Znalazłam twoją córkę na ulicy – historia, która zmieniła wszystko

— Synku, gdzie jesteś? — Głos mojej matki, Jadwigi Stanisławy, brzmiał tak radośnie, że natychmiast poczułem niepokój. Byłem jeszcze w tramwaju, wracałem z pracy, zmęczony po kolejnym dniu w biurze rachunkowym. — Jadę z pracy, mamo. Coś się stało? — Przyjedź. Czekamy na ciebie — odpowiedziała wesoło. — Czekamy? Kto jeszcze? — zapytałem, ale ona tylko się rozłączyła.

Wysiadłem na przystanku przy ulicy Mickiewicza i szybkim krokiem ruszyłem w stronę domu. W głowie kłębiły mi się myśli. Ostatnio rzadko bywałem u matki, odkąd po rozwodzie z Magdą zamieszkałem sam, a nasza córka, Zosia, została z matką. Zosia miała dopiero trzynaście lat, a ja czułem, że coraz bardziej się ode mnie oddala. Nie wiedziałem, co się dzieje w jej życiu, a Magda nie ułatwiała mi kontaktu.

Gdy wszedłem do mieszkania matki, zobaczyłem ją siedzącą przy stole z Zosią. Moja córka miała rozmazany makijaż, a jej oczy były czerwone od płaczu. — Co się stało? — zapytałem, patrząc na nią z niepokojem. — Znalazłam twoją córkę na ulicy — powiedziała matka, kładąc dłoń na ramieniu Zosi. — Siedziała na ławce przy parku, sama, w środku nocy. Było zimno, a ona nie miała nawet kurtki.

Zosia spuściła głowę. — Nie chciałam wracać do domu — wyszeptała. — Pokłóciłam się z mamą. — O co? — zapytałem, choć już czułem, że to coś poważnego. — O wszystko. O szkołę, o to, że nie chcę chodzić na te głupie korepetycje, o to, że nie rozumie, co się ze mną dzieje… — Jej głos załamał się i znów zaczęła płakać.

Matka spojrzała na mnie z wyrzutem. — Wojciechu, musisz z nią porozmawiać. Ona cię potrzebuje. — Ale jak mam to zrobić, skoro widuję ją raz na dwa tygodnie? — wybuchłem, czując narastającą frustrację. — Magda nie pozwala mi jej zabierać na dłużej, a kiedy już się widzimy, Zosia jest zamknięta w sobie.

— To nie jest wina Magdy — odezwała się Zosia cicho. — Po prostu… czuję się samotna. W domu ciągle tylko nauka, obowiązki, a mama jest wiecznie zmęczona i zła. Ty też jesteś zajęty. Nikt mnie nie słucha.

Usiadłem obok niej i wziąłem ją za rękę. — Przepraszam, Zosiu. Wiem, że ostatnio nie byłem najlepszym ojcem. Ale chcę to zmienić. Powiedz mi, co mogę zrobić.

Zosia spojrzała na mnie z nadzieją, której dawno nie widziałem w jej oczach. — Chcę po prostu, żeby ktoś mnie wysłuchał. Żeby ktoś był przy mnie, kiedy jest mi źle. Nie chcę być sama.

Matka nalała nam herbaty i usiadła naprzeciwko. — Wojciechu, pamiętasz, jak miałeś jej wiek? Też czułeś się niezrozumiany. Ale ja zawsze byłam przy tobie. Teraz twoja córka potrzebuje tego samego.

Poczułem, jak narasta we mnie poczucie winy. Praca, stres, rozwód — wszystko to sprawiło, że odsunąłem się od Zosi. Myślałem, że zapewniając jej pieniądze i opiekę Magdy, robię wszystko, co mogę. Ale ona potrzebowała mnie, mojego czasu i uwagi.

— Zosiu, chcesz dziś zostać u babci? — zapytałem. Skinęła głową. — Tak. Nie chcę wracać do domu. Przynajmniej nie teraz.

Zadzwoniłem do Magdy. Odebrała po kilku sygnałach, jej głos był zmęczony i zirytowany. — Co się dzieje? — Zosia jest u mamy. Znalazła ją na ulicy, siedziała sama w nocy. — Co?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?! — Bo sam dopiero się dowiedziałem. Magda, musimy porozmawiać. To nie może tak wyglądać. Zosia czuje się samotna, a my oboje ją zawodzimy.

— Nie dramatyzuj. Przejdzie jej. — Magda, ona potrzebuje nas obojga. Nie możemy udawać, że wszystko jest w porządku, skoro nie jest.

Rozłączyła się bez słowa. Spojrzałem na Zosię, która patrzyła na mnie z lękiem. — Nie martw się. Porozmawiam z mamą jeszcze raz. Ale teraz najważniejsze jesteś ty.

Tej nocy długo rozmawialiśmy. Zosia opowiadała mi o szkole, o koleżankach, o tym, jak bardzo boi się dorosłości i jak bardzo brakuje jej rodziny. Słuchałem jej uważnie, po raz pierwszy od dawna naprawdę słuchałem.

Rano obudziłem się na kanapie, a Zosia spała spokojnie obok mnie. Matka przygotowała śniadanie i patrzyła na nas z czułością. — Widzisz, Wojciechu? Czasem wystarczy być. Po prostu być.

Po śniadaniu odprowadziłem Zosię do szkoły. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Czułem, że coś się zmieniło. Że może jeszcze nie jest za późno, by naprawić to, co zepsułem.

Wieczorem zadzwoniłem do Magdy. Tym razem rozmawialiśmy spokojniej. Ustaliliśmy, że Zosia będzie mogła częściej nocować u mnie lub u babci. Że oboje musimy się postarać, by była szczęśliwa.

Minęły tygodnie. Zosia powoli odzyskiwała radość życia. Ja nauczyłem się słuchać i być obecnym. Ale wciąż dręczy mnie pytanie: ile dzieci czuje się dziś tak samo samotnych jak moja córka? Ile rodzin udaje, że wszystko jest w porządku, choć w środku panuje pustka?

Czy naprawdę musimy czekać, aż ktoś znajdzie nasze dziecko na ulicy, by zrozumieć, co jest najważniejsze?