Trzy tygodnie małżeństwa i myśli o rozwodzie – czy to już koniec?

– Dominik, nie możesz tak po prostu wyjść i zostawić mnie samej! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stał już w drzwiach, z kluczami w dłoni, gotowy wyjść na kolejne godziny. Nie odpowiedział. Tylko spojrzał na mnie z tym swoim chłodnym, obojętnym wzrokiem i zamknął za sobą drzwi. Zostałam sama w naszym nowym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, które jeszcze trzy tygodnie temu wydawało się spełnieniem marzeń. Teraz ściany zdawały się przytłaczać mnie ciszą.

Trzy tygodnie. Tyle minęło od naszego ślubu. Trzy tygodnie, a ja już nie mogę patrzeć na Dominika bez poczucia rozczarowania i żalu. Wszyscy mówili: „Kasia, to jest ten jedyny! Dominik to porządny chłopak, stabilny, spokojny, nie pije, nie pali, ma dobrą pracę w banku.” Moja mama, Halina Nowak, powtarzała: „Dziecko, nie znajdziesz lepszego. Z nim będziesz bezpieczna.”

A ja? Ja chciałam wierzyć, że mama ma rację. Chciałam wierzyć, że miłość przyjdzie z czasem, że przyzwyczaję się do jego milczenia i chłodu. Ale każdy dzień był jak kolejny kamień wrzucony do mojego serca. Dominik wracał późno z pracy, rzucał torbę na krzesło i siadał przed komputerem. Nawet nie pytał, jak minął mi dzień. Czułam się jak duch w jego życiu.

Pewnego wieczoru zadzwoniła mama.
– Kasiu, jak tam? – zapytała swoim ciepłym głosem.
– Dobrze… – skłamałam, bo nie miałam siły tłumaczyć jej wszystkiego.
– Dominik cię dobrze traktuje? – dopytywała.
– Tak, mamo… – westchnęłam.
Ale ona znała mnie za dobrze.
– Kasiu, słyszę po twoim głosie, że coś jest nie tak. Powiedz mi prawdę.

Zawahałam się. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć jej wszystko: że czuję się samotna, że Dominik mnie ignoruje, że nie rozmawiamy ze sobą jak dawniej. Ale wiedziałam, co usłyszę.
– Mamo… ja chyba nie daję rady – wyszeptałam w końcu.
– Kasiu! – przerwała mi stanowczo. – Nie możesz się poddać po trzech tygodniach! Małżeństwo to nie bajka. Trzeba walczyć! Daj sobie czas. Wszystko się ułoży.

Ale czy naprawdę się ułoży? Czy można naprawić coś, co od początku jest popsute?

Wróciłam myślami do dnia ślubu. Byłam taka szczęśliwa – przynajmniej tak mi się wydawało. Wszyscy wokół uśmiechnięci, życzenia szczęścia i miłości na całe życie. Dominik był wtedy inny – czuły, obecny, patrzył na mnie z dumą. Co się stało z tamtym człowiekiem? Czy to ja się zmieniłam? Czy może on tylko grał rolę idealnego męża przez te kilka godzin?

Zaczęłam analizować każdy szczegół naszego wspólnego życia. Rano budził się pierwszy i wychodził do pracy bez słowa. Czasem zostawiał mi kawę na stole – to był jedyny gest troski. Wieczorami zamykał się w swoim świecie: komputer, telewizor, telefon. Próbowałam z nim rozmawiać:
– Dominik, może pójdziemy gdzieś razem? Do kina? Na spacer?
– Jestem zmęczony – odpowiadał bez emocji.
– Ale przecież nawet ze sobą nie rozmawiamy!
– Kasiu, przesadzasz…

Czułam się coraz bardziej niewidzialna. Nawet nasze wspólne posiłki zamieniły się w milczące rytuały. On jadł szybko i wracał do swoich zajęć. Ja zostawałam przy stole z pustym talerzem i jeszcze bardziej pustym sercem.

W weekend odwiedzili nas moi rodzice. Mama od razu zauważyła napiętą atmosferę.
– Coś tu nie gra – szepnęła mi na boku.
Tata próbował rozluźnić sytuację:
– No to co młodzi? Planujecie już wakacje?
Dominik wzruszył ramionami:
– Zobaczymy jak będzie z pracą.
Mama spojrzała na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się sztucznie i zmieniłam temat.

Po ich wyjściu wybuchłam:
– Dominik! Czy ty w ogóle chcesz być ze mną?
Spojrzał na mnie zaskoczony:
– O co ci chodzi? Przecież jesteśmy razem.
– Ale ja nie czuję się kochana! Czuję się jak mebel w twoim życiu!
Wzruszył ramionami:
– Może za dużo wymagasz?

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę wymagam za dużo? Czy proszenie o uwagę i czułość to przesada?

Zaczęłam coraz częściej myśleć o rozwodzie. Bałam się tej myśli – przecież dopiero co zaczęliśmy wspólne życie! Ale czy warto trwać w czymś tylko dlatego, że tak wypada? Że rodzina oczekuje? Że społeczeństwo patrzy?

Pewnej nocy długo nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Dominika i słuchałam jego spokojnego oddechu. Czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. Wstałam i poszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Wtedy zadzwoniła moja przyjaciółka Magda.
– Kasia? Co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko – o milczeniu Dominika, o presji mamy, o moim poczuciu pustki.
– Kasia… musisz pomyśleć o sobie. Nie możesz być nieszczęśliwa tylko dlatego, że ktoś tego od ciebie oczekuje.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Czy mam prawo odejść? Czy powinnam walczyć o siebie?

Następnego dnia spojrzałam na siebie w lustrze i zobaczyłam zmęczoną kobietę z podkrążonymi oczami. To nie była ta Kasia sprzed kilku miesięcy – pełna życia i marzeń. To była kobieta złamana przez codzienność i samotność we dwoje.

Wieczorem usiadłam z Dominikiem przy stole.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– O czym?
– O nas. O tym, że tak dalej być nie może.
Przez chwilę milczał.
– Może rzeczywiście… może to nie ma sensu – powiedział cicho.

Te słowa były jak zimny prysznic. Z jednej strony poczułam ulgę – ktoś w końcu nazwał to, co czułam od dawna. Z drugiej strony ogarnął mnie strach przed przyszłością.

Teraz siedzę sama w naszym mieszkaniu i zastanawiam się: czy naprawdę warto było tak szybko się poddać? Czy może powinnam była walczyć dłużej? A może czasem trzeba po prostu odejść, zanim zatracimy samych siebie?

Czy ktoś z was też czuł kiedyś taką pustkę w związku? Jak długo można udawać przed sobą i innymi? Może czasem lepiej wybrać samotność niż samotność we dwoje…