Już nie poznaję mojego syna… Jego żona zmienia jego życie w koszmar
— Krzysztof, proszę cię, nie mów tak do mnie — mój głos drżał, choć starałam się go opanować. Stał naprzeciwko mnie w kuchni, zaciśnięte pięści, wzrok wbity w podłogę. Jeszcze kilka lat temu przychodził tu po radę, śmiał się ze mną przy herbacie, opowiadał o swoich planach. Teraz był jak cień samego siebie. — Mamo, nie rozumiesz. Magda nie chce, żebym tu przychodził tak często. Mówi, że powinienem skupić się na naszej rodzinie — rzucił chłodno, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.
Pamiętam dzień, kiedy poznałam Magdę. Była uprzejma, uśmiechnięta, z tym swoim cichym głosem i spojrzeniem pełnym determinacji. Myślałam: „W końcu ktoś, kto zadba o mojego syna”. Krzysztof był wtedy taki szczęśliwy. Przynosił jej kwiaty, gotował kolacje, opowiadał mi o niej z błyskiem w oku. Cieszyłam się jego szczęściem. Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać.
Najpierw przestał dzwonić codziennie. Potem wizyty stawały się coraz rzadsze. Zawsze miał wymówkę: praca, zmęczenie, obowiązki domowe. Ale ja czułam, że to nie tylko życie dorosłego człowieka. To było coś więcej — jakby ktoś powoli odcinał go ode mnie.
Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka, pani Teresa. — Widziałam twojego Krzysia na rynku. Wyglądał na bardzo przygnębionego. Coś się dzieje? — zapytała z troską. Wtedy pierwszy raz pomyślałam: „Może to nie tylko moje wyobrażenie?”
Zaczęłam obserwować. Kiedy przychodził, był spięty, jakby bał się każdego słowa. Unikał rozmów o Magdzie. Gdy pytałam o ich życie, odpowiadał zdawkowo: — Wszystko dobrze, mamo. Nie martw się.
Ale ja widziałam coraz więcej sygnałów. Magda dzwoniła do niego co kilka minut, nawet kiedy był u mnie na obiedzie. Słyszałam jej głos przez telefon: — Kiedy wrócisz? Ile jeszcze będziesz siedział u matki? Przecież mamy tyle do zrobienia! — Krzysztof wtedy milczał albo odpowiadał cicho: — Zaraz będę.
Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie późno w nocy. Szeptał: — Mamo, nie wiem już, co robić. Magda jest coraz bardziej zazdrosna. O wszystko się czepia… Nawet o to, że rozmawiam z tobą.
Serce mi pękało. Chciałam mu pomóc, ale bałam się naciskać. Wiedziałam, że jeśli powiem coś złego o Magdzie, on zamknie się jeszcze bardziej.
Wkrótce potem przestał odbierać moje telefony. Pisałam wiadomości — bez odpowiedzi. Czułam się bezradna jak nigdy wcześniej.
W święta Bożego Narodzenia zaprosiłam ich oboje na kolację. Magda przyszła z wymuszoną uprzejmością. Przez cały wieczór patrzyła na zegarek i wzdychała demonstracyjnie. Krzysztof siedział cicho, prawie nie jadł.
Po kolacji poprosiłam go na bok:
— Synku, co się dzieje? Nie jesteś sobą…
— Mamo, proszę cię… Nie zaczynaj — przerwał mi nerwowo i wrócił do salonu.
Po ich wyjściu płakałam długo w pustym mieszkaniu.
Z czasem zaczęły dochodzić do mnie plotki od znajomych i sąsiadów. Że Magda kontroluje każdy jego krok — sprawdza telefon, decyduje z kim może się spotykać, nawet wybiera mu ubrania. Że Krzysztof coraz częściej zamyka się w sobie i unika ludzi.
Próbowałam rozmawiać z jego ojcem — moim mężem Andrzejem:
— Może przesadzam? Może to tylko trudny okres?
— Znam swojego syna — odpowiedział Andrzej ponuro. — On nigdy taki nie był.
Pewnego dnia spotkałam Krzysztofa przypadkiem na przystanku autobusowym. Był blady i wychudzony.
— Synku…
Spojrzał na mnie ze łzami w oczach:
— Mamo… Ja już nie wiem kim jestem…
Objęłam go mocno i poczułam, jak drży cały w moich ramionach.
Od tamtej pory próbowałam być dla niego wsparciem na odległość. Pisałam krótkie wiadomości: „Jestem tu dla ciebie”, „Kocham cię”, „Nie jesteś sam”. Czasem odpisywał jednym słowem: „Dzięki”.
Widziałam jednak, że gaśnie coraz bardziej. Magda coraz częściej zabraniała mu kontaktów ze mną i rodziną. Nawet na pogrzebie babci pojawił się sam na chwilę i zaraz musiał wracać do domu.
Czułam narastającą bezsilność i gniew wobec Magdy. Ale też żal do siebie — czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była wcześniej reagować?
Ostatnio Krzysztof przyszedł niespodziewanie wieczorem. Był roztrzęsiony:
— Mamo… Ja już nie wytrzymuję… Ona grozi mi rozwodem za każdym razem, gdy próbuję postawić na swoim…
— Synku… Musisz pomyśleć o sobie… O swoim szczęściu…
— Ale co jeśli ją stracę? Co jeśli zostanę sam?
Patrzyłam na niego i widziałam w nim małego chłopca sprzed lat — zagubionego i przestraszonego.
Nie wiem już, jak mu pomóc. Boję się o niego każdego dnia.
Czasem mam wrażenie, że tracę syna – nie fizycznie, ale moralnie, emocjonalnie. Jakby gasł w oczach, tracił siebie, swoją wolę, charakter. A to wszystko przez kobietę, z którą żyje. Przez tę, która kiedyś wydawała się taka solidna i godna zaufania, a okazała się… no cóż, brakuje mi słów, żeby nie rozpłakać się ze złości.
Czy każda matka musi patrzeć bezradnie na cierpienie swojego dziecka? Czy jest jeszcze szansa odzyskać syna sprzed lat? Może powinnam była walczyć mocniej… Ale czy wtedy nie straciłabym go całkiem?