Cisza, której tak bardzo pragnęłam: Odkrycie jednej matki po czterech dzieciach
— Znowu nie śpi! — wyszeptałam przez zaciśnięte zęby, patrząc na zegarek. Była 13:47, a ja już od ponad godziny próbowałam uśpić małego Antosia. W pokoju panowała cisza, przerywana jedynie jego cichym kwileniem i moim przyspieszonym oddechem. Za drzwiami słychać było śmiech starszych dzieci — Zosi, Michała i Julki — którzy właśnie wrócili ze szkoły. Mój mąż, Tomek, był w pracy. Jak zwykle.
Czułam, jak frustracja narasta we mnie z każdą minutą. Przecież to już czwarte dziecko! Powinnam być ekspertką od usypiania niemowląt. A jednak Antoś był inny. Nie działały na niego żadne moje sprawdzone triki: ani kołysanie, ani biały szum, ani nawet ulubiona kołderka z misiami. Zamiast spać, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby chciał powiedzieć: „Mamo, nie tędy droga”.
W głowie miałam chaos. Przypomniałam sobie, jak przy Zosi — mojej najstarszej — byłam pełna entuzjazmu i wiary w poradniki parentingowe. Każda drzemka była rytuałem: zasłonięte rolety, absolutna cisza w domu, wszyscy chodzili na palcach. Michał był bardziej wymagający, ale i tak trzymałam się tej samej strategii. Przy Julce już byłam zmęczona, ale nadal wierzyłam, że tylko spokój i cisza zapewnią dziecku zdrowy sen.
Teraz jednak czułam się jak wrak człowieka. Antoś spał krótko i niespokojnie, a ja coraz częściej płakałam z bezsilności. Dzieci narzekały, że nie mogą się bawić w domu, bo „mama znowu usypia Antosia”. Tomek coraz częściej wracał do domu późno, tłumacząc się nadgodzinami. W rzeczywistości uciekał od naszego chaosu.
Pewnego dnia, kiedy po raz kolejny próbowałam uśpić Antosia w absolutnej ciszy, usłyszałam kłótnię za drzwiami. Michał wykrzykiwał coś do Julki, a Zosia płakała. Wybiegłam z pokoju jak burza.
— Czy wy nie możecie być choć przez chwilę cicho?! — krzyknęłam, a dzieci zamarły.
Julka spuściła głowę.
— Mamo, my tylko chcieliśmy się pobawić… — wyszeptała.
Wtedy coś we mnie pękło. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać razem z nimi. Poczułam się najgorszą matką świata. Dla jednego dziecka poświęcałam szczęście pozostałych.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przeglądałam media społecznościowe w poszukiwaniu ratunku. Natknęłam się na post innej mamy: „Nie popełniajcie mojego błędu — nie wymagajcie od całego domu ciszy podczas drzemek noworodka! Dziecko przyzwyczaja się do normalnych dźwięków i śpi spokojniej”.
Zatrzymałam się na tym zdaniu jak zahipnotyzowana. Czy to możliwe? Przecież zawsze słyszałam odwrotnie! Ale przecież moje metody nie działały… Co miałam do stracenia?
Następnego dnia postanowiłam spróbować. Pozwoliłam dzieciom bawić się w salonie, nie uciszałam ich co chwilę. Sama włączyłam cicho radio w kuchni i zaczęłam gotować obiad. Antosia położyłam w łóżeczku w swoim pokoju, zostawiając uchylone drzwi.
Byłam przekonana, że zaraz usłyszę płacz. Ale minęło pięć minut… dziesięć… piętnaście… Cisza. Weszłam do pokoju i zobaczyłam mojego synka śpiącego spokojnie jak aniołek.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przez kolejne dni powtarzałam ten eksperyment. Antoś spał coraz lepiej, a ja odzyskiwałam spokój ducha. Dzieci były szczęśliwsze, bo mogły być sobą nawet wtedy, gdy brat spał.
Pewnego wieczoru Tomek wrócił wcześniej do domu.
— Co tu się stało? — zapytał zdziwiony widząc uśmiechnięte dzieci i mnie z kubkiem herbaty.
— Zmieniłam podejście — odpowiedziałam z ulgą. — Pozwoliłam nam wszystkim żyć normalnie.
Usiadł obok mnie i objął ramieniem.
— Wiesz… zawsze podziwiałem cię za to, jak walczysz o naszą rodzinę — powiedział cicho.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
— Czasem trzeba przestać walczyć i po prostu pozwolić życiu płynąć — szepnęłam.
Od tamtej pory nasze życie stało się łatwiejsze. Oczywiście nadal bywało głośno i chaotycznie, ale już nie próbowałam kontrolować wszystkiego za wszelką cenę. Nauczyłam się ufać sobie i swoim dzieciom.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze rzeczy robię „bo tak trzeba”, zamiast słuchać własnego serca? Ile razy pozwalam strachowi przed błędami odebrać mi radość z bycia mamą? Może warto czasem zatrzymać się i zapytać siebie: czy to naprawdę musi być takie trudne?