W poczekalni przychodni: Tajemnice pokolenia

— Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? — Babcia spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. W jej głosie drżał lęk, którego nigdy wcześniej u niej nie słyszałam. Siedziałyśmy razem na zimnej ławce w korytarzu przychodni ginekologicznej, a ja czułam się jakby cały świat patrzył tylko na mnie. Moje kolana wystawały spod krótkiej spódniczki, drżały z nerwów i zimna. Obok moich stóp leżała reklamówka z ubraniami na zmianę, którą babcia spakowała w pośpiechu.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wpatrywałam się w podłogę, licząc kafelki, byle tylko nie spotkać się z jej spojrzeniem. Wokół nas panowała cisza przerywana tylko odgłosami kroków pielęgniarek i cichym szmerem rozmów zza drzwi gabinetów. Czułam się jak intruz w tym miejscu, jakby każdy wiedział, po co tu jestem.

Nagle obok nas przysiadła kobieta około trzydziestki. Miała ciemne włosy związane w niedbały kucyk i zmęczone oczy. Spojrzała na mnie z troską, której nie potrafiłam znieść.

— Też tu na… — zawiesiła głos, jakby nie była pewna, czy powinna kończyć pytanie.

Babcia odchrząknęła nerwowo.

— Tak… — powiedziała cicho. — Moja wnuczka…

Kobieta skinęła głową ze zrozumieniem. Przez chwilę milczałyśmy wszystkie trzy. Czułam, jak napięcie rośnie z każdą sekundą.

— Ja też kiedyś tu byłam — odezwała się kobieta po chwili. — To nie jest łatwe. Ale czasem… czasem trzeba podjąć decyzję, której nikt inny nie zrozumie.

Spojrzałam na nią zaskoczona. W jej oczach zobaczyłam coś znajomego — strach i ulgę jednocześnie.

— Jak pani sobie z tym poradziła? — zapytałam cicho.

Uśmiechnęła się smutno.

— Nie poradziłam sobie do końca. Ale nauczyłam się żyć z tym, co było. I nauczyłam się wybaczać sobie.

Babcia ścisnęła moją dłoń jeszcze mocniej.

— Twoja mama nie może się dowiedzieć — szepnęła mi do ucha. — Ona by tego nie przeżyła.

Poczułam ukłucie w sercu. Mama… Odkąd dowiedziała się o mojej ciąży, przestała ze mną rozmawiać. Zostawiła mnie pod opieką babci i zamknęła się w swoim świecie. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek mi wybaczy.

Kobieta obok spojrzała na babcię z lekkim wyrzutem.

— Czasem lepiej powiedzieć prawdę — powiedziała cicho. — Nawet jeśli boli.

Babcia odwróciła wzrok.

— Nie wszystko da się naprawić prawdą — odpowiedziała twardo. — Czasem trzeba chronić tych, których kochamy.

Zapanowała niezręczna cisza. Wpatrywałam się w swoje dłonie, próbując powstrzymać łzy. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy jestem złą osobą? Czy powinnam była powiedzieć mamie? Czy to wszystko moja wina?

Drzwi gabinetu otworzyły się i pielęgniarka wywołała moje imię:

— Zuzanna Nowak?

Zebrałam się powoli, czując jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Babcia podniosła się razem ze mną i jeszcze raz spojrzała mi głęboko w oczy.

— Pamiętaj, że cię kocham — wyszeptała drżącym głosem.

Weszłam do gabinetu, zostawiając za sobą babcię i kobietę z poczekalni. Lekarka była młoda, miała łagodne spojrzenie i ciepły uśmiech. Usiadłam na krześle naprzeciwko niej i poczułam, jak łzy same napływają mi do oczu.

— Boisz się? — zapytała cicho.

Pokiwałam głową.

— To normalne — powiedziała spokojnie. — Ale pamiętaj, że to twoja decyzja. Nikt nie ma prawa cię zmuszać ani oceniać.

Spojrzałam na nią z wdzięcznością. Przez chwilę poczułam ulgę — ktoś mnie rozumie, ktoś nie ocenia.

Po badaniu wróciłam do poczekalni. Babcia siedziała w tym samym miejscu, ale wyglądała na jeszcze starszą niż wcześniej. Kobieta obok niej już nie było.

Usiadłam obok babci i przez chwilę milczałyśmy obie.

— Wiesz… — zaczęłam niepewnie — Może powinnam powiedzieć mamie prawdę?

Babcia westchnęła ciężko.

— Może… Ale ona jest słaba, Zuzia. Nie wiem, czy to zniesie.

Poczułam narastający bunt. Dlaczego zawsze muszę chronić innych kosztem siebie? Dlaczego nikt nie pyta mnie, czego ja chcę?

Wyszłyśmy z przychodni późnym popołudniem. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja czułam się dziwnie pusta. Babcia prowadziła mnie za rękę przez zatłoczoną ulicę, ale ja miałam wrażenie, że idę sama.

W domu mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty. Spojrzała na mnie przelotnie i odwróciła wzrok. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Wieczorem leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. Myśli krążyły mi po głowie jak natrętne muchy: Czy kiedyś będziemy jeszcze rodziną? Czy mama mi wybaczy? Czy ja sama sobie wybaczę?

Może czasem trzeba przestać ukrywać prawdę przed najbliższymi? Może tylko wtedy można naprawdę zacząć żyć? Co wy byście zrobili na moim miejscu?