Kiedy mama się wprowadziła: Granice miłości i poświęcenia w jednej warszawskiej rodzinie

— Michał, czy naprawdę musisz zostawiać te buty na środku korytarza? — głos mamy przeszył ciszę poranka, zanim zdążyłem jeszcze wypić pierwszą kawę. Spojrzałem na nią z kuchni, gdzie próbowałem ukryć się za gazetą, ale jej wzrok był nieubłagany. — Dzieci się o nie potykają, a ja już nie mam siły tego sprzątać — dodała, z westchnieniem, które miało mi przypomnieć o jej zmęczeniu i mojej niewdzięczności.

Siedem miesięcy temu mama wprowadziła się do naszego mieszkania na Żoliborzu. Po śmierci taty nie chciałem, żeby została sama w domu na wsi. Byłem jej jedynym synem, a ona całe życie poświęciła dla mnie. Wydawało mi się to naturalne — przecież rodzina jest najważniejsza. Ale nikt nie przygotował mnie na to, jak bardzo zmieni się nasze życie.

Moja żona, Kasia, początkowo była pełna współczucia. — To tylko na chwilę, Michał — mówiła. — Pomóżmy jej stanąć na nogi po tej stracie. Ale chwila zamieniła się w tygodnie, tygodnie w miesiące. Mama zaczęła urządzać nasze życie po swojemu: przestawiała rzeczy w kuchni, poprawiała firanki, komentowała wychowanie dzieci. — Zosia powinna więcej czytać, a nie siedzieć przed tabletem — powtarzała niemal codziennie. — Franek jest za bardzo rozpieszczony. W moich czasach dzieci wiedziały, co to dyscyplina.

Kasia coraz częściej zamykała się w łazience pod pretekstem długiej kąpieli. Zosia i Franek przestali zapraszać kolegów do domu. Ja sam czułem się jak rozpięty między dwoma światami: lojalnością wobec matki i odpowiedzialnością za własną rodzinę.

Pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały, Kasia usiadła naprzeciwko mnie przy stole. Jej oczy były zaczerwienione.
— Michał, musimy porozmawiać. Tak dalej być nie może.
— Wiem… — zacząłem, ale nie pozwoliła mi dokończyć.
— Kocham twoją mamę i rozumiem jej ból. Ale my też mamy swoje życie. Nasze małżeństwo zaczyna się rozpadać. Dzieci są spięte, ja jestem na granicy wytrzymałości. Ty… ty już prawie ze mną nie rozmawiasz.

Zamilkłem. Wiedziałem, że ma rację. Ale jak miałem powiedzieć mamie, że powinna znaleźć sobie inne miejsce? Jak miałem ją zostawić samą?

Następnego dnia wróciłem z pracy wcześniej niż zwykle. Mama siedziała w salonie i szydełkowała coś dla Zosi.
— Mamo…
Podniosła wzrok znad robótki.
— Tak?
— Musimy porozmawiać.
Zacisnąłem dłonie na oparciu krzesła.
— Wiem, że jest ci ciężko po śmierci taty. Ale… nasze życie tutaj bardzo się zmieniło. Kasia i dzieci też mają swoje potrzeby. Może powinnaś pomyśleć o czymś swoim? Może wrócić do siebie albo…
Nie dokończyłem. W jej oczach pojawiły się łzy.
— Michał… Ja już nie mam nikogo poza tobą. Tamten dom jest pusty. Tutaj czuję się potrzebna.

Poczułem się jak najgorszy syn na świecie. Przez kolejne dni chodziłem jak cień po mieszkaniu. Mama była cicha i zamknięta w sobie, Kasia jeszcze bardziej zdystansowana.

W pracy nie mogłem się skupić. Szef zwrócił mi uwagę na spadek wydajności. Koledzy pytali, czy wszystko u mnie w porządku. Kłamałem: — Tak, po prostu trochę stresu w domu.

W weekend postanowiłem zabrać dzieci na spacer do Łazienek Królewskich. Kasia została w domu z mamą. Kiedy wróciliśmy, zastałem je przy stole w kuchni. Rozmawiały cicho, ale atmosfera była napięta.
— Michał — zaczęła mama — Kasia powiedziała mi wszystko. Wiem, że jestem ciężarem.
— Nie jesteś ciężarem! — zaprotestowałem odruchowo.
— Ale jestem gościem w waszym życiu — powiedziała cicho.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Potem mama wstała i wyszła do swojego pokoju.

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, słysząc cichy płacz mamy za ścianą i stłumione westchnienia Kasi obok mnie.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia z Gdańska.
— Michałku, twoja mama mówiła mi o wszystkim. Może przyjedzie do mnie na jakiś czas? Mam wolny pokój, a towarzystwo dobrze by jej zrobiło.

Poczułem ulgę i jednocześnie wstyd. Czy naprawdę chciałem oddać mamę komuś innemu? Czy to znaczyło, że jestem złym synem?

Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem przy stole.
— Mamo — zacząłem ostrożnie — ciocia Basia zaprasza cię do siebie na jakiś czas. Może to byłoby dobre rozwiązanie? Odpoczniesz od nas, my od ciebie…
Mama długo milczała.
— Może masz rację — powiedziała w końcu. — Może wszyscy tego potrzebujemy.

Kilka dni później odprowadzałem ją na dworzec Centralny. Uściskała mnie mocno.
— Michałku… Dziękuję za wszystko. Wiem, że chciałeś dobrze.
Patrzyłem za nią długo, aż zniknęła w tłumie podróżnych.

Wróciłem do pustego mieszkania. Kasia przytuliła mnie bez słowa. Dzieci odetchnęły z ulgą.
Ale ja długo jeszcze czułem ciężar tej decyzji na sercu.

Czy można być dobrym synem i jednocześnie dobrym mężem? Gdzie przebiega granica między miłością a poświęceniem? Czasem zastanawiam się, czy naprawdę można mieć wszystko…