Gorzki smak świąt: kiedy mama wybiera kogoś innego – Moja opowieść o zdradzie, rodzinnych konfliktach i pytaniu, czy warto jeszcze walczyć o relację

– Mamo, ale przecież obiecałaś, że w tym roku to moje dzieci rozpakują prezenty jako pierwsze – powiedziałam cicho, czując jak w gardle rośnie mi gula. W pokoju pachniało piernikiem i igliwiem, a choinka mieniła się kolorowymi światełkami. Wszyscy siedzieliśmy przy stole, a mama już po raz kolejny zerkała na moją siostrę, Magdę, jakby czekała na jej zgodę na każdy ruch.

Magda uśmiechnęła się szeroko i powiedziała: – Ale przecież u nas zawsze najpierw rozpakowują prezenty najmłodsi! – Jej syn, Kacperek, miał pięć lat i był oczkiem w głowie mamy. Moje bliźniaki, Zosia i Franek, patrzyły na mnie z pytaniem w oczach. Wiedziałam, że czekają na znak. Wiedziałam też, że jeśli teraz odpuszczę, znów poczują się mniej ważni.

Mama spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem: – Daj spokój, Aniu. Nie róbmy sceny przy stole. To tylko prezenty.

Ale to nie były tylko prezenty. To była kolejna sytuacja, w której czułam się niewidzialna. Odkąd pamiętam, Magda była tą lepszą. Ładniejszą, mądrzejszą, bardziej przebojową. Mama zawsze powtarzała: „Ucz się od Magdy, ona wie jak sobie radzić”. Nawet kiedy byłam dzieckiem i płakałam po kłótni z koleżanką, mama mówiła: „Magda by się tak nie przejmowała”.

W tym roku postanowiłam zawalczyć o siebie i swoje dzieci. Przed świętami zadzwoniłam do mamy i poprosiłam, żebyśmy zrobili coś inaczej – żeby moje dzieci poczuły się wyjątkowe. Mama obiecała. Ale teraz patrzyłam na jej twarz i widziałam tylko niecierpliwość.

– Mamo, prosiłam cię…

– Aniu! – przerwała mi ostro. – Nie psuj świąt przez takie drobiazgi.

Zamilkłam. Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Magda wzruszyła ramionami i zaczęła rozdawać prezenty swoim dzieciom. Moje bliźniaki siedziały cicho, z opuszczonymi głowami.

Po kolacji wyszłam na balkon. Było zimno, ale nie czułam chłodu. Czułam tylko żal i wściekłość. Przypomniałam sobie wszystkie te lata, kiedy próbowałam zasłużyć na uwagę mamy. Kiedy przynosiłam dobre oceny, a ona mówiła: „Magda miała same piątki”. Kiedy dostałam się na studia, a ona zapytała: „A Magda już ma pracę”.

Mój mąż, Tomek, wyszedł za mną.

– Ania…

– Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziałam przez łzy.

– Twoja mama nigdy się nie zmieni – powiedział cicho. – Ale twoje dzieci mają ciebie.

Wróciłam do salonu z wymuszonym uśmiechem. Zosia i Franek podeszli do mnie i przytulili się mocno.

– Mamusiu, czy my byliśmy niegrzeczni? – zapytała Zosia.

Poczułam, jak serce mi pęka.

– Nie kochanie. Jesteście najwspanialsi na świecie.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak Magda dostała nowy rower na komunię, a ja używany po kuzynce; jak mama zawsze stawała po stronie Magdy w naszych kłótniach; jak nawet teraz, kiedy jestem dorosła i mam własną rodzinę, wciąż czuję się tą gorszą.

Następnego dnia zadzwoniłam do mamy.

– Mamo, musimy porozmawiać.

– O czym znowu? – westchnęła.

– O tym, że rani mnie to, jak traktujesz moje dzieci. I mnie.

– Aniu, przesadzasz. Zawsze byłaś taka przewrażliwiona.

– Nie chcę już tego słyszeć! – krzyknęłam przez łzy. – Chcę tylko, żebyś mnie zauważyła. Żebyś zobaczyła moje dzieci!

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Nie wiem, co mam ci powiedzieć – powiedziała w końcu mama chłodno. – Może powinnaś porozmawiać z kimś innym.

Rozłączyłam się i długo patrzyłam w okno. Czułam się pusta. Jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.

Przez kolejne tygodnie nie odbierałam telefonów od mamy. Magda napisała mi SMS-a: „Nie przesadzaj. Mama cię kocha na swój sposób”. Ale ja już nie chciałam słyszeć tych tłumaczeń.

Zaczęłam chodzić na terapię. Rozmawiałam z Tomkiem o tym, jak bardzo boli mnie ta nierówność. Zaczęłam budować własne święta dla moich dzieci – takie, w których to one są najważniejsze.

Ale czasem wciąż wracam myślami do tamtej Wigilii. Do tego momentu, kiedy zobaczyłam w oczach mojej mamy wybór – i znów nie byłam tą wybraną.

Czy można wybaczyć matce to, że nigdy nie była po mojej stronie? Czy warto jeszcze walczyć o tę relację? A może czas pogodzić się z tym, że niektórych rzeczy nie da się naprawić?