Nie spiesz się z małżeństwem, Emesko! – Ucieczka panny młodej od despotycznej rodziny narzeczonego

– Emesko, pamiętaj, żeby nie zapomnieć o pierścionku babci! – głos przyszłej teściowej rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak odłożyłam telefon. Stałam przy oknie w moim pokoju w Krakowie, patrząc na szare niebo i ludzi spieszących się do pracy. Dziś miał być mój wielki dzień – dzień ślubu z Michałem. Ale zamiast radości czułam ciężar, który przygniatał mnie coraz mocniej z każdą chwilą.

Od miesięcy wszyscy wokół powtarzali mi, jak bardzo mam szczęście. Michał – przystojny, dobrze wychowany, z porządnej rodziny. Jego rodzice – państwo Nowakowie – byli szanowani w całym mieście. Od początku naszego związku czułam, że nie tylko Michałowi muszę się podobać. Jego matka, pani Teresa, miała swoje wyobrażenia o idealnej synowej: zawsze uśmiechniętej, skromnej, gotującej rosół jak ona i nigdy nie sprzeciwiającej się mężowi. Ojciec Michała, pan Andrzej, rzadko się odzywał, ale kiedy już to robił, jego słowa były jak wyroki.

Pamiętam pierwszy obiad u nich w domu. Siedziałam spięta przy stole, starając się nie rozlać barszczu na obrus. – Emesko, a czy twoja mama też piecze taki sernik? – zapytała pani Teresa z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. – Moja mama raczej nie piecze… – zaczęłam niepewnie. – Ach tak… No cóż, wszystkiego można się nauczyć – przerwała mi szybko.

Z czasem te drobne uwagi zamieniły się w codzienność. – Emesko, powinnaś częściej nosić spódnice, to bardziej kobiece. – Emesko, nie powinnaś tyle pracować, kobieta powinna być dla domu. Nawet Michał zaczął powtarzać słowa swojej matki. – Moja mama mówi, że powinniśmy pomyśleć o dzieciach zaraz po ślubie. Wiesz, ona się zna na życiu.

Próbowałam się dostosować. Zrezygnowałam z kursu językowego, bo kolidował z niedzielnymi obiadami u Nowaków. Przestałam spotykać się z przyjaciółkami tak często jak dawniej. Nawet moja własna mama zauważyła zmianę. – Emesko, czy ty jesteś szczęśliwa? – zapytała pewnego wieczoru przez telefon. – Oczywiście, mamo… Przecież wszyscy tego chcą – odpowiedziałam i poczułam łzy napływające do oczu.

Im bliżej ślubu, tym bardziej czułam się jak aktorka w cudzym przedstawieniu. Suknia wybrana przez Teresę, menu ustalone przez Andrzeja, lista gości zatwierdzona przez Michała. Nawet kwiaty na stołach miały być takie jak na ich własnym weselu trzydzieści lat temu.

Dzień przed ślubem przyszła do mnie przyjaciółka Ola. – Emesko, ty naprawdę tego chcesz? – zapytała bez ogródek. Spojrzałam na nią bezradnie. – Nie wiem… Chyba już nie wiem, czego chcę…

Noc przed ślubem nie spałam ani minuty. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy to naprawdę moje życie? Nad ranem wyszłam na balkon i patrzyłam na budzące się miasto. Wtedy podjęłam decyzję.

O siódmej rano zadzwoniłam do Michała. – Musimy porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem. Po drugiej stronie zapadła cisza. – Teraz? Przecież za trzy godziny mamy być w kościele! – wykrzyknął zdenerwowany.

Spotkaliśmy się w parku niedaleko mojego domu. Michał był blady i roztrzęsiony. – Co ty wyprawiasz? Wszyscy czekają! Moja mama…

– Właśnie o to chodzi! – przerwałam mu nagle odważniej niż kiedykolwiek wcześniej. – Michał, ja nie chcę żyć według scenariusza twojej rodziny! Ja nawet nie wiem już, kim jestem…

– Przesadzasz! Każda kobieta musi się dostosować! Tak było zawsze! – krzyczał coraz głośniej.

– Ale ja nie chcę być każdą kobietą! Chcę być sobą! – łzy płynęły mi po policzkach.

Michał patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Więc co teraz? Zostawiasz mnie przed ołtarzem?

– Wolę zostawić cię teraz niż siebie na całe życie…

Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Nie wiedziałam dokąd idę ani co będzie dalej. Czułam tylko ogromną ulgę i strach jednocześnie.

Dziś minęły dwa miesiące od tamtego dnia. Rodzina Michała rozpowiada po mieście różne rzeczy na mój temat. Moja mama mówi, że jest ze mnie dumna. Ola zabrała mnie na wycieczkę w góry i pierwszy raz od dawna poczułam się wolna.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam postąpić inaczej. Czy miałam prawo zburzyć marzenia tylu osób dla własnego szczęścia? Ale czy szczęście naprawdę polega na spełnianiu cudzych oczekiwań?

Może czasem trzeba mieć odwagę powiedzieć „nie”, zanim powiemy „tak” na całe życie? Jak myślicie… czy można być szczęśliwym wbrew wszystkim?