Moja teściowa zniszczyła mój związek – prawda, której nikt nie chce słyszeć
– Znowu byłaś u mamy? – zapytałam Marka, kiedy wszedł do kuchni, rzucając klucze na blat. W jego oczach widziałam zmęczenie, ale też coś jeszcze – niepokój, którego nie umiał już ukryć.
– Musiałem. Prosiła, żebym pomógł jej z komputerem – odpowiedział, unikając mojego wzroku.
Westchnęłam ciężko. To był już któryś raz w tym tygodniu. Od piętnastu lat byłam żoną Marka i przez większość tego czasu czułam się jak trzecie koło u wozu. Jego mama, pani Halina, była obecna w naszym życiu bardziej niż ktokolwiek inny. Zawsze wiedziała lepiej, zawsze miała ostatnie słowo. Nawet kiedy rodziłam naszą córkę, to ona decydowała, kto może wejść do szpitala i jak długo może zostać.
Pamiętam dzień naszego ślubu. Stałam w białej sukni, a ona szeptała Markowi do ucha: „Pamiętaj, synku, rodzina jest najważniejsza”. Wtedy myślałam, że mówi o nas. Dziś wiem, że chodziło o nią.
Z czasem jej obecność stała się dusząca. Kiedy kupiliśmy mieszkanie, pojawiła się z własnym kompletem kluczy – „na wszelki wypadek”. Gdy wracałam z pracy i widziałam ją w naszej kuchni, gotując rosół „po swojemu”, czułam się jak gość we własnym domu. Marek powtarzał: „To tylko mama, nie przesadzaj”. Ale ja czułam się coraz bardziej niewidzialna.
Najgorsze przyszło po narodzinach naszej córki, Zosi. Halina była wszędzie – przy kąpieli, przy karmieniu, nawet przy przewijaniu. Gdy próbowałam zrobić coś po swojemu, słyszałam: „Moja mama zawsze mówiła, że dzieci trzeba hartować” albo „Za moich czasów…”. Marek nigdy nie stanął po mojej stronie. Zawsze wybierał spokój zamiast konfrontacji.
Z biegiem lat zaczęłam się wycofywać. Przestałam zapraszać znajomych, bo Halina zawsze musiała być obecna. Przestałam mówić o swoich uczuciach, bo Marek nie chciał słuchać. Czułam się samotna w tłumie ludzi.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam rozmowę przez telefon:
– Mamo, nie wiem… Ona jest ostatnio jakaś dziwna. Ciągle narzeka…
– Marek, musisz być twardy. Kobiety są kapryśne. Nie pozwól jej rządzić! – głos Haliny był ostry jak brzytwa.
Zamarłam w przedpokoju. Poczułam się zdradzona przez własnego męża.
Wieczorem próbowałam z nim rozmawiać:
– Marek, czuję się niewidzialna w tym domu. Twoja mama decyduje o wszystkim…
– Przesadzasz! Mama tylko chce dobrze. Ty zawsze wszystko wyolbrzymiasz – przerwał mi zirytowany.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie. Ale bałam się – co powie rodzina? Co powie Zosia? Czy dam sobie radę sama?
Mijały miesiące. Halina coraz częściej komentowała moje wybory:
– Zosia powinna chodzić na balet, a nie na karate! Dziewczynki muszą być delikatne.
– Twój obiad jest za tłusty. Marek zawsze miał wrażliwy żołądek.
Czułam się jak dziecko pod jej nadzorem. Każda decyzja była podważana. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub moim milczeniem.
Pewnego dnia Zosia wróciła ze szkoły zapłakana:
– Babcia powiedziała, że jestem niegrzeczna i że przez mnie tata jest smutny…
To był moment przełomowy. Zrozumiałam, że nie chodzi już tylko o mnie. Halina zaczęła manipulować nawet moim dzieckiem.
Wieczorem usiadłam z Markiem przy stole.
– Musimy coś zmienić. Twoja mama przekracza granice.
– Nie przesadzaj! To moja matka! – krzyknął.
– Ale ja jestem twoją żoną! – odpowiedziałam drżącym głosem.
Milczał długo. W końcu wyszedł z domu bez słowa.
Następnego dnia Halina zadzwoniła do mnie:
– Wiesz, Aniu… Może powinnaś przemyśleć swoje zachowanie. Marek jest nieszczęśliwy przez ciebie. Może lepiej by było… rozstać się na jakiś czas?
Zamarłam. To ona pociągała za sznurki przez cały ten czas.
Wieczorem spakowałam walizkę i pojechałam do rodziców. Zosia płakała, ale wiedziałam, że muszę to zrobić dla niej i dla siebie.
Rozwód był trudny i bolesny. Rodzina Marka obwiniała mnie o wszystko. Słyszałam szepty na rodzinnych spotkaniach: „Nie potrafiła utrzymać rodziny”.
Dziś mieszkam z Zosią w małym mieszkaniu na Pradze. Jest ciężko – finansowo i emocjonalnie. Ale pierwszy raz od lat czuję się wolna.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy warto było poświęcać siebie dla cudzych oczekiwań? Czy naprawdę musimy wybierać między sobą a rodziną partnera?
A wy? Czy kiedykolwiek czuliście się niewidzialni we własnym domu? Co byście zrobili na moim miejscu?