Czy naprawdę muszę oddać dom bratu? Historia rodzinna, która złamała mi serce
– Aniu, musisz to zrobić dla rodziny – głos mamy drżał, a ja czułam, jakby ktoś ściskał mnie za gardło. Siedziałam na podłodze w moim niewielkim salonie na warszawskim Mokotowie, z telefonem przy uchu i łzami w oczach. Właśnie wróciłam z pracy, zmęczona po kolejnej nieprzespanej nocy, kiedy usłyszałam te słowa.
– Mamo, ale to jest moje mieszkanie! – odpowiedziałam cicho, ledwo powstrzymując szloch. – Sama na nie pracowałam przez tyle lat.
– Twój brat jest w trudnej sytuacji. Wiesz, że z Magdą się rozstali, a dzieci… One potrzebują stabilizacji. Ty jesteś sama, Aniu. Zrozum nas.
Sama. To słowo dźwięczało mi w głowie jak wyrok. Przez lata słyszałam je z ust rodziny – „Ania zawsze sobie poradzi”, „Ania jest samodzielna”, „Ani nie trzeba pomagać”. Ale czy to znaczyło, że mogę być poświęcona dla dobra innych?
Odłożyłam telefon i przez chwilę siedziałam w ciszy, słysząc tylko własny oddech i tykanie zegara na ścianie. Przed oczami stanęły mi wszystkie chwile, kiedy musiałam być silna – po śmierci taty, kiedy mama załamała się i to ja przejęłam większość obowiązków domowych; kiedy Tomek, mój młodszy brat, wpadł w złe towarzystwo i trzeba go było wyciągać z kłopotów; kiedy sama zostałam porzucona przez narzeczonego tuż przed ślubem i nikt nie zapytał, jak się czuję.
Teraz miałam oddać jedyną rzecz, którą zdobyłam sama – mieszkanie kupione na kredyt, spłacane przez lata wyrzeczeń i pracy po godzinach.
Następnego dnia Tomek zadzwonił sam.
– Anka, pogadamy? – jego głos był cichy, jakby wstydził się tej rozmowy.
– O czym? – zapytałam chłodno.
– Wiesz… Mama mówiła ci już chyba. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Po prostu… Magda wyrzuciła mnie z domu. Nie mam gdzie się podziać z dzieciakami. Ty masz duże mieszkanie, a sama mieszkasz…
– Tomek! – przerwałam mu ostro. – To nie jest takie proste. Ja tu żyję! To jest mój dom!
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Wiem… Przepraszam. Po prostu nie mam już siły.
Rozłączył się pierwszy. Poczułam się winna, choć przecież to ja miałam być ofiarą tej sytuacji.
Wieczorem przyszła mama. Przyniosła sernik i usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.
– Aniu, wiem, że to trudne. Ale Tomek naprawdę nie ma nikogo poza nami. Dzieci są przerażone, Magda nie chce ich widzieć…
– A ja? – zapytałam cicho. – Ja też jestem waszą rodziną.
Mama spuściła wzrok.
– Ty zawsze byłaś silna.
Wtedy pękłam. Zaczęłam płakać jak dziecko, a mama objęła mnie ramieniem po raz pierwszy od lat.
– Przepraszam cię, kochanie – wyszeptała. – Może czasem zapominamy, że ty też potrzebujesz wsparcia.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. W pracy nie mogłam się skupić, szefowa zwróciła mi uwagę na błędy w raportach. Przyjaciółka Marta próbowała mnie pocieszać:
– Anka, nie możesz dać się wrobić! To twoje życie! Oni zawsze stawiali Tomka na pierwszym miejscu!
Wiedziałam, że ma rację. Ale sumienie nie dawało mi spokoju.
W weekend pojechałam do rodzinnego domu w Piasecznie. Mama krzątała się po kuchni, Tomek siedział przy stole z głową w dłoniach. Jego dzieci – Zosia i Franek – bawiły się cicho klockami w kącie.
– Cześć ciociu Aniu! – Zosia podbiegła do mnie i przytuliła się mocno.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę mogę im odmówić?
Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem.
– Aniu – zaczął Tomek – jeśli powiesz „nie”, zrozumiem. Ale jeśli możesz…
Spojrzałam na mamę, która miała łzy w oczach.
– A co ze mną? Gdzie ja mam pójść? – zapytałam drżącym głosem.
– Możesz wrócić do domu… do nas – powiedziała mama cicho.
Wrócić do domu? Do pokoju z dzieciństwa, do wspomnień o tacie i wiecznych pretensji mamy? Po tylu latach samodzielności?
Noc spędziłam bez snu. Przewracałam się z boku na bok, analizując wszystkie za i przeciw. Czy naprawdę jestem winna temu, że Tomek nie potrafił utrzymać rodziny? Czy moje szczęście jest mniej ważne niż jego?
Rano podjęłam decyzję.
– Oddam ci mieszkanie na rok – powiedziałam Tomkowi przy śniadaniu. – Ale potem musisz znaleźć coś własnego. Ja też mam prawo do swojego życia.
Tomek spojrzał na mnie z wdzięcznością i ulgą.
– Dziękuję ci, Anka… Obiecuję, że cię nie zawiodę.
Mama płakała ze szczęścia, dzieci rzuciły mi się na szyję.
Ale ja czułam pustkę. Spakowałam kilka rzeczy i wróciłam do rodzinnego domu. Każdy dzień był dla mnie walką z samą sobą – z żalem, poczuciem niesprawiedliwości i tęsknotą za własnym kątem.
Po kilku miesiącach zaczęłam szukać nowego mieszkania do wynajęcia. Praca stała się moją ucieczką od problemów rodzinnych. Marta powtarzała:
– Musisz postawić granice! Inaczej zawsze będą cię wykorzystywać!
Ale czy mogłam inaczej? Czy mogłam zostawić brata i jego dzieci bez dachu nad głową?
Rok minął szybko. Tomek znalazł pracę za granicą i wyjechał z dziećmi do Niemiec. Mieszkanie wróciło do mnie, ale już nie było takie samo. Każdy kąt przypominał mi o poświęceniu i bólu rozstania z własnym życiem.
Dziś siedzę przy tym samym kuchennym stole i zastanawiam się: czy warto było poświęcić siebie dla rodziny? Czy kiedykolwiek nauczę się stawiać siebie na pierwszym miejscu?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?