Mój syn rozbił naszą rodzinę — czy potrafię mu wybaczyć?
„Nie, Paweł! Nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku!” – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając filiżankę herbaty tak mocno, że aż bolały mnie palce. Po drugiej stronie stołu mój mąż Andrzej milczał, patrząc w okno, jakby za szybą mógł znaleźć odpowiedź na pytania, których nawet nie miał odwagi zadać. A ona – ta nowa – Agata, stała w progu z torebką przyciśniętą do piersi, gotowa uciec przy pierwszym ostrzejszym słowie.
Minęło pięć lat od tamtej nocy, kiedy Justyna – moja synowa – zapukała do naszych drzwi z dwuletnią Zosią na rękach i czteromiesięcznym Antosiem w wózku. Była roztrzęsiona, zapłakana, a jej ramiona drżały tak mocno, że bałam się, iż zaraz upadnie. Przytuliłam ją wtedy mocno, czując jak jej łzy przesiąkają przez moją bluzkę. Wtedy coś we mnie pękło – matczyna duma i wiara, że wychowałam dobrego człowieka. Paweł, mój ukochany syn, zdradził rodzinę.
Pamiętam tamten telefon. „Paweł, gdzie jesteś? Justyna jest u nas, dzieci płaczą! Co ty zrobiłeś?” – głos mi się łamał. Po drugiej stronie słyszałam tylko ciszę. W końcu odpowiedział: „Mamo… nie mogę już tak żyć. Zakochałem się w Agacie.”
Nigdy wcześniej nie czułam takiego gniewu wobec własnego dziecka. Przypomniałam sobie Pawła jako małego chłopca – tego, który płakał na bajkach o porzuconych zwierzętach i zawsze dzielił się kanapką z kolegą w szkole. Jak on mógł być tak okrutny? Justyna była dla mnie jak córka – ciepła, pracowita, cierpliwa. Ich dzieci były jeszcze takie małe…
Wszystko rozpadło się w jedną noc. Sąsiedzi zaczęli szeptać za naszymi plecami, rodzina unikała spotkań. Andrzej próbował być rozjemcą: „To ich życie, Marysiu. Nie możemy żyć za nich.” Ale ja nie umiałam przejść nad tym do porządku dziennego. Za każdym razem, gdy widziałam Justynę samotnie pchającą wózek przez park albo gdy Zosia pytała mnie: „Babciu, dlaczego tata już z nami nie mieszka?”, serce mi pękało.
Paweł wyprowadził się do Agaty dwa miesiące po rozwodzie. Próbował mnie przekonać: „Mamo, wiem, że zawiodłem. Ale chcę być szczęśliwy.”
„A twoje dzieci? Justyna?!” – pytałam przez łzy.
„Będę się nimi opiekował. Będę płacił alimenty… Ale nie mogę żyć w kłamstwie.”
Przez lata unikałam spojrzenia Agaty na rodzinnych uroczystościach. Nigdy nie przyszła na urodziny Zosi czy Antosia – wiedziała, że nie jest mile widziana. Paweł próbował lawirować między dwoma światami, które nigdy nie mogły się połączyć. Justyna była dumna – nigdy nie powiedziała złego słowa o Pawle przy dzieciach. Ale ja widziałam jej ból.
Pewnego dnia Zosia zapytała: „Babciu, dlaczego tata już z nami nie mieszka?” Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jak wyjaśnić dziecku zdradę? Jak sama mam to sobie wytłumaczyć?
Zimą Paweł poprosił: „Mamo, chcę żeby Agata przyszła na Wigilię. Chciałbym, żebyśmy byli razem.”
„Nie mogę” – odpowiedziałam chłodno. „Nie usiądę przy stole z kobietą, przez którą rozpadła się nasza rodzina.”
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam łzy w oczach Pawła od czasu całej tej historii.
„Wiem, że zawiniłem” – powiedział cicho. „Ale nie mogę już tak żyć. Jesteś moją mamą. Potrzebuję cię.”
Te słowa zabolały mnie bardziej niż wszystko inne. Czy jestem złą matką, skoro nie potrafię wybaczyć własnemu dziecku? Czy jestem złym człowiekiem, skoro nie umiem zaakceptować kobiety, którą on kocha?
Justyna coraz rzadziej pojawiała się w naszym domu – przychodziła tylko po dzieci lub zostawiała je na weekendy. Andrzej nadal próbował być pomostem między nami wszystkimi, ale czułam jak oddalam się i od niego, i od Pawła. Agata patrzyła na mnie z lękiem i wstydem za każdym razem, gdy spotykałyśmy się przypadkiem na rynku czy w sklepie.
Któregoś wieczoru siedziałam sama w kuchni i przeglądałam stare zdjęcia ze ślubu Pawła i Justyny. Zastanawiałam się: gdzie popełniliśmy błąd? Czy za bardzo go kochaliśmy? Czy go rozpieszczaliśmy? A może to po prostu życie – ludzie ranią się nawzajem i idą dalej?
Czasem marzę o tym, żeby zapomnieć wszystko i zaakceptować nową rzeczywistość dla dobra wnuków. Ale za każdym razem, gdy widzę Justynę odbierającą dzieci albo gdy Antoś pyta mnie: „Babciu, czemu tata już ze mną nie gra w piłkę?”, serce mi się ściska.
Może czas uleczy rany. Może kiedyś będę umiała wybaczyć Pawłowi i podać rękę Agacie. Ale dziś… dziś jeszcze nie potrafię.
Czasem pytam samą siebie: Czy jestem złą matką, skoro nie potrafię wybaczyć własnemu synowi? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?