Między synem a synową – wybór, który rozdziera serce
– Mamo, nie możesz tego zrobić! – głos Pawła drżał, a w oczach miał łzy. Stał w progu kuchni, zaciśnięte pięści wbijał w uda. – To ja jestem twoim synem!
Patrzyłam na niego, a serce ściskało mi się z bólu. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko tykaniem zegara i cichym szlochem Magdy, mojej synowej, która siedziała skulona przy stole. W tej chwili czułam się jak sędzia, który musi wydać wyrok na własne dziecko.
Jeszcze kilka miesięcy temu myślałam, że nasza rodzina jest silna. Paweł zawsze był moim oczkiem w głowie – jedynak, wychowywany po śmierci ojca. Byliśmy tylko we dwoje przez większość jego życia. Kiedy przyprowadził Magdę do domu, byłam szczęśliwa. Widziałam, jak się zmienia – stawał się bardziej odpowiedzialny, opiekuńczy. Magda była cicha, trochę nieśmiała, ale miała dobre serce. Szybko ją polubiłam.
Ale potem zaczęły się drobne spięcia. Najpierw o porządek w domu – Paweł zostawiał wszędzie swoje rzeczy, a Magda próbowała go nauczyć odkładania ich na miejsce. Potem o pieniądze – Paweł nie mógł znaleźć stałej pracy, a Magda pracowała w sklepie spożywczym na dwie zmiany. Z czasem coraz częściej słyszałam ich kłótnie przez cienkie ściany naszego mieszkania w bloku na Pradze.
Pewnego wieczoru Magda przyszła do mnie z płaczem. – Pani Haniu… ja już nie daję rady – wyszeptała. – Paweł… on…
Zamarłam. Bałam się tego, co mogę usłyszeć.
– On krzyczy na mnie, czasem rzuca rzeczami… Ostatnio…
Nie dokończyła. Widziałam siniaka na jej ramieniu. Zrobiło mi się niedobrze.
Tej nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Przecież to mój syn! Ale czy mogę pozwolić, by krzywdził drugiego człowieka? Nawet jeśli to jego żona?
Rano zaprosiłam Pawła do kuchni.
– Synku, musimy porozmawiać.
Patrzył na mnie spode łba.
– O czym?
– O Magdzie. Wiem, co się dzieje. Wiem o tych krzykach… i o tym siniaku.
Zbladł.
– To nie tak… Ona mnie prowokuje! Ciągle się czepia!
– Paweł…
Nie pozwolił mi dokończyć.
– Ty zawsze stajesz po stronie innych! Nawet własnej matki nie mam! – wrzasnął i wybiegł z kuchni.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Magda zamykała się w pokoju, Paweł wychodził wieczorami i wracał pijany. Bałam się o nich oboje. Bałam się też o siebie – czy jestem jeszcze dobrą matką?
W końcu doszło do tego dnia. Paweł wrócił późno w nocy, pijany jak bela. Obudziły mnie krzyki i trzask tłuczonego szkła. Wbiegłam do ich pokoju – Magda siedziała na podłodze, trzymając się za głowę, a Paweł stał nad nią z pustą butelką w ręku.
– Dość! – krzyknęłam. – Paweł, wynoś się z tego domu!
Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Co?!
– Wynoś się! Nie pozwolę ci krzywdzić Magdy!
Wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zatrzęsły się szyby.
Następne dni były jak życie pod wodą – wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Magda płakała po nocach, ja chodziłam jak cień po mieszkaniu. Paweł nie odzywał się przez tydzień. Potem przyszedł SMS: „Nigdy ci tego nie wybaczę”.
Czułam się rozdarta. Z jednej strony wiedziałam, że musiałam chronić Magdę – była bezbronna i przerażona. Z drugiej strony… to przecież mój syn! Moje dziecko! Jak mogłam go wyrzucić?
Sąsiedzi zaczęli szeptać za moimi plecami. „Wyrzuciła własnego syna”, „Co za matka…”. Unikałam ich spojrzeń na klatce schodowej.
Mama zadzwoniła z Radomia:
– Haniu, co ty wyprawiasz? Przecież to twój syn!
– Mamo… on ją bił.
– Ale to rodzina! Rodzina jest najważniejsza!
Zawahałam się. Czy naprawdę rodzina jest ważniejsza niż wszystko inne? Nawet niż bezpieczeństwo drugiego człowieka?
Magda powoli dochodziła do siebie. Zaczęła więcej mówić, czasem nawet się uśmiechała. Pomagałyśmy sobie nawzajem – ona gotowała obiady, ja sprzątałam mieszkanie. Czułam jednak, że między nami jest mur – mur zbudowany z bólu i poczucia winy.
Któregoś dnia usiadłyśmy razem przy herbacie.
– Pani Haniu…
– Mów mi po imieniu, proszę.
– Haniu… dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty… nie wiem, co by było.
Objęłam ją i obie płakałyśmy długo.
Ale nocami nie dawało mi spokoju pytanie: czy zrobiłam dobrze? Czy mogę być dobrą matką i jednocześnie dobrą teściową? Czy można kochać swoje dziecko i jednocześnie je odrzucić?
Minęły miesiące. Paweł nie wrócił do domu, nie odezwał się ani razu. Słyszałam od znajomych, że wynajął pokój gdzieś na Ochocie i próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Czasem widuję go z daleka na ulicy – zawsze odwraca wzrok.
Magda znalazła nową pracę w bibliotece i powoli odzyskuje spokój ducha. Ja nauczyłam się żyć z poczuciem winy – choć czasem wydaje mi się ono nie do zniesienia.
Często siadam wieczorem przy oknie i patrzę na światła miasta. Zastanawiam się: czy można być dobrą matką, jeśli serce rozdziera się między miłością a sprawiedliwością? Czy wy bylibyście w stanie wyrzucić własne dziecko z domu dla dobra innego członka rodziny? Jak żyć z takim wyborem?