Matka twierdzi, że syn nie jest mój – historia, która rozdarła moją rodzinę
Stałem w progu kuchni, a w mojej głowie dudniło jedno zdanie: „On nie jest twoim synem”. Te słowa wypowiedziała moja żona, Aneta, z taką zimną pewnością, że przez chwilę nie mogłem złapać tchu. Nasz sześcioletni Kuba bawił się w swoim pokoju, nieświadomy tego, że jego świat właśnie się wali.
– Michał, musimy pogadać – powiedziała Aneta, wycierając ręce o fartuch. – Mama mówi, że powinniśmy zrobić test DNA.
Patrzyłem na nią jak na obcą osobę. Przez dwanaście lat byliśmy razem – najpierw jako para, potem jako małżeństwo. Przeżyliśmy razem studia w Krakowie, pierwszą pracę w banku, narodziny Kuby i śmierć mojego ojca. Myślałem, że znam ją na wylot.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytałem cicho.
– Bo… bo mama mówi, że Kuba nie jest do ciebie podobny. Że ma oczy jak mój były chłopak. I… sama zaczęłam się zastanawiać.
Poczułem, jakby ktoś mnie uderzył w twarz. Przez chwilę miałem ochotę wyjść i nigdy nie wrócić. Ale zostałem. Chciałem walczyć o swoją rodzinę.
– Aneta, czy ty mnie zdradziłaś? – zapytałem drżącym głosem.
– Nie! – krzyknęła od razu. – Ale… sama już nie wiem. Mama tyle razy powtarzała…
Wiedziałem, że teściowa zawsze była przeciwko mnie. Od początku uważała, że jestem za mało ambitny, za mało zaradny, że nie mam własnego mieszkania tylko wynajmujemy dwupokojowe na Ruczaju. Ale nigdy nie sądziłem, że posunie się aż tak daleko.
Tydzień później siedzieliśmy w laboratorium na ul. Lea. Kuba nie rozumiał, czemu pielęgniarka pobiera mu krew. Aneta była blada jak ściana. Ja czułem się jak aktor w kiepskim serialu.
W domu atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Aneta dzwoniła do matki codziennie, a ja słyszałem przez drzwi szeptane rozmowy:
– Mamo, a jeśli to prawda? Jeśli Michał nie jest ojcem Kuby?
– Lepiej wiedzieć na pewno niż żyć w kłamstwie! – powtarzała teściowa z uporem.
Zacząłem analizować każdy szczegół z przeszłości. Przypominałem sobie wieczory kawalerskie kolegów Anety, jej wyjazdy integracyjne do Zakopanego, jej dawną sympatię – Pawła z liceum. Czy naprawdę mogła mnie zdradzić? Czy byłem aż tak ślepy?
Kuba coraz częściej pytał:
– Tato, czemu mama płacze?
Nie umiałem mu odpowiedzieć. Zacząłem unikać kontaktu wzrokowego z żoną. W pracy byłem cieniem samego siebie – szef zwrócił mi uwagę na spóźnienia i błędy w raportach.
W końcu przyszedł dzień wyników. Siedzieliśmy przy stole w kuchni – ja, Aneta i jej matka, która przyszła „na wszelki wypadek”.
– Otwórz to – powiedziała teściowa z satysfakcją.
Otworzyłem kopertę i przeczytałem: „Prawdopodobieństwo ojcostwa: 99,999%”.
Zacisnąłem pięści ze złości i ulgi jednocześnie.
– Widzisz?! – krzyknąłem do Anety i jej matki. – Zawsze byłem ojcem Kuby!
Aneta rozpłakała się i rzuciła mi się na szyję:
– Przepraszam! Przepraszam! To wszystko przez mamę…
Teściowa tylko wzruszyła ramionami:
– Lepiej wiedzieć na pewno.
Nie mogłem uwierzyć w jej bezczelność.
Od tego dnia nic już nie było takie samo. Próbowałem wybaczyć Anecie jej brak zaufania, ale coś we mnie pękło. Zacząłem coraz częściej wychodzić z domu – najpierw na siłownię, potem do baru z kolegami z pracy. Aneta próbowała naprawić nasze relacje:
– Michał, proszę cię… Zróbmy coś razem. Może wyjedziemy na weekend do Zakopanego? Tak jak kiedyś?
Ale ja nie potrafiłem już patrzeć na nią tak samo.
Kuba też się zmienił. Stał się cichszy, zamknięty w sobie. Pewnego wieczoru usiadł obok mnie na kanapie i zapytał:
– Tato… czy ty mnie kochasz?
Objąłem go mocno:
– Kocham cię najbardziej na świecie.
Ale wiedziałem, że ta rana zostanie w nim na zawsze.
Po kilku miesiącach podjęliśmy decyzję o separacji. Aneta zamieszkała z Kubą u swojej matki w Nowej Hucie. Ja zostałem sam w naszym wynajmowanym mieszkaniu.
Czasem odwiedzam Kubę w weekendy. Staram się być najlepszym ojcem na świecie – zabieram go na mecze Cracovii, chodzimy na lody do Starowiślnej, gramy w planszówki do późna w nocy.
Ale kiedy wracam do pustego mieszkania i patrzę na zdjęcie sprzed lat – ja, Aneta i malutki Kuba nad Morskim Okiem – pytam siebie: czy można odbudować zaufanie po czymś takim? Czy rodzina to tylko więzy krwi i papierowe testy? A może to coś więcej – coś, co raz złamane już nigdy nie wraca do poprzedniego kształtu?
Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć brak zaufania? Czy rodzina jest silniejsza niż podszepty innych?