Dom, który miał być naszym schronieniem: Zdrada w rodzinie
– Nie wierzę ci, Aniu! – głos mojej siostry Ewy drżał od gniewu, a jej oczy błyszczały łzami. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni nowego domu, który miał być naszym spełnieniem marzeń. Za oknem padał deszcz, a krople bębniły o parapet tak głośno, jakby chciały zagłuszyć nasze słowa. – Zawsze musisz mieć wszystko lepsze ode mnie!
Nie tak wyobrażałam sobie ten dzień. Po latach wyrzeczeń, oszczędzania każdego grosza z Markiem, moim mężem, w końcu mogliśmy pozwolić sobie na własny dom na obrzeżach Krakowa. Miałam nadzieję, że rodzina będzie się cieszyć razem z nami. Zamiast tego Ewa przyszła z mężem Pawłem i od progu czułam napięcie. Ich spojrzenia pełne były czegoś, czego nie umiałam nazwać – może zazdrości, może żalu.
– Ewa, przecież wiesz, ile nas to kosztowało – próbowałam tłumaczyć, choć głos mi się łamał. – To nie jest wyścig.
– Łatwo ci mówić! – przerwała mi. – Ty zawsze miałaś szczęście. Dostałaś lepszą pracę, lepszego męża… Teraz jeszcze dom! A my? My ciągle pod górkę!
Poczułam, jak coś ściska mi gardło. Przecież Ewa była moją siostrą. Zawsze myślałam, że jesteśmy sobie bliskie. Przypomniałam sobie nasze dzieciństwo – wspólne zabawy na podwórku, sekrety szeptane pod kołdrą. Jak to możliwe, że teraz stoimy po przeciwnych stronach barykady?
Marek próbował rozładować atmosferę:
– Może napijemy się herbaty? Ewa, Paweł?
Paweł tylko wzruszył ramionami i spojrzał na mnie z pogardą.
Tamtego wieczoru nie mogłam zasnąć. Słowa Ewy krążyły mi po głowie jak natrętne muchy. Czy naprawdę byłam dla niej powodem do zazdrości? Czy to możliwe, że przez te wszystkie lata narastała w niej zawiść?
Kilka dni później zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Najpierw sąsiadka powiedziała mi, że ktoś rozpowiada plotki o Marku – że podobno stracił pracę i żyjemy ponad stan. Potem dostałam anonimowy list z pogróżkami: „Nie zasługujesz na ten dom. Wszystko ci zabiorą.”
Bałam się. Czułam się osaczona we własnym domu. Marek próbował mnie uspokoić:
– To pewnie jakiś żart albo głupi wybryk dzieciaków.
Ale ja wiedziałam swoje. Widziałam spojrzenia Ewy i Pawła podczas ostatniej wizyty. Ich szeptane rozmowy na korytarzu, kiedy myśleli, że nie słyszę.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Aniu, musimy porozmawiać. Ewa jest załamana. Mówi, że ją skrzywdziłaś.
– Ja? – prawie krzyknęłam do słuchawki. – Mamo, ja nic jej nie zrobiłam!
– Może powinnaś z nią porozmawiać? – mama westchnęła ciężko.
Zgodziłam się spotkać z Ewą w kawiarni na Rynku. Przyszła spóźniona, z podkrążonymi oczami.
– Wiesz, co ludzie mówią? Że kupiliście ten dom za lewe pieniądze. Że Marek ma długi.
Zatkało mnie.
– Skąd masz takie informacje?
Ewa spuściła wzrok.
– Paweł… On słyszał od znajomych.
Wtedy wszystko stało się jasne. To oni rozpuszczali plotki. Chcieli nas zniszczyć w oczach rodziny i sąsiadów.
– Dlaczego to robicie? – zapytałam cicho.
Ewa zaczęła płakać.
– Bo nie mogę już patrzeć, jak ci się wszystko udaje! My też chcieliśmy kupić dom, ale bank nam odmówił kredytu. Paweł jest wściekły na cały świat… i na ciebie też.
Siedziałyśmy w milczeniu. Czułam gniew i żal jednocześnie. Chciałam ją przytulić i jednocześnie uciec jak najdalej.
Po powrocie do domu opowiedziałam wszystko Markowi.
– Musimy się bronić – powiedział stanowczo. – Nie pozwolę im nas zniszczyć.
Przez kolejne tygodnie walczyliśmy o dobre imię. Rozmawialiśmy z sąsiadami, tłumaczyliśmy sytuację rodzinie. Nie wszyscy nam uwierzyli. Niektórzy odwrócili się plecami.
Najtrudniejsze były święta Bożego Narodzenia. Mama zaprosiła wszystkich do siebie, ale atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Ewa unikała mojego wzroku, Paweł udawał, że mnie nie zna. Dzieci bawiły się w drugim pokoju, nieświadome dorosłych dramatów.
W pewnym momencie nie wytrzymałam i wyszłam na balkon zaczerpnąć powietrza. Za mną wyszedł Marek.
– Dasz radę – szepnął i objął mnie ramieniem.
Patrzyłam na rozświetlone okna sąsiadów i zastanawiałam się, czy kiedyś jeszcze będziemy rodziną jak dawniej.
Minęło kilka miesięcy. Plotki ucichły, ale relacje z Ewą już nigdy nie wróciły do normy. Czasem mijamy się na ulicy i wymieniamy uprzejme uśmiechy, ale między nami jest mur zbudowany z żalu i niedopowiedzeń.
Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza, jeśli potrafi tak bardzo zranić? Może czasem trzeba postawić granicę nawet tym, których kochamy najbardziej?