Kiedy wszystko się rozpada: Opowieść o mojej rodzinie, miłości i stracie
„Klaudia, okłamujesz samą siebie. Twój tata przewracałby się w grobie, gdyby wiedział, co teraz robisz.”
Słowa mamy rozcinają ciszę naszej ciasnej kuchni na Mokotowie jak nóż. Za oknem leje deszcz, a ja czuję, jakby w środku było jeszcze zimniej niż na zewnątrz. Moje ręce drżą, gdy stawiam kubek z herbatą na stole. „Mamo, nie rozumiem, o co ci chodzi. Próbuję tylko…”
„Próbujesz zapomnieć,” przerywa mi, jej głos jest kruchy, ale twardy jak stal. „Odkąd jesteś z Michałem, już cię nie poznaję.”
Michał. Samo jego imię wywołuje we mnie burzę uczuć. Miłość – tak, ale też strach. Odkąd pojawił się w moim życiu, wszystko zaczęło się chwiać. Mama to widzi, mój brat Bartek widzi, nawet moja przyjaciółka Ola już kilka razy próbowała ze mną o tym rozmawiać. Ale ja? Ja chcę wierzyć, że miłość wszystko przetrwa.
Tamtego wieczoru leżę w łóżku obok Michała. Jego ramię ciężko spoczywa na mojej talii – jakby trzymał mnie na siłę, żebym nie uciekła. Słyszę jego spokojny oddech, ale moje myśli galopują. Kiedy zgubiłam siebie? Czy wtedy, gdy pierwszy raz skłamałam Michałowi o tym, gdzie byłam? Czy wtedy, gdy przestałam dzwonić do mamy, bo Michał uważał, że za bardzo się wtrąca?
„Klaudia, czemu pozwalasz mu sobą rządzić?” – głos Oli dźwięczy mi w głowie. „Zawsze byłaś taka silna.”
Silna… Kiedyś byłam. Po śmierci taty to ja trzymałam rodzinę w ryzach. Mama nie mogła przestać płakać, Bartek uciekał w naukę, a ja… ja byłam tą, która ogarniała wszystko. Do czasu Michała.
Następnego ranka mieszkanie pachnie kawą i świeżymi bułkami z piekarni za rogiem. Michał siedzi przy stole i przegląda telefon. „Twoja mama znowu dzwoniła,” rzuca bez patrzenia na mnie. „Może powinnaś jej w końcu powiedzieć, że mamy własne życie.”
„Ona się tylko martwi,” próbuję łagodnie.
Wzdycha ciężko. „Zawsze to samo narzekanie. Nie jesteś już dzieckiem, Klaudia.”
Czuję ścisk w gardle. „Wiem.”
„No właśnie,” mówi i wreszcie się uśmiecha. „Chodź tu.”
Wpadam w jego ramiona i przez chwilę czuję się bezpieczna. Ale gdzieś głęboko coś mnie gryzie.
Później tego dnia stoję w Biedronce między półkami z makaronami, kiedy telefon zaczyna wibrować. SMS od Bartka: „Mama jest roztrzęsiona. Możesz do niej zadzwonić?”
Waham się. Jeśli Michał dowie się, że znów rozmawiam z rodziną bez jego wiedzy… Ale Bartek brzmi naprawdę zrozpaczony.
„Cześć mamo,” szepczę w pustym korytarzu.
„Klaudia… kochanie…” Jej głos się łamie. „Wiem, że jesteś zła, ale martwię się o ciebie.”
„Mamo, wszystko u mnie dobrze,” kłamię.
„Nie musisz przede mną udawać,” mówi cicho. „Nie musisz wszystkiego dźwigać sama.”
Połykałam łzy i rozłączam się zanim Michał coś zauważy.
Wieczorem Michał gra na konsoli w salonie, a ja gotuję makaron z sosem pomidorowym – jego ulubiony. Myślami wracam do dzieciństwa: tata żartował przy stole, razem chodziliśmy na bazarek po warzywa. Teraz to wszystko wydaje się tak odległe.
Nagle Michał staje za mną. „O czym myślisz?” pyta ostro.
„O niczym szczególnym,” odpowiadam szybko.
Patrzy mi prosto w oczy. „Kłamiesz.”
Czuję narastającą panikę. „Naprawdę nie.”
Chwyta mnie za ramię – nie mocno, ale wystarczająco stanowczo, żebym się przestraszyła. „Wiesz, że nie znoszę kłamstw?”
„Przepraszam,” szepczę.
Puszcza mnie i wraca do salonu bez słowa.
Tej nocy śni mi się tata. Stoi po drugiej stronie ruchliwej ulicy i woła mnie po imieniu, ale za każdym razem gdy próbuję przejść – przejeżdża samochód i muszę czekać. Budzę się spocona.
Przez kolejne dni zamykam się coraz bardziej w sobie. Ola pisze: „Idziemy dziś do kina?” Wymyślam wymówkę. Bartek dzwoni: „Może zjemy razem lunch?” Mówię, że mam za dużo pracy.
W niedzielne popołudnie wszystko pęka. Mama nagle staje w drzwiach naszego mieszkania – oczy czerwone od płaczu.
„Klaudia, błagam…” Chwyta moje dłonie. „Wróć do domu. Nie musisz tego znosić.”
Michał wpada do pokoju i patrzy na nią z wściekłością. „Co pani tu robi?”
Mama cofa się o krok, ale nie puszcza moich rąk.
„Chcę tylko porozmawiać z córką,” mówi odważnie.
„Ona tu mieszka!” warczy Michał.
Czuję jak napięcie rośnie i nagle krzyczę: „Dość! Oboje!”
Patrzą na mnie zdumieni.
„Nie dam już rady,” płaczę. „Zgubiłam siebie i nikt tego nie rozumie!”
Mama obejmuje mnie mocno, a Michał wychodzi trzaskając drzwiami.
Tego wieczoru pakuję torbę i wyjeżdżam z mamą do jej małego mieszkania na Ursynowie. Tamta cisza jest jak ciepły koc.
Następne tygodnie są trudne. Michał wysyła pełne żalu wiadomości, Ola próbuje mnie wspierać, Bartek przychodzi z kwiatami i czekoladą. Powoli zaczynam oddychać.
Pewnego dnia siedzę z mamą na balkonie i słyszę jej szept: „Jesteś silniejsza niż myślisz, Klaudia.”
Patrzę na chmury nad Warszawą i pytam sama siebie: Skąd wiadomo, kiedy miłość przestaje być miłością? I jak odnaleźć siebie na nowo po tym wszystkim?