Porzucony w dniu narodzin: Niewidzialne zmagania Eryka
„Dlaczego mnie zostawili?” – to pytanie zadawałem sobie przez całe życie. Pamiętam ten dzień, kiedy w końcu dowiedziałem się prawdy. Miałem wtedy dziesięć lat i siedziałem na zimnej, metalowej ławce w biurze dyrektora domu dziecka w Warszawie. Pani Kowalska, nasza opiekunka, spojrzała na mnie z troską, ale i z pewnym niepokojem. „Eryku, musisz coś wiedzieć”, zaczęła, a ja poczułem, jak serce zaczyna mi bić szybciej.
„Twoi rodzice… oni cię zostawili zaraz po urodzeniu”, powiedziała, a jej słowa uderzyły mnie jak piorun. „Zdiagnozowano u ciebie rzadką chorobę genetyczną i… nie mogli sobie z tym poradzić”. W tamtej chwili świat wokół mnie zawirował. Jak mogli? Jak mogli mnie zostawić tylko dlatego, że byłem inny?
Dorastałem w systemie opieki zastępczej, przenoszony z jednego domu do drugiego, nigdy nie czując się naprawdę gdzieś u siebie. Każda nowa rodzina była jak nowy rozdział, ale nigdy nie mogłem zapomnieć o tym pierwszym, który został brutalnie przerwany. Zawsze czułem się jak outsider, ktoś, kto nie pasuje do żadnego miejsca.
W szkole też nie było łatwo. Dzieci potrafią być okrutne, a ja byłem łatwym celem. Moja choroba sprawiała, że wyglądałem inaczej i często byłem zmuszony do wizyt w szpitalu. „Eryk mutant”, wołali za mną na korytarzach. Każde takie słowo było jak nóż w serce.
Ale nie tylko dzieci były problemem. Nauczyciele często nie wiedzieli, jak ze mną postępować. Byłem dla nich zagadką, którą trudno było rozwiązać. Pamiętam jedną nauczycielkę, panią Nowak, która zawsze patrzyła na mnie z litością. „Eryku, musisz się bardziej starać”, mówiła, nie zdając sobie sprawy, że starałem się najbardziej jak mogłem.
Mimo wszystko miałem jednego przyjaciela – Michała. Poznaliśmy się w trzeciej klasie i od razu znaleźliśmy wspólny język. Michał również dorastał w rodzinie zastępczej i rozumiał moje zmagania jak nikt inny. Razem spędzaliśmy godziny na rozmowach o naszych marzeniach i planach na przyszłość. „Kiedyś będziemy mieli własne rodziny”, mówił Michał z przekonaniem, a ja chciałem mu wierzyć.
Jednak życie miało dla nas inne plany. Pewnego dnia Michał został adoptowany przez rodzinę z Gdańska i musiał się wyprowadzić. To był kolejny cios, który musiałem przyjąć na klatę. Znowu zostałem sam.
Lata mijały, a ja nauczyłem się ukrywać swoje emocje pod maską obojętności. Ale wewnętrznie wciąż walczyłem z poczuciem odrzucenia i braku przynależności. Każdego dnia zadawałem sobie pytanie: „Czy kiedykolwiek znajdę swoje miejsce na ziemi?”
Kiedy skończyłem osiemnaście lat, musiałem opuścić dom dziecka i zacząć samodzielne życie. To było przerażające doświadczenie. Bez wsparcia rodziny czy przyjaciół musiałem znaleźć pracę i mieszkanie. Przez pierwsze miesiące spałem na kanapie u znajomego z domu dziecka, ale wiedziałem, że to nie może trwać wiecznie.
Znalazłem pracę jako pomocnik w warsztacie samochodowym. Nie była to wymarzona praca, ale dawała mi poczucie stabilności i pozwalała na opłacenie rachunków. Szef, pan Janusz, był surowy, ale sprawiedliwy. „Eryku, jeśli chcesz coś osiągnąć w życiu, musisz ciężko pracować”, powtarzał mi często.
Pewnego dnia do warsztatu przyszła kobieta o imieniu Anna. Miała problem z samochodem i potrzebowała pomocy. Od razu zwróciła moją uwagę swoją pewnością siebie i uśmiechem. Rozmawialiśmy długo o życiu i marzeniach. Okazało się, że Anna pracuje jako psycholog i pomaga dzieciom w trudnych sytuacjach życiowych.
Nasza znajomość szybko przerodziła się w coś więcej. Anna była pierwszą osobą, która naprawdę mnie rozumiała i akceptowała takim, jakim jestem. Dzięki niej zacząłem wierzyć, że zasługuję na miłość i szczęście.
Jednak przeszłość nie dawała o sobie zapomnieć. Pewnego dnia otrzymałem list od mojej biologicznej matki. Chciała się ze mną spotkać i wyjaśnić wszystko. Byłem rozdarty między chęcią poznania prawdy a strachem przed ponownym odrzuceniem.
Anna pomogła mi podjąć decyzję o spotkaniu. „Musisz zamknąć ten rozdział swojego życia”, powiedziała delikatnie. Spotkanie odbyło się w małej kawiarni na obrzeżach miasta. Moja matka wyglądała na zdenerwowaną i skruszoną.
„Eryku”, zaczęła drżącym głosem, „przepraszam za wszystko”. Opowiedziała mi o trudnych decyzjach, które musiała podjąć i o bólu, który towarzyszył jej przez te wszystkie lata.
Nie było łatwo jej wybaczyć, ale wiedziałem, że muszę to zrobić dla siebie samego. To spotkanie pozwoliło mi uwolnić się od ciężaru przeszłości i zacząć nowe życie.
Dziś jestem szczęśliwy u boku Anny i pracuję jako doradca dla młodzieży w trudnych sytuacjach życiowych. Staram się pomagać innym tak, jak kiedyś ktoś pomógł mi.
Czasami zastanawiam się: czy gdyby moi rodzice podjęli inną decyzję wtedy, zaraz po moim narodzeniu, moje życie wyglądałoby inaczej? Ale wiem jedno – to właśnie te doświadczenia uczyniły mnie tym, kim jestem dzisiaj.
Czy kiedykolwiek znajdziemy odpowiedzi na wszystkie pytania? Może nie zawsze jest to możliwe, ale ważne jest to, co robimy z tymi odpowiedziami.