Kiedy Moja Była Teściowa Stanęła w Drzwiach: Historia, Która Zmieniła Moje Życie

– Co ty tu robisz? – zapytałam, ledwo otwierając drzwi. Stała tam ona, Danuta Nowak, moja była teściowa. W rękach ściskała plastikową reklamówkę z logo Biedronki, a jej spojrzenie było tak samo chłodne jak wtedy, gdy po raz pierwszy przekroczyłam próg jej mieszkania dziesięć lat temu.

– Przyszłam porozmawiać – odpowiedziała szorstko, nie patrząc mi w oczy. – To ważne.

W jednej chwili poczułam, jak wracają wszystkie wspomnienia. Zapach jej perfum, które zawsze były dla mnie zbyt duszące. Jej głos, który potrafił przeciąć powietrze jak nóż. I to uczucie bycia niechcianą, które towarzyszyło mi przez całe małżeństwo z jej synem, Arturem.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziałam cicho, ale już wiedziałam, że ją wpuszczę. Zawsze byłam zbyt miękka. Zawsze chciałam wszystkim dogodzić, nawet kosztem siebie.

Usiadłyśmy w kuchni. Danuta rozpakowała reklamówkę i wyjęła słoik ogórków kiszonych oraz kawałek domowego sernika. Zawsze miała gesty, które miały udawać serdeczność, ale nigdy nie były szczere.

– Słyszałam, że Artur znowu ma kłopoty – zaczęła bez ogródek. – Ty zawsze wiedziałaś, jak go ogarnąć.

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. Artur… Mój były mąż. Człowiek, którego kochałam do szaleństwa, zanim jego matka nie zaczęła wbijać klina między nas. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy wracał późno do domu i tłumaczył się, że musiał pomóc mamie. Wszystkie święta spędzone w jej ciasnym mieszkaniu na Pradze, gdzie czułam się jak intruz.

– To już nie moja sprawa – odpowiedziałam spokojnie. – Rozwiedliśmy się dwa lata temu.

Danuta spojrzała na mnie z pogardą.

– Tak łatwo ci przyszło zostawić rodzinę? – syknęła. – Myślisz, że jesteś lepsza?

Zrobiło mi się gorąco. Przez chwilę miałam ochotę wyrzucić ją za drzwi. Ale zamiast tego przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Nie daj się sprowokować. Pokaż klasę”.

– Nie zostawiłam rodziny – powiedziałam cicho. – Po prostu przestałam walczyć o coś, co już dawno przestało istnieć.

Danuta prychnęła i zaczęła kroić sernik. Jej ruchy były nerwowe.

– Artur nie radzi sobie bez ciebie – powiedziała po chwili ciszy. – Pije coraz więcej. Stracił pracę w urzędzie. Ja już nie mam siły…

Poczułam ukłucie żalu. Przez lata próbowałam ratować nasze małżeństwo. Chodziłam z nim na terapię, znosiłam upokorzenia ze strony jego matki i wieczne pretensje o wszystko: o niedosoloną zupę, o nieuprasowaną koszulę, o to, że nie chcę mieć dzieci „od razu”.

Pamiętam jeden wieczór sprzed lat:

– Magda, ty nigdy nie będziesz dobrą żoną! – krzyczała Danuta przez telefon do Artura, a on tylko wzdychał i patrzył na mnie przepraszająco.

– Mamo, daj spokój…

– Nie! Ona cię zniszczy! Zobaczysz!

Wtedy jeszcze wierzyłam, że mogę ją przekonać do siebie. Gotowałam jej ulubione potrawy, kupowałam kwiaty na imieniny, znosiłam jej kąśliwe uwagi o mojej rodzinie („Twoja matka to taka cicha woda… na pewno coś ukrywa!”). Ale nic nie pomagało.

W końcu pękłam. Pewnego dnia po prostu spakowałam walizkę i wyszłam. Artur nawet nie próbował mnie zatrzymać.

Teraz siedziałyśmy naprzeciwko siebie jak dwie obce kobiety.

– Dlaczego przyszłaś naprawdę? – zapytałam w końcu.

Danuta spuściła wzrok.

– Boję się o niego – wyszeptała. – I… chyba trochę o siebie też. Jestem już stara. Nie mam nikogo poza nim.

Przez moment zobaczyłam w niej samotną kobietę, która całe życie poświęciła synowi i teraz nie potrafi żyć inaczej niż przez niego i dla niego.

– Może powinnaś dać mu trochę wolności? – zasugerowałam ostrożnie.

Spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Łatwo ci mówić! Ty masz swoje życie! Ja… ja już nic nie mam!

Zrobiło mi się jej żal. Ale też poczułam ulgę – pierwszy raz od dawna mogłam spojrzeć na nią bez strachu i poczucia winy.

– Danuto… ja naprawdę życzę wam dobrze. Ale nie mogę wrócić do tamtego życia. Musisz to zrozumieć.

Wstała gwałtownie od stołu.

– Myślałam, że jesteś lepsza niż moja siostra! Ona też zostawiła rodzinę! Wszystkie jesteście takie same!

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, była już w przedpokoju. Usłyszałam trzask drzwi.

Usiadłam ciężko na krześle i przez długi czas patrzyłam na słoik ogórków stojący na stole. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była bardziej walczyć o Artura? A może to wszystko było nieuniknione?

Telefon zadzwonił godzinę później. To była moja mama.

– Jak się trzymasz? – zapytała cicho.

Opowiedziałam jej wszystko. O wizycie Danuty, o tym, co powiedziała…

– Córciu… czasem trzeba pozwolić ludziom odejść – powiedziała spokojnie. – Nie jesteś odpowiedzialna za ich szczęście.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Przez lata żyłam w cieniu tej kobiety, próbując zasłużyć na jej akceptację. Teraz wiedziałam już, że nigdy jej nie dostanę – i że to wcale nie jest moja wina.

Wieczorem długo patrzyłam przez okno na rozświetlone bloki po drugiej stronie ulicy. Myślałam o Arturze – czy naprawdę był taki słaby? Czy to ja byłam za silna? Czy może po prostu byliśmy dla siebie złym wyborem?

Czasem życie pisze scenariusze bardziej dramatyczne niż niejeden serial w TVP. Ale czy naprawdę musimy grać w nich role narzucone przez innych?

Może czasem trzeba po prostu zamknąć drzwi i pozwolić sobie na nowe otwarcie…

A wy? Czy kiedykolwiek musieliście zmierzyć się z kimś, kto nigdy was nie zaakceptował? Jak sobie z tym poradziliście?