Byłam tą drugą – historia Magdy z Wrocławia, która pokochała żonatego mężczyznę

– Magda, nie możesz tak dalej żyć! – głos mojej mamy rozbrzmiewał w słuchawce z taką siłą, że aż ścisnęło mnie w żołądku. Stałam przy oknie w moim wynajmowanym mieszkaniu na Nadodrzu, patrząc na mokre od deszczu ulice Wrocławia. W ręku ściskałam kubek z zimną już herbatą.

– Mamo, proszę cię… – szepnęłam, ale ona nie dawała za wygraną.

– On nigdy nie zostawi żony! Przestań się łudzić! – jej słowa wbijały się we mnie jak szpilki.

Zamknęłam oczy. Przed oczami stanął mi obraz Pawła – jego uśmiech, ciepłe dłonie, spojrzenie, które sprawiało, że czułam się wyjątkowa. Poznaliśmy się dwa lata temu w pracy. Był moim przełożonym, ale szybko okazało się, że łączy nas coś więcej niż tylko służbowe relacje. Najpierw były niewinne żarty przy ekspresie do kawy, potem wspólne wyjścia po pracy, aż w końcu…

Pamiętam ten wieczór jak dziś. Siedzieliśmy w małej knajpce na Odrzańskiej. Paweł opowiadał o swoim dzieciństwie na Dolnym Śląsku, a ja śmiałam się z jego anegdot. W pewnym momencie złapał mnie za rękę i powiedział: – Magda, z tobą czuję się jakby świat był prostszy. – Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten świat zaraz stanie się dla mnie piekłem.

Kiedy powiedział mi, że jest żonaty, poczułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. – To skomplikowane – tłumaczył się. – Z Anią jesteśmy razem od liceum, mamy dwójkę dzieci… Ale już od dawna nic nas nie łączy. Z tobą czuję, że żyję.

Wierzyłam mu. Chciałam wierzyć. Każde spotkanie było jak zakazany owoc – słodki i bolesny jednocześnie. Ukrywaliśmy się przed światem. Paweł obiecywał, że „to tylko kwestia czasu”, że „wszystko się ułoży”.

Ale czas mijał, a on wciąż wracał do domu na noc. W święta znikał na całe dni. W weekendy pisał tylko krótkie wiadomości: „Nie mogę teraz rozmawiać”.

– Magda, musisz być cierpliwa – powtarzał. – Dla dzieci to trudne…

Zaczęłam nienawidzić siebie za to czekanie. Za każdą ukradkową randkę, za każdy pocałunek w samochodzie zaparkowanym gdzieś na obrzeżach miasta. Za każdą noc spędzoną samotnie z telefonem w ręku i nadzieją na wiadomość.

Moja przyjaciółka Kasia próbowała mnie ostrzec:

– On cię wykorzystuje! Zobaczysz, nigdy nie odejdzie od żony.

– Nie znasz go – broniłam go jak lwica. – On naprawdę mnie kocha.

Ale coraz częściej łapałam się na tym, że sama nie wierzę w swoje słowa.

Pewnego dnia wszystko się posypało. Ania, żona Pawła, przyszła do naszej firmy. Stała pod drzwiami mojego biura z oczami pełnymi łez.

– Wiedziałam… – wyszeptała. – Myślisz, że jesteś pierwsza?

Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Patrzyłam na nią i czułam się jak najgorszy człowiek na świecie.

Po tej rozmowie Paweł przestał się odzywać na kilka dni. Myślałam, że to koniec. Ale wrócił.

– Przepraszam cię… Wszystko się skomplikowało. Muszę być teraz z rodziną.

Zostałam sama z poczuciem winy i pustką, której nie potrafiłam niczym zapełnić.

Mijały tygodnie. Praca stała się koszmarem – plotki rozchodziły się błyskawicznie. Koledzy patrzyli na mnie z litością albo pogardą. Mama przestała odbierać moje telefony.

Któregoś wieczoru zadzwonił Paweł.

– Magda… Tęsknię za tobą. Nie umiem bez ciebie żyć.

Chciałam rzucić słuchawką o ścianę, ale zamiast tego płakałam do niej przez pół nocy.

W końcu powiedziałam sobie dość. Wyjechałam na kilka dni do rodziców pod Legnicę. Tam, wśród pól i lasów mojego dzieciństwa, próbowałam poskładać siebie na nowo.

Mama patrzyła na mnie z troską:

– Córeczko… Zasługujesz na coś więcej niż bycie tą drugą.

Wróciłam do Wrocławia silniejsza o jedno postanowienie: muszę zacząć żyć dla siebie.

Paweł jeszcze próbował wracać. Pisał długie maile, dzwonił nocami. Ale ja już wiedziałam, że to droga donikąd.

Dziś mijają trzy miesiące od naszego ostatniego spotkania. Nadal boli. Czasem budzę się w środku nocy i pytam siebie: czy naprawdę można wygrać walcząc o cudze serce? Czy warto było poświęcić własne szczęście dla miłości, która od początku była skazana na porażkę?

A wy? Czy kiedykolwiek byliście po tej drugiej stronie? Czy można wybaczyć sobie taką miłość?