Dom, który przestał być domem – historia powrotu i rozczarowania

– Mamo, nie rozumiesz, my nie chcemy tego domu. To za dużo problemów – głos Magdy drżał, ale jej oczy były twarde jak szkło. Stała naprzeciwko mnie w kuchni, tej samej, którą pamiętałam z dzieciństwa, choć teraz wszystko wydawało się mniejsze, bardziej obce.

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą, czując jak gorąco parzy mnie w palce. „Nie chcą domu? Przecież to dla niej go kupiłam… Dla niej pracowałam po nocach w Chicago, sprzątałam cudze mieszkania, znosiłam upokorzenia i samotność. Wszystko po to, żeby Magda miała gdzie wrócić. Żeby miała lepiej niż ja.”

– Magda, ten dom to nasza przyszłość. Twój ojciec… – zaczęłam, ale przerwała mi gwałtownie.

– Mamo, tata odszedł dawno temu. Nie mieszaj go do tego! – jej głos podniósł się o oktawę. – My z Piotrem mamy swoje życie. Nie chcemy kredytu na głowie. Po co nam taki ciężar?

Piotr stał za nią, oparty o framugę drzwi. Patrzył gdzieś w bok, jakby chciał zniknąć. Zawsze był cichy, ale teraz jego milczenie bolało mnie bardziej niż słowa Magdy.

Wyszłam na ganek, żeby zaczerpnąć powietrza. Wiosenny wiatr pachniał ziemią i deszczem. Zamknęłam oczy i zobaczyłam mamę – jej spracowane dłonie, ciepły uśmiech, gdy wracałam ze szkoły. „Co by powiedziała, widząc mnie teraz? Czy byłaby dumna? Czy może uznałaby, że wszystko przegrałam?”

Dwadzieścia lat temu uciekłam z Polski z dzieckiem na ręku i walizką pełną strachu. W Stanach byłam nikim – sprzątałam domy bogatych ludzi, opiekowałam się staruszkami, czasem płakałam po nocach z tęsknoty za krajem. Ale zawsze powtarzałam sobie: „Dla Magdy. Dla niej warto.” Gdy kupiłam ten dom na kredyt, czułam się zwyciężczynią. Wierzyłam, że wrócimy tu razem i zaczniemy od nowa.

A teraz? Moja córka patrzy na mnie jak na intruza.

Wieczorem próbowałam jeszcze raz.

– Magda, przecież macie dobrą pracę z Piotrem. Kredyt jest niewielki, zostało tylko pięć lat spłaty. Dom jest wasz… – mówiłam cicho, niemal błagalnie.

– Mamo, nie rozumiesz! My nie chcemy tu mieszkać! Piotr dostał propozycję pracy w Warszawie. Chcemy się rozwijać, a nie kisić w tej dziurze! – jej słowa były jak policzek.

– A ja? Co ze mną? – zapytałam szeptem.

Magda wzruszyła ramionami.

– Możesz tu zostać. Ale my nie będziemy płacić za coś, czego nie chcemy.

Zamknęłam się w swoim pokoju i długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc przez cienką ścianę ich śmiechy i rozmowy o planach na przyszłość. „Gdzie w tym wszystkim jestem ja? Czy naprawdę jestem tylko ciężarem?”

Rano zadzwoniła sąsiadka, pani Zosia.

– Pani Haniu, dobrze pani wygląda! Już na stałe wróciła pani do Polski?

– Chciałabym… Ale chyba nie mam tu już miejsca – odpowiedziałam szczerze.

Pani Zosia pokiwała głową ze zrozumieniem.

– Wie pani, młodzi teraz inaczej myślą. Moja Basia też wyjechała do Anglii i mówi, że nie wróci.

Wróciłam do domu i spojrzałam na stare zdjęcie mamy stojące na komodzie. „Mamo, co robić? Jak żyć w kraju, który już nie jest moim domem? Jak pogodzić się z tym, że własna córka odrzuca wszystko, co dla niej zrobiłam?”

Przez kolejne dni atmosfera gęstniała. Magda coraz częściej wychodziła z Piotrem do znajomych albo zamykała się w swoim pokoju z laptopem. Unikali rozmów ze mną. Czułam się jak duch we własnym domu.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię przez uchylone drzwi.

– Piotrze, nie możemy jej tak zostawić! To moja matka!

– Ale przecież mówiłaś sama, że nie chcesz tego domu! Po co ci on?

– Nie wiem… Może powinnam była inaczej to rozegrać…

Zacisnęłam pięści. „Nawet oni nie wiedzą, czego chcą! A ja mam płacić za ich niezdecydowanie?”

Postanowiłam porozmawiać z Magdą jeszcze raz. Tym razem spokojnie.

– Magda, wiem, że masz swoje życie. Ale ja też mam prawo do spokoju na stare lata. Nie chcę już walczyć. Chcę wrócić do siebie.

Spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Mamo… Ja cię kocham. Ale nie mogę żyć twoim życiem. Nie mogę brać odpowiedzialności za twoje decyzje sprzed lat.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– To nie były tylko moje decyzje! Wszystko robiłam dla ciebie!

Wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.

Następnego dnia znalazłam na stole kartkę: „Wyjechaliśmy do Warszawy na kilka dni. Nie czekaj na nas z obiadem.” Poczułam się jak zbędny mebel.

Zadzwoniłam do brata – Andrzeja. Od lat nie mieliśmy kontaktu po kłótni o spadek po rodzicach.

– Hania? Co się stało?

Opowiedziałam mu wszystko przez łzy.

– Wiesz… Może czas sprzedać ten dom i zacząć od nowa? – zaproponował ostrożnie.

– Ale gdzie pójdę? Do kogo?

– Do mnie możesz zawsze przyjechać – powiedział cicho.

Nie spałam całą noc. Przeglądałam stare listy od mamy i zdjęcia Magdy z dzieciństwa. „Gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę można kochać za bardzo? Czy to możliwe, że przez te wszystkie lata żyłam tylko dla niej i zapomniałam o sobie?”

Kiedy Magda wróciła po kilku dniach, była inna – zmęczona i zamyślona.

– Mamo… Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie wiem jeszcze co zrobić z tym domem… Ale może powinnam spróbować go pokochać tak jak ty?

Objęłyśmy się bez słów. Wiedziałam jednak, że nic już nie będzie takie samo.

Czasem patrzę przez okno na ogród i pytam siebie: czy można wrócić do domu, jeśli ten dom już dawno przestał być domem? Czy można odzyskać rodzinę, jeśli każdy idzie swoją drogą?