„Wolałbym pocałować psa niż ciebie” – historia jednej nocy, która zmieniła wszystko
– Magda, nie rób sceny. – Głos Pawła był cichy, ale lodowaty. Stał przy barze, wśród śmiejących się znajomych, a ja czułam, jak moje serce wali mi w piersi. Właśnie wyciągnęłam do niego rękę, chcąc zatańczyć nasz ulubiony walc. – Proszę cię, nie teraz.
– To tylko taniec – szepnęłam, próbując ukryć drżenie głosu. – Przecież zawsze tańczyliśmy razem na takich imprezach.
Paweł odsunął się ode mnie z wyraźnym niesmakiem. – Wolałbym pocałować psa niż ciebie – rzucił głośno, tak by wszyscy słyszeli.
Przez chwilę sala zamarła. Potem rozległy się śmiechy – te nerwowe, te złośliwe, te pełne ulgi, że to nie ich dotyczy. Czułam, jak moje policzki płoną. Spojrzałam na Pawła – mojego męża od trzynastu lat, ojca naszej córki Zosi. Kiedyś był moim całym światem. Teraz patrzył na mnie jak na obcą.
Jeszcze kilka godzin wcześniej w naszym mieszkaniu na Mokotowie próbowałam przekonać samą siebie, że to będzie dobry wieczór. Paweł wybrał mi sukienkę – granatową, obcisłą, z metką znanego projektanta. – Musisz wyglądać reprezentacyjnie – powiedział. – Będą ludzie z zarządu, nie możesz się wygłupić jak ostatnio.
Ostatnio… To wtedy, gdy podczas kolacji firmowej wspomniałam o swoim dyżurze na oddziale ratunkowym. Paweł uznał to za kompromitację. – Po co opowiadasz o trupach przy jedzeniu? – syknął mi do ucha.
Dziś miałam mówić tylko o pogodzie i podróżach. O tym, jak cudownie jest być żoną Pawła Nowaka – dyrektora finansowego w dużej spółce energetycznej. Moja praca? – Magda jest lekarzem – rzucał lekko, gdy ktoś pytał. Nigdy: ordynator oddziału kardiologii dziecięcej w jednym z największych szpitali w Warszawie.
W łazience poprawiałam makijaż i patrzyłam na swoje odbicie. Wyglądałam idealnie: gładka skóra, włosy upięte w kok, usta w kolorze malin. Ale w środku czułam się pusta.
Na imprezie u Marka – szefa Pawła – wszystko było jak zawsze: drogie alkohole, rozmowy o inwestycjach i żartach z polityków. Paweł brylował wśród kolegów. Ja stałam z boku, słuchając opowieści żon innych dyrektorów o najnowszych trendach w modzie i planowanych wakacjach na Malediwach.
W pewnym momencie podeszła do mnie Anka, żona Marka. – Magda, słyszałam, że uratowałaś ostatnio jakieś dziecko? – zapytała z autentycznym zainteresowaniem.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Paweł pojawił się obok mnie jak cień. – Nie zanudzaj ludzi medycznymi szczegółami – przerwał mi ostro. – Lepiej opowiedz o naszej podróży do Barcelony.
Uśmiechnęłam się sztucznie i skinęłam głową. W środku kipiałam ze złości.
Gdy rozbrzmiała nasza piosenka ślubna, zebrałam się na odwagę i podeszłam do Pawła. Chciałam poczuć choć przez chwilę bliskość sprzed lat. Zamiast tego dostałam publiczne upokorzenie.
Po jego słowach sala ucichła. Spojrzałam na Marka i Ankę – ich twarze były pełne współczucia. Ktoś próbował zażartować, ktoś inny odwrócił wzrok.
Poczułam nagły przypływ siły. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam głośno:
– Masz rację, Paweł. Może rzeczywiście lepiej byłoby ci z psem niż ze mną. Przynajmniej pies jest wierny.
Wszyscy zamarli. Paweł pobladł.
– O czym ty mówisz? – syknął przez zaciśnięte zęby.
– O tym, że wiem o twojej „koleżance” z pracy. O tych wszystkich wieczornych „spotkaniach biznesowych” i sms-ach kasowanych szybciej niż zdążysz wrócić do domu.
Widziałam, jak jego twarz robi się purpurowa.
– Przestań! Chcesz zrobić scenę?!
– Nie ja zaczęłam tę scenę, Paweł. Ty ją napisałeś i wyreżyserowałeś.
Marek podszedł bliżej.
– Paweł… Może lepiej wyjdźcie na chwilę?
Paweł złapał mnie za ramię i wyprowadził na balkon.
– Oszalałaś? Chcesz mnie skompromitować przed wszystkimi?
– Ty już się skompromitowałeś. Przede mną i przed Zosią.
Zamilkł na chwilę.
– Magda… To nic nie znaczyło. To tylko… chwila słabości.
– Chwila słabości trwa już ponad rok? Wiesz co jest najgorsze? Że przez cały ten czas czułam się winna twojego chłodu. Myślałam, że to ja coś robię źle.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im popłynąć.
– Magda… Proszę cię…
– Nie proś mnie o nic więcej. Dziś kończę tę farsę.
Wróciłam do środka. Wzięłam torebkę i bez słowa wyszłam z mieszkania Marka.
Noc była zimna i wilgotna. Szłam przez pustą ulicę Puławską i czułam się wolna po raz pierwszy od lat.
W domu Zosia spała spokojnie. Usiadłam przy jej łóżku i pogładziłam ją po włosach. Miała tylko dziewięć lat, a już widziała za dużo smutku w oczach mamy.
Następnego dnia Paweł próbował dzwonić dziesiątki razy. Pisał smsy: „Przepraszam”, „Zwariowałem”, „Zróbmy to dla Zosi”.
Nie odpowiedziałam na żaden z nich.
Po tygodniu przyszedł list polecony od prawnika Pawła: pozew o rozwód z orzeczeniem o winie obu stron. Uśmiechnęłam się gorzko – typowe dla niego: zawsze rozmywać odpowiedzialność.
Rozprawa była długa i bolesna. Paweł próbował udowodnić moją rzekomą „chłodność” i „brak wsparcia” dla jego kariery. Ja pokazałam dowody zdrady: zdjęcia, wiadomości, rachunki za hotele.
Sąd orzekł rozwód z winy Pawła i przyznał mi opiekę nad Zosią oraz mieszkanie.
Po wszystkim zadzwoniła do mnie mama Pawła – pani Teresa, kobieta surowa i zasadnicza.
– Magdo… Przepraszam za syna. Zawsze był zapatrzony w siebie… Ale ty jesteś silniejsza niż myślałam.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Minęły miesiące. Zosia zaczęła terapię u psychologa dziecięcego. Ja wróciłam do pracy z nową energią – ratowałam dzieciaki na oddziale i czułam się potrzebna jak nigdy wcześniej.
Pewnego dnia Anka zadzwoniła:
– Magda… Wiesz co? Marek też mnie zdradzał. Odeszłam od niego tydzień temu. Może spotkamy się na kawie?
Spotkałyśmy się w małej kawiarni na Powiślu razem z kilkoma innymi kobietami z naszego dawnego towarzystwa. Okazało się, że każda z nas nosiła swój ból pod maską idealnego życia.
Śmiałyśmy się przez łzy i wspierałyśmy nawzajem w odbudowywaniu siebie po latach kłamstw i upokorzeń.
Dziś wiem jedno: nie jestem już tą samą Magdą sprzed roku. Jestem silniejsza, bardziej świadoma swojej wartości i gotowa walczyć o siebie oraz o szczęście mojej córki.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: ile kobiet jeszcze tkwi w takich układach? Ile z nas boi się zrobić pierwszy krok? Może właśnie dziś jest ten dzień, by zacząć żyć naprawdę?