Przepraszam, ale teraz ona zamieszka z wami…
— Zosia, odbierz, to mama Stasia — powiedziałam do siebie półgłosem, czując jak serce zaczyna mi szybciej bić. Staś, mój mąż, tylko spojrzał na ekran telefonu i skrzywił się, jakby już wiedział, że ten dzień nie będzie taki spokojny, jak się zapowiadał. Liście spadały z drzew, tworząc żółty dywan na naszym podwórku, a ja przez chwilę miałam nadzieję, że to będzie jeden z tych zwykłych jesiennych dni. Ale nie był.
— Halo? — usłyszałam głos teściowej po drugiej stronie. Był napięty, jakby walczyła ze łzami.
— Zosiu… Przepraszam, ale od teraz będzie mieszkać u was…
Zamarłam. Staś patrzył na mnie pytająco, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. W głowie miałam tylko jedno imię: Aniela. Siostra Stasia. Ta sama, która od lat sprawiała nam tyle problemów. Ta sama, która nie potrafiła nigdzie zagrzać miejsca, która zawsze wpadała w kłopoty i zawsze liczyła na to, że ktoś ją uratuje.
— Mamo, ale… — zaczęłam, ale ona przerwała mi stanowczo:
— Nie mam wyjścia. Aniela… ona… ona znowu wszystko straciła. Nie mogę jej już pomóc. Proszę cię, Zosiu. Przynajmniej na jakiś czas.
Staś odebrał ode mnie telefon i przez chwilę słuchał w milczeniu. Potem tylko westchnął ciężko i powiedział:
— Dobrze, mamo. Przywieź ją.
Wiedziałam, że nie mam nic do powiedzenia. W tej rodzinie decyzje zawsze podejmowało się za mnie. Czułam narastającą złość i bezsilność. Przecież dopiero co zaczęliśmy układać sobie życie po swojemu! Nasz dom miał być miejscem spokoju, a nie schroniskiem dla wiecznie pogubionej Anieli.
Godzinę później usłyszałam dźwięk samochodu na podjeździe. Stałam w oknie i patrzyłam, jak teściowa wysiada z auta, a za nią Aniela — z jedną walizką i miną zbitego psa. Staś wyszedł pierwszy. Przytulił matkę, potem siostrę. Ja stałam w drzwiach i czułam się jak intruz we własnym domu.
— Cześć, Zosiu — powiedziała Aniela cicho, nie patrząc mi w oczy.
— Cześć — odpowiedziałam chłodno.
Teściowa spojrzała na mnie błagalnie.
— Proszę cię…
Nie odpowiedziałam. Po prostu odwróciłam się na pięcie i poszłam do kuchni. Słyszałam ich rozmowy w przedpokoju, szeptane słowa pocieszenia i obietnice poprawy. Ile razy już to słyszałam? Ile razy już Aniela miała się zmienić?
Wieczorem siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Staś próbował rozładować atmosferę żartami, ale nikt się nie śmiał. Aniela patrzyła w talerz, a ja czułam narastającą irytację.
— Może powiesz nam, co się stało tym razem? — zapytałam w końcu ostro.
Aniela wzruszyła ramionami.
— Straciłam pracę. Wynajmowałam pokój u koleżanki, ale ona wyjechała za granicę i musiałam się wyprowadzić. Nie miałam gdzie pójść.
— A rodzice? — zapytał Staś.
— Mama powiedziała, że już nie da rady…
Zrobiło mi się jej żal, ale jednocześnie byłam wściekła. Przecież wszyscy wiedzieliśmy, że Aniela nie potrafi sobie poradzić sama. Ale dlaczego to my mamy za to płacić?
Następne dni były coraz trudniejsze. Aniela była cicha, zamknięta w sobie. Próbowałam z nią rozmawiać, ale odpowiadała półsłówkami albo zamykała się w pokoju. Staś był rozdarty — chciał pomóc siostrze, ale widział też moją frustrację.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez drzwi:
— Stasiu, ja naprawdę nie chcę wam przeszkadzać…
— Aniela, jesteś moją siostrą. Musisz stanąć na nogi. Ale Zosia też ma prawo do swojego życia.
— Wiem… Ale ja nie umiem inaczej…
Wtedy poczułam coś dziwnego — mieszaninę współczucia i gniewu. Przecież sama kiedyś byłam w podobnej sytuacji. Sama potrzebowałam pomocy i ktoś mi ją dał. Ale czy to znaczy, że muszę poświęcić własne szczęście dla kogoś innego?
Zaczęły się kłótnie. O drobiazgi: o bałagan w łazience, o niepozmywane naczynia, o to, że Aniela nie szuka pracy tak intensywnie jak powinna. Staś próbował być mediatorem, ale coraz częściej zamykał się w sobie.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle i zobaczyłam Anielę siedzącą na kanapie z butelką piwa w ręce.
— Naprawdę? — zapytałam z ironią.
Spojrzała na mnie smutno.
— Przepraszam… Po prostu… nie radzę sobie.
Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy.
— Wiesz… Ja też kiedyś myślałam, że wszystko mi się należy — powiedziałam cicho. — Ale życie tak nie działa. Musisz zacząć walczyć o siebie.
Aniela popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.
— Boję się…
Wtedy po raz pierwszy poczułam coś więcej niż złość czy żal. Poczułam lęk — przed tym, że nigdy nie będziemy już rodziną taką jak dawniej. Że ta sytuacja nas złamie.
Minęły tygodnie. Aniela znalazła dorywczą pracę w sklepie spożywczym na osiedlu. Zaczęła wychodzić z domu częściej, czasem nawet uśmiechała się do mnie przy śniadaniu. Ale między mną a Stasiem pojawił się mur niewypowiedzianych pretensji i zmęczenia.
Któregoś wieczoru usiedliśmy razem w kuchni.
— Zosiu… Przepraszam cię za wszystko — powiedział Staś cicho.
— To nie twoja wina — odpowiedziałam szczerze. — Ale czasem mam wrażenie, że nikt mnie tu nie pyta o zdanie.
Spojrzał na mnie smutno.
— Wiem… Obiecuję ci, że to się zmieni.
Nie wiem, czy mu wierzę. Nie wiem nawet, czy chcę wierzyć. Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można być szczęśliwym w rodzinie pełnej tajemnic i niedopowiedzeń? Czy da się kochać kogoś mimo wszystko?
Może każdy z nas nosi w sobie jakiś ciężar — tylko nie każdy potrafi o nim mówić.