Uciekłam od toksycznej matki, by utknąć w pustym małżeństwie. Czy można jeszcze zawalczyć o siebie?
– Mia, znowu to samo? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc naczynia po kolacji, a ona patrzyła na mnie z tym swoim wiecznym niezadowoleniem. – Ile razy mam ci powtarzać, że nie tak się trzyma gąbkę? – dodała, kręcąc głową z dezaprobatą.
Miałam wtedy siedemnaście lat i czułam, jak powoli duszę się w naszym dwupokojowym mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Każdy mój ruch był oceniany, każde słowo analizowane, a każda decyzja podważana. Mama była królową kontroli – od tego, co jem na śniadanie, po to, z kim rozmawiam przez telefon. Ojciec odszedł, gdy miałam dziewięć lat. Zostałyśmy same, a ona całą swoją frustrację i niespełnione ambicje przelała na mnie.
– Mia, nie będziesz się zadawać z tymi dziewczynami z klasy! – krzyczała kiedyś, gdy wróciłam później ze szkoły. – Chcesz skończyć jak twoja ciotka? Wszyscy będą się z ciebie śmiać!
Z czasem nauczyłam się milczeć. Przestałam zapraszać kogokolwiek do domu. Przestałam mówić o swoich marzeniach. W środku czułam się coraz bardziej pusta i niewidzialna.
Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Pawła. Był starszy ode mnie o pięć lat, spokojny, opanowany, miał własną firmę budowlaną i mieszkanie na Bielanach. Wydawał się być wszystkim tym, czego pragnęłam: stabilnością, spokojem, bezpieczeństwem. Kiedy zaproponował mi wspólne życie, nie zastanawiałam się długo. Chciałam tylko uciec od matki.
– Jesteś pewna? – zapytała mnie przyjaciółka Ola. – Przecież prawie go nie znasz…
– To lepsze niż życie tutaj – odpowiedziałam cicho.
Ślub był skromny. Mama nie przyszła. Powiedziała tylko przez telefon: „Zobaczysz, jeszcze będziesz żałować”.
Pierwsze miesiące w nowym mieszkaniu były jak sen. Nikt nie krzyczał, nikt nie oceniał. Paweł był uprzejmy, ale chłodny. Spędzał długie godziny w pracy, a wieczorami siadał przed telewizorem lub komputerem. Rozmawialiśmy głównie o rachunkach i zakupach.
– Jak minął ci dzień? – pytałam czasem.
– W porządku – odpowiadał bez emocji.
Z czasem zaczęłam czuć się coraz bardziej samotna. Zamiast miłości i bliskości dostałam ciszę i dystans. Próbowałam rozmawiać z Pawłem o naszych uczuciach.
– Paweł… czy ty mnie w ogóle kochasz?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Mia, przecież jesteśmy małżeństwem. Dbam o ciebie, masz gdzie mieszkać… Czego jeszcze chcesz?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama nie byłam pewna, czego chcę. Przez całe życie ktoś decydował za mnie: najpierw mama, teraz mąż.
Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: o to, że za długo rozmawiam przez telefon z Olą; o to, że nie gotuję tak jak jego mama; o to, że nie mam jeszcze dzieci.
– Mia, może powinnaś znaleźć sobie jakieś zajęcie? – rzucił kiedyś Paweł podczas kolacji.
– Może powinniśmy porozmawiać o nas? – odpowiedziałam z nadzieją.
– Nie przesadzaj. Ludzie mają gorsze problemy.
Czułam się niewidzialna we własnym domu. Zaczęłam coraz częściej wychodzić na długie spacery po mieście. Siadałam na ławce w parku i patrzyłam na ludzi – zakochane pary, rodziny z dziećmi, samotnych staruszków. Zastanawiałam się: czy to już całe moje życie?
Pewnego dnia zadzwoniła mama.
– No i co? Szczęśliwa jesteś? Mówiłam ci!
Rozłączyłam się bez słowa. Po raz pierwszy poczułam gniew – nie tylko do niej, ale też do siebie samej.
Zaczęłam chodzić na terapię. Psycholożka powiedziała mi coś ważnego:
– Mia, całe życie próbowałaś spełniać oczekiwania innych. Może czas zapytać siebie: czego ty chcesz?
To pytanie wraca do mnie codziennie. Czy chcę walczyć o ten związek? Czy mam prawo odejść? Czy jestem gotowa na kolejną samotność?
Ostatnio coraz częściej myślę o rozwodzie. Boję się reakcji mamy („A nie mówiłam!”), boję się opinii rodziny Pawła („Nie potrafiłaś utrzymać męża!”), boję się własnej bezradności.
Ale jeszcze bardziej boję się życia bez miłości i bez siebie samej.
Dziś siedzę przy kuchennym stole i piszę te słowa do Was – ludzi, którzy może też czują się uwięzieni między cudzymi oczekiwaniami a własnym pragnieniem szczęścia.
Czy warto walczyć o siebie nawet wtedy, gdy wszyscy wokół mówią ci, że to egoizm? Czy można nauczyć się kochać siebie po latach życia w cieniu innych?
Czekam na Wasze rady…