Mamo, dlaczego oddałaś nasz dom?
– Mamo, dlaczego oddałaś nasz dom? – mój głos drżał, a w gardle czułam gulę, której nie mogłam przełknąć. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc przez okno na zaśnieżone podwórko. Każdy płatek śniegu wydawał się cięższy od poprzedniego, jakby świat chciał mnie przygnieść swoim ciężarem. Telefon w mojej dłoni był gorący od nerwowego ściskania.
– Dziecko, nie rozumiesz… – zaczęła mama, ale przerwałam jej natychmiast.
– Nie rozumiem? Mamo, jak mogłaś? O czym ty w ogóle myślałaś, oddając połowę domu cioci Kasi? A teraz ona jeszcze chce wprowadzić się do naszej części! Przecież to jest nasz dom! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Mama milczała przez chwilę. Słyszałam tylko jej ciężki oddech po drugiej stronie słuchawki. W tej ciszy było więcej bólu niż w jakichkolwiek słowach.
– Nie miałam wyjścia… – wyszeptała w końcu. – Było mi ciężko po śmierci taty. Długi rosły, a Kasia obiecała pomóc…
Zacisnęłam pięści. – Pomóc? Mamo, ona cię oszukała! Przecież dobrze wiedziałaś, że ona zawsze patrzy tylko na siebie! Ile razy ostrzegałam cię przed nią?
Wspomnienia wracały do mnie jak lawina. Tata zmarł nagle dwa lata temu. Zostawił nas z kredytem hipotecznym i mnóstwem rachunków do zapłacenia. Mama próbowała sobie radzić, ale praca w sklepie spożywczym ledwo starczała na życie. Ja studiowałam w Krakowie i wracałam do domu tylko na weekendy. Myślałam, że jakoś to przetrwamy razem. Ale nie przewidziałam jednego – że własna siostra mamy wykorzysta jej słabość.
Ciocia Kasia zawsze była tą „lepszą”. Miała własną firmę budowlaną, jeździła nowym samochodem i lubiła pokazywać wszystkim, jak dobrze jej się powodzi. Pamiętam święta u niej – wszystko musiało być perfekcyjne, a my z mamą czułyśmy się jak ubogie krewne.
Gdy tata zmarł, Kasia pojawiła się u nas z butelką wina i obietnicą pomocy. „Nie martw się, siostrzyczko, wszystko się ułoży” – mówiła, obejmując mamę teatralnie. Wtedy jeszcze wierzyłam, że naprawdę chce nam pomóc.
Ale potem zaczęły się rozmowy o pieniądzach. Najpierw pożyczyła mamie kilka tysięcy na spłatę raty kredytu. Potem zaproponowała „rozwiązanie”, które miało uratować nasz dom: mama miała przepisać połowę nieruchomości na nią, a ona spłaci resztę kredytu i pomoże z remontem.
– Mamo, dlaczego mi nic nie powiedziałaś? – spytałam cicho, już bez złości.
– Bałam się twojej reakcji… Nie chciałam ci dokładać zmartwień. Myślałam, że to jedyny sposób…
Wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Do kuchni weszła moja młodsza siostra Ola. Miała czerwone oczy od płaczu.
– Słyszałam wszystko – powiedziała cicho. – Kasia już tu była. Powiedziała, że za dwa tygodnie się wprowadza. Z mężem i synem.
Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Nasz dom miał już nie być tylko nasz. Miałam dzielić kuchnię z ciotką, która zawsze patrzyła na nas z góry?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając cichego szlochu mamy w sąsiednim pokoju. W głowie kłębiły mi się pytania: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była wrócić do domu wcześniej? Czy mama naprawdę nie miała wyjścia?
Następnego dnia pojechałam do cioci Kasi. Jej dom był pełen światła i drogich mebli. Siedziała przy stole z filiżanką kawy i uśmiechała się sztucznie.
– Cześć Aniu – powiedziała słodkim głosem. – Przyszłaś pogadać o przeprowadzce?
– Chciałam zapytać… dlaczego to robisz? Przecież wiesz, że mama nie poradzi sobie z tobą pod jednym dachem.
Kasia wzruszyła ramionami.
– To tylko formalność. Pomogłam waszej mamie finansowo, więc teraz mam prawo do połowy domu. Poza tym… mieszkanie w centrum miasta to świetna okazja dla mojego syna.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Ale to jest nasz dom! Nasze wspomnienia! Tata go budował własnymi rękami!
Kasia spojrzała na mnie chłodno.
– W życiu trzeba być twardym, Aniu. Twoja mama była naiwna i teraz musi ponieść konsekwencje swoich decyzji.
Wyszłam stamtąd roztrzęsiona. Czułam gniew i bezsilność jednocześnie. Jak można być tak bezdusznym?
Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Mama chodziła przygarbiona, Ola zamykała się w swoim pokoju i nie odzywała do nikogo. Ja próbowałam znaleźć jakieś wyjście – szukałam porad prawnych w internecie, dzwoniłam do znajomych prawników, ale wszyscy mówili to samo: jeśli umowa została podpisana dobrowolnie, niewiele da się zrobić.
W końcu nadszedł dzień przeprowadzki cioci Kasi. Jej mąż wnosił kartony przez nasze drzwi wejściowe, a ona wydawała polecenia jak generał na polu bitwy.
– Aniu, przesuń proszę te krzesła – rzuciła do mnie bezceremonialnie.
Zacisnęłam zęby i zrobiłam to, co kazała. Mama siedziała w kącie kuchni i patrzyła w okno, jakby chciała uciec gdzieś daleko stąd.
Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole. Ola płakała cicho, a ja trzymałam mamę za rękę.
– Przepraszam was… – wyszeptała mama. – Chciałam dobrze…
Nie wiedziałam już, co powiedzieć. Wszystko wydawało się stracone.
Dziś minął miesiąc od tamtych wydarzeń. Dom nie jest już taki sam. Każdy dzień to walka o odrobinę prywatności i spokoju. Ciocia Kasia rządzi wszystkim, a mama coraz częściej mówi o wyprowadzce na wieś do babci.
Czasem zastanawiam się: czy rodzina naprawdę jest najważniejsza? Czy można wybaczyć taką zdradę? I czy kiedykolwiek poczuję się tu znowu jak w domu?