W deszczu samotności: Historia Artura i Kingi
Deszcz bębnił o parapet z taką siłą, jakby chciał przebić się do środka i zmyć wszystko, co narosło między nami przez te lata. Siedziałem na kanapie w salonie, wpatrując się w mokre ulice za oknem, kiedy usłyszałem trzask drzwi od łazienki. Kinga wyszła z niej z miną, która nie wróżyła nic dobrego.
– Artur, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiał swoich skarpetek na podłodze?! – Jej głos był ostry jak brzytwa.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, już stała nade mną, wymachując ręką z mokrym ręcznikiem.
– I znowu talerz po kolacji zostawiłeś w zlewie! – dodała, a jej oczy błyszczały gniewem. – Czy ja jestem twoją służącą?
Wiedziałem, że to nie chodzi tylko o skarpetki czy talerz. Ostatnio coraz częściej wyczuwałem w niej napięcie, jakby coś ją gryzło od środka. Próbowałem żartować:
– Kochanie, przecież to tylko talerz. Zaraz go umyję.
Ale ona nie chciała słuchać. W jej głosie pojawiła się nuta rozpaczy:
– Ty nic nie rozumiesz! Mam dość sprzątania po tobie, mam dość tego wszystkiego! Nawet na nowy samochód nie potrafisz zarobić!
Zamarłem. Wiedziałem, że nasza sytuacja finansowa nie jest najlepsza. Pracowałem w małej firmie budowlanej, zarabiałem tyle, ile mogłem. Kinga od kilku miesięcy powtarzała, że nasz stary Opel ledwo zipie i że wszyscy jej znajomi już dawno mają nowe auta. Czułem się winny, ale też bezsilny.
– Przecież wiesz, że robię co mogę – powiedziałem cicho.
– Ale to za mało! – krzyknęła. – Ja też chcę żyć jak człowiek! Nie tylko liczyć każdy grosz i patrzeć, jak inni mają lepiej!
Wtedy coś we mnie pękło. Poczułem się nagle bardzo samotny. Jakby ten deszcz za oknem był jedynym, kto rozumie mój ból. Kinga patrzyła na mnie z wyrzutem, a ja nie wiedziałem już, co powiedzieć. Przez chwilę milczeliśmy oboje, słuchając tylko szumu deszczu.
– Może powinniśmy zrobić sobie przerwę – powiedziała nagle cicho.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
– Przerwę? Co to znaczy?
– Nie wiem… Może po prostu nie umiemy już być razem – odpowiedziała i odwróciła wzrok.
Wstałem i podszedłem do okna. Krople deszczu spływały po szybie jak łzy. Przypomniałem sobie nasze pierwsze wspólne lato, kiedy wszystko wydawało się proste. Wtedy wystarczył spacer po parku i kawa na ławce, żeby być szczęśliwym. Teraz wszystko było inne.
Kinga poszła do sypialni i zamknęła drzwi. Zostałem sam w salonie z dźwiękiem deszczu i ciężarem własnych myśli. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą naprawdę szczerze – bez pretensji, bez wyrzutów. Chyba wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że nie możemy mieć dzieci. To był cios dla nas obojga. Kinga zamknęła się w sobie, ja próbowałem być silny dla niej, ale chyba oboje udawaliśmy.
Następnego dnia rano Kinga była już gotowa do wyjścia do pracy. Milczała podczas śniadania. Gdy wychodziła, rzuciła tylko:
– Nie czekaj na mnie z kolacją.
Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Próbowałem zająć się czymś sensownym – naprawiłem cieknący kran w łazience, posprzątałem kuchnię, nawet uprałem swoje rzeczy. Ale to niczego nie zmieniło. Czułem się jak intruz we własnym domu.
Wieczorem zadzwonił mój przyjaciel Marek.
– Stary, co u ciebie? Dawno się nie odzywałeś.
Opowiedziałem mu wszystko. Marek milczał przez chwilę.
– Wiesz… czasem ludzie po prostu się mijają. Może musicie pogadać szczerze? Albo… dać sobie czas?
Westchnąłem ciężko.
– Boję się ją stracić, Marek. Ale chyba już ją straciłem.
Przez kolejne dni Kinga wracała coraz później do domu. Czułem jej dystans nawet wtedy, gdy była obok mnie na kanapie – jakby siedziała za szybą nie do przebicia. Próbowałem ją przytulić, ale odsuwała się ode mnie.
Pewnego wieczoru wróciła jeszcze bardziej zmęczona niż zwykle. Usiadła naprzeciwko mnie i powiedziała:
– Artur… ja już nie mogę tak żyć. Potrzebuję czegoś więcej niż tylko codziennej walki o przetrwanie.
Zacisnąłem pięści ze złości i bezsilności.
– Myślisz, że dla mnie to łatwe? Też jestem zmęczony! Ale przecież jesteśmy razem!
Kinga pokręciła głową.
– Jesteśmy razem tylko z nazwy… Każde z nas jest samotne na swój sposób.
Nie wiedziałem już, co powiedzieć. Czułem się jak dziecko we mgle – zagubiony i przestraszony tym, co będzie dalej.
Kilka dni później Kinga spakowała część swoich rzeczy i wyprowadziła się do swojej siostry. Zostawiła mi kartkę: „Muszę odnaleźć siebie”.
Siedziałem długo w pustym mieszkaniu, słuchając deszczu za oknem. Myślałem o wszystkich chwilach – dobrych i złych – które przeżyliśmy razem. O tym, jak łatwo można zgubić siebie nawzajem w codzienności pełnej rachunków, obowiązków i niespełnionych marzeń.
Czy naprawdę można być razem przez tyle lat i nagle poczuć się obcym? Czy to ja zawiodłem? A może po prostu życie czasem rozdziela ludzi mimo ich najlepszych chęci?
Może ktoś z was zna odpowiedź…