Teściowa zabierała wszystko, nawet czajnik! Moja walka o własne życie
Z trzaskiem zamknęłam drzwi do naszej kawalerki na Pradze, a w dłoni ściskałam… czajnik. Tak, czajnik – ostatni przedmiot, którego nie zdołała zabrać moja teściowa. Stałam w kuchni, łzy ciekły mi po policzkach, a w głowie dudniło jedno pytanie: jak długo jeszcze pozwolę jej rządzić moim życiem?
Mam na imię Kinga. Mam 29 lat i od pięciu lat jestem żoną Michała. Nasza historia zaczęła się jak z filmu – poznaliśmy się na studiach w Warszawie, zakochaliśmy się bez pamięci. Michał był czuły, troskliwy, zawsze gotów mnie wysłuchać. Ale był też synem swojej matki – Ireny. Irena Nowak była kobietą, która nie uznawała sprzeciwu. W jej świecie wszystko miało swoje miejsce: ona na szczycie, syn pod ręką, a ja… gdzieś na końcu.
Pierwszy raz poczułam jej władzę jeszcze przed ślubem. – Kinga, kochanie, nie przesadzaj z tymi kwiatami na stołach. Michał ma alergię, a poza tym to niepotrzebny wydatek – powiedziała podczas przygotowań do wesela. Michał tylko spuścił wzrok i przytaknął. Wtedy uznałam to za drobiazg. Ale to był dopiero początek.
Po ślubie zamieszkaliśmy w kawalerce, którą Irena „podarowała” nam w prezencie. – To wasz nowy start – powiedziała z uśmiechem, wręczając klucze. Dopiero później okazało się, że mieszkanie jest na nią i że ma zapasowy komplet kluczy. – Na wszelki wypadek, gdyby coś się stało – tłumaczyła. Z czasem te „wypadki” zdarzały się coraz częściej: raz trzeba było podlać kwiatki, innym razem sprawdzić lodówkę albo… zabrać coś do siebie.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam pustą półkę w kuchni. Zniknął nasz nowy blender. – Pożyczyłam sobie na chwilę, mój się zepsuł – powiedziała Irena przez telefon. – Oddam, jak kupię nowy. Ale przecież wy rzadko gotujecie… – dodała z przekąsem.
Michał wzruszył ramionami: – Daj spokój, mama odda. Przecież to tylko blender.
Ale blender nie wrócił. Za to zniknęły kolejne rzeczy: żelazko, ekspres do kawy („u was stoi i się kurzy”), nawet komplet ręczników („bo do mnie przyjeżdża kuzynka z Gdańska”). Z każdym kolejnym razem czułam się coraz bardziej bezradna i upokorzona.
Najgorsze były jednak wizyty Ireny. Wpadała bez zapowiedzi – czasem rano przed pracą, czasem wieczorem. – Kinga, masz bałagan w łazience. Michałku, nie jedz tyle słodyczy! – rzucała uwagi na prawo i lewo. Pewnego dnia przyszła z reklamówką i zaczęła pakować nasze garnki.
– Co ty robisz? – zapytałam zszokowana.
– Potrzebuję ich na święta. U mnie będzie cała rodzina, a wy przecież i tak przyjdziecie do mnie.
– Ale my też chcieliśmy coś ugotować…
– To sobie pożyczycie ode mnie! – ucięła rozmowę.
Michał stał obok i milczał. Po jej wyjściu próbowałam z nim rozmawiać:
– Michał, musisz coś powiedzieć mamie! To nasze rzeczy!
– Kinga, ona jest sama… Tata odszedł dawno temu, a ona całe życie wszystko robiła dla mnie. Nie chcę jej ranić.
Czułam się jak intruz we własnym domu. Każda próba rozmowy kończyła się kłótnią:
– Ty nigdy nie rozumiesz mojej matki! – krzyczał Michał.
– A ty nigdy nie stajesz po mojej stronie! – odpowiadałam płacząc.
W końcu zaczęłam unikać Ireny. Przestałam odbierać telefony, nie otwierałam drzwi bez zapowiedzi. Ale ona była nieugięta. Pewnego dnia przyszła z listą rzeczy do zabrania: czajnik elektryczny („bo mój się spalił”), nasz nowy odkurzacz („bo twój brat przyjeżdża z dziećmi”), a nawet… pościel.
– Kinga, przecież to tylko rzeczy! Nie bądź taka drobiazgowa – mówiła z uśmiechem.
Wtedy pękłam.
– To są MOJE rzeczy! Nasze! Proszę zostawić nas w spokoju!
– Jak możesz być taka niewdzięczna? Wszystko wam dałam! Mieszkanie! Pomoc! A ty tak mnie traktujesz? Michałku, widzisz jaka ona jest?
Michał patrzył na mnie z wyrzutem:
– Kinga… może oddajmy ten czajnik? Mama naprawdę go potrzebuje.
Wybiegłam z mieszkania i przez godzinę chodziłam po parku, płacząc jak dziecko. Zadzwoniłam do mojej mamy:
– Mamo, ja już nie daję rady… Ona zabiera wszystko! Nawet czajnik!
– Kinga, musisz postawić granice. Inaczej będzie coraz gorzej.
Wróciłam do domu z postanowieniem: koniec z uległością.
Następnego dnia Irena przyszła jak zwykle bez zapowiedzi. Stanęłam w drzwiach i powiedziałam stanowczo:
– Proszę oddać nasze rzeczy i nie przychodzić bez zaproszenia.
– Co ty sobie wyobrażasz?!
– To jest NASZ dom! Jeśli pani tego nie uszanuje, zmienimy zamki!
Michał był w szoku:
– Kinga, przesadzasz!
– Nie! Albo ty porozmawiasz z mamą, albo ja to zrobię po swojemu!
Przez kilka dni w domu panowała cisza. Michał spał na kanapie, ja płakałam w łazience. W końcu usiadł obok mnie:
– Przepraszam… Nie wiedziałem, że aż tak cię to boli.
– Bo nigdy nie słuchałeś! Zawsze była ważniejsza od nas!
Zdecydowaliśmy się na terapię dla par. To była trudna droga – Michał musiał nauczyć się stawiać granice matce, a ja musiałam nauczyć się mówić o swoich potrzebach bez krzyku i łez.
Irena długo nie mogła się pogodzić z nową sytuacją. Próbowała szantażu emocjonalnego:
– Synku, zostaniesz sam przez tę swoją żonę!
Ale Michał był już silniejszy:
– Mamo, kocham cię, ale mam swoją rodzinę.
Dziś mamy nowe mieszkanie – już tylko nasze. I nowy czajnik, który stoi dumnie na kuchennym blacie i przypomina mi o tej walce.
Czasem myślę: ile kobiet w Polsce żyje pod dyktando teściowej? Ile z nas boi się powiedzieć „dość”? Czy naprawdę musimy wybierać między miłością do męża a szacunkiem do siebie?
A wy? Gdzie stawiacie granice? Czy potraficie walczyć o swoje? Czekam na wasze historie.