Poza pozorami: Historia Anny między iluzjami a prawdą

– Anna, przestań wreszcie udawać, że wszystko jest w porządku! – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, zaciskając dłonie na szklance tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Woda kapała z kranu, rytmicznie, jakby odmierzała czas do wybuchu.

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno: „Nie płacz. Nie teraz. Nie przy niej”.

Mama patrzyła na mnie tym swoim spojrzeniem – zimnym, oceniającym, jakby szukała we mnie winy za wszystko, co jej nie wyszło w życiu. Ojciec wyszedł dwa lata temu. Zostawił nas z długami, z niespełnionymi obietnicami i z tą pustką, której nie da się zapełnić nawet najgłośniejszym krzykiem.

– Gdybyś była inna… – zaczęła, ale urwała. Zawsze urywała w połowie zdania, zostawiając mnie z domysłami.

Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. W pokoju czekał na mnie bałagan: porozrzucane książki, zeszyty, zdjęcia z dzieciństwa. Na jednym z nich byłam ja – uśmiechnięta, trzymająca ojca za rękę na sopockim molo. Miałam wtedy siedem lat i wierzyłam, że świat jest prosty.

Teraz miałam dziewiętnaście i wiedziałam już, że świat jest skomplikowany. Że ludzie odchodzą. Że miłość nie wystarcza.

Telefon zawibrował na biurku. „Bartek: Spotkamy się dziś?”

Bartek był moją ucieczką. Poznałam go na pierwszym roku studiów w Gdańsku. Był inny niż wszyscy – cichy, zamyślony, z tym smutkiem w oczach, który rozpoznaje się tylko wtedy, gdy samemu się go nosi. Ale Bartek miał też swoje tajemnice.

Odpisałam: „Tak. O 18 na plaży?”

***

Plaża była pusta. Wiatr targał mi włosy, a fale rozbijały się o brzeg z uporem godnym lepszej sprawy. Bartek już czekał, siedząc na mokrym piasku.

– Hej – powiedział cicho.

Usiadłam obok niego. Przez chwilę milczeliśmy.

– Coś się stało? – zapytał w końcu.

Chciałam mu powiedzieć wszystko: o kłótni z mamą, o tym, że czuję się niewidzialna, niepotrzebna, jakby moje życie było tylko czyimś nieudanym projektem. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

– Nic nowego – skłamałam.

Bartek spojrzał na mnie uważnie.

– Anna… Ja też mam dość udawania – powiedział nagle. – Moi rodzice się rozwodzą. Ojciec ma inną kobietę od lat. Mama udaje, że nic nie wie. A ja… Ja już nie wiem, kim jestem.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez chwilę byliśmy tylko dwojgiem zagubionych dzieciaków na zimnej plaży, próbujących znaleźć sens w świecie pełnym kłamstw.

***

Wróciłam do domu późno. Mama już spała. W kuchni paliło się światło – zostawiła je dla mnie, jak zawsze. Na stole leżał list od komornika. Przeczytałam go jednym tchem i poczułam lodowaty strach ściskający żołądek.

„Jeśli nie uregulują Państwo zaległości w ciągu 14 dni…”

Wiedziałam, że nie mamy tych pieniędzy. Wiedziałam też, że mama nigdy nie poprosi o pomoc.

Następnego dnia poszłam do pracy – sprzątałam w hotelu na Starym Mieście. To była moja codzienność: ścierka, wiadro, zapach chloru i rozmowy koleżanek o tym, kto ile zarabia za granicą.

– Anna, ty taka młoda, a już musisz się tak użerać – powiedziała pani Jadzia, najstarsza z ekipy. – Uciekaj stąd, póki możesz.

Uśmiechnęłam się smutno. Gdzie miałabym uciec?

***

Wieczorem mama czekała na mnie w kuchni.

– Musimy porozmawiać – powiedziała bez emocji.

Usiadłam naprzeciwko niej. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie jak dwie przeciwniczki na ringu.

– Anna… Ja wiem, że ci ciężko – zaczęła niepewnie. – Ale ja też nie daję rady. Twój ojciec… On nas zostawił z tym wszystkim. Ja nie wiem już, jak żyć.

Po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach strach. Nie gniew, nie rozczarowanie – tylko czyste przerażenie.

– Mamo… Może powinniśmy poprosić kogoś o pomoc? Może babcia…

– Nie! – przerwała mi gwałtownie. – Nie będę żebrać u twojej babki! Ona zawsze uważała mnie za nic niewartą.

Znowu ta duma. Znowu to milczenie.

***

Kilka dni później zadzwonił ojciec. Nie odbierałam przez kilka minut, patrząc na wyświetlacz jak na coś obcego.

W końcu odebrałam.

– Cześć, Aniu…

Jego głos był zmęczony, obcy.

– Czego chcesz?

– Chciałem zapytać… Jak sobie radzicie?

Zaśmiałam się gorzko.

– Jak myślisz?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Przepraszam… Wiem, że zawiodłem…

Chciałam mu powiedzieć wszystko: jak bardzo go nienawidzę za to, co zrobił; jak bardzo tęsknię za tymi czasami, kiedy jeszcze byliśmy rodziną; jak bardzo boję się przyszłości bez niego.

Ale powiedziałam tylko:

– Już za późno na przeprosiny.

Rozłączyłam się pierwsza.

***

Bartek coraz częściej znikał. Pisał krótkie wiadomości: „Nie mogę dziś”, „Mam sprawy”. Czułam się coraz bardziej samotna.

Pewnego dnia zobaczyłam go w centrum handlowym – szedł z jakąś dziewczyną pod rękę. Zatrzymałam się jak wryta. On też mnie zauważył. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały – jego oczy były pełne wstydu i czegoś jeszcze… Może ulgi?

Nie podeszłam do niego. Odwróciłam się i wyszłam na deszcz.

***

W domu mama płakała po cichu w łazience. Słyszałam jej szloch przez drzwi.

Weszłam do swojego pokoju i po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na łzy.

Czy to wszystko naprawdę musi tak boleć? Czy każda rodzina jest tylko pozorem szczęścia?

***

Minęły tygodnie. Komornik przyszedł do domu – zabrał telewizor i komputer. Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.

Zadzwoniła babcia:

– Aniu, wiem wszystko od sąsiadki. Przyjedźcie do mnie na wieś choć na kilka dni.

Mama nie chciała jechać, ale ja spakowałam nas obie i wsadziłam do autobusu do Kartuz.

Babcia przyjęła nas bez słowa wyrzutu. Dała nam ciepłą herbatę i koc. W nocy długo rozmawiałyśmy przy kuchennym stole o wszystkim: o ojcu, o mamie jako małej dziewczynce, o tym, jak trudno jest wybaczyć komuś bliskiemu.

Babcia powiedziała wtedy coś, co zostało ze mną na zawsze:

– Czasem trzeba pozwolić sobie być słabym. I pozwolić innym pomóc.

***

Po powrocie do Gdańska zaczęłyśmy powoli odbudowywać nasze życie. Mama znalazła pracę w sklepie spożywczym. Ja skończyłam pierwszy rok studiów i dostałam stypendium socjalne.

Bartek próbował wrócić – przyszedł pod mój dom z różami i przeprosinami na ustach.

– Anna… Popełniłem błąd. Byłem zagubiony…

Popatrzyłam mu prosto w oczy:

– Wszyscy jesteśmy zagubieni. Ale nie wszyscy ranimy innych po drodze.

Odszedł bez słowa.

***

Dziś mam dwadzieścia dwa lata i wiem jedno: życie nigdy nie jest takie, jakim je sobie wyobrażamy jako dzieci. Ale czasem pod warstwą bólu i rozczarowań można znaleźć coś prawdziwego – siebie samego i tych kilku ludzi, którzy zostali mimo wszystko.

Czy warto było przejść przez to wszystko? Czy każda rana naprawdę kiedyś się zabliźnia? Może to właśnie pytania są ważniejsze niż odpowiedzi…