradzasz — powiedziałam szczerze.
— Rozumiem cię. Ale przysięgam — nigdy cię nie zdradziłem fizycznie ani emocjonalnie. Katarzyna była tylko wsparciem w trudnym czasie dla mnie i mojej mamy.
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. W końcu Michał wyjął z kieszeni małe pudełko.
— To pierścionek mojej babci. Chciałem ci go dać na nowy rok… Ale wszystko się posypało zanim zdążyłem.
Otworzyłam pudełko — prosty złoty pierścionek z maleńkim oczkiem.
— Chciałem ci powiedzieć: dziękuję za to, że jesteś ze mną mimo wszystko. I przeprosić za to, że nie umiałem być szczery.
Łzy napłynęły mi do oczu.
Wróciliśmy do domu razem tej nocy. Nie było łatwo odbudować zaufanie — przez miesiące chodziliśmy na terapię małżeńską, rozmawialiśmy więcej niż przez całe wcześniejsze lata związku.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba rozbić wszystko na kawałki, żeby zobaczyć, co naprawdę jest ważne i kto zostanie przy nas mimo burzy.
Czy wybaczenie zawsze jest możliwe? Czy można odbudować rodzinę po zdradzie — nawet jeśli była tylko w naszej głowie? Czekam na wasze historie.