„To już nie ten człowiek, którego pokochałam” – Historia mojego małżeństwa rozbitego przez milczenie i matkę mojego męża
— Znowu nie odłożyłaś naczyń do zmywarki! — głos Bartka przeszył ciszę naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Stałam przy kuchennym blacie, ścierając łzy z policzka, bo wiedziałam, że za chwilę usłyszę kolejną uwagę. W salonie jego matka, pani Teresa, nawet nie podniosła wzroku znad krzyżówki, tylko rzuciła: — Magdo, ja na twoim miejscu już dawno bym się ogarnęła.
Pięć lat temu wracaliśmy z Bartkiem z porodówki z naszym synkiem, Antosiem. Trzymał mnie wtedy za rękę i powtarzał: „Jesteś moją bohaterką”. Dziś patrzył na mnie jak na kogoś obcego, a ja czułam się jak intruz we własnym domu.
Wszystko zaczęło się psuć, gdy Bartek stracił pracę w agencji reklamowej. Przestał się uśmiechać, całymi dniami przesiadywał w internecie, szukając ofert pracy, ale coraz częściej kończyło się na przeglądaniu memów i wiadomości. Próbowałam go wspierać:
— Kochanie, damy radę. Ja mogę wziąć więcej zleceń na tłumaczenia, a ty znajdziesz coś nowego. Jesteśmy drużyną.
Ale wtedy do akcji wkroczyła jego mama. — Bartuś, wróć na chwilę do nas na Mokotów. Magda sobie poradzi, a ty musisz odpocząć — mówiła tym swoim ciepłym, ale podszytym kontrolą głosem. Od tego momentu coraz częściej znikał „na chwilę” do niej, wracał z słoikami rosołu i bigosu, a w rozmowach coraz częściej słyszałam:
— Mama mówi, że Antosia trzeba hartować. Mama uważa, że powinnaś gotować codziennie, a nie zamawiać sushi.
Czułam się jak lokatorka we własnym domu. Nawet sposób, w jaki ubierałam Antosia do przedszkola, był komentowany. Pewnego dnia synek zapytał:
— Mamusiu, dlaczego babcia mówi, że źle mi zakładasz szalik?
Wieczorem usiadłam obok Bartka.
— Kochasz mnie jeszcze? — zapytałam cicho.
Spojrzał chłodno.
— Nie wiem… Wszystko mnie drażni. Ty mnie drażnisz.
Kilka dni później wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam, jak mówi do matki przez telefon:
— Wiem, mamo… może faktycznie źle wybrałem… Może powinienem wrócić do ciebie…
Wyszłam wtedy z domu, usiadłam na ławce pod blokiem i płakałam. Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Izy.
— Magda, musisz postawić granice. On pozwala matce rządzić waszym życiem! — powiedziała stanowczo.
Kiedy wróciłam, siedzieli razem w kuchni.
— Antoś płakał! — rzuciła teściowa.
— Właśnie dlatego musimy porozmawiać — powiedziałam do Bartka.
Rozmawialiśmy godzinę. On milczał, ona przewracała oczami. W końcu usłyszałam od niej:
— Może powinnaś wrócić do swoich rodziców na wieś.
— Może to pani powinna wrócić do siebie! — wybuchłam po raz pierwszy od miesięcy.
Następnego dnia umówiłam nas na terapię rodzinną. Bartek chodził niechętnie, a jego mama wypytywała o każdy szczegół. Po kilku tygodniach wyprowadził się do niej „na próbę”.
Antoś pytał:
— Kiedy tata wróci?
Nie miałam odpowiedzi.
Dwa miesiące później zadzwonił:
— Tęsknię… Za Antosiem… i trochę za tobą. Może spróbujemy?
Spotkaliśmy się w małej kawiarni na Kabatach. Pachniało kawą i świeżym sernikiem. Powiedziałam jasno:
— Jeśli mamy być razem, musisz odciąć pępowinę. Inaczej to nie ma sensu.
Minął rok. Bartek chodzi na terapię indywidualną. Jego mama widuje nas rzadziej, choć czasem jeszcze próbuje „podpowiadać”. A ja? Patrzę na niego i wciąż pytam siebie:
Czy można odbudować coś, co ktoś latami podcinał?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Ratowalibyście małżeństwo dla dobra dziecka czy uczyli je, że trzeba odejść, gdy ktoś przekracza granice?