Sprzedałam mieszkanie i zamieszkałam z synem – teraz czuję się jak intruzka w jego domu. Czy naprawdę można stracić rodzinę, mając ją tuż obok?

– Mamo, czy możesz nie przestawiać tych kubków? My tu mamy swój porządek – głos Magdy, mojej synowej, rozbrzmiewał w kuchni ostrzej niż zwykle. Zamarłam z filiżanką w dłoni. Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć, że przez czterdzieści lat sama układałam sobie życie i nikt mi nie mówił, gdzie co ma stać. Ale tylko skinęłam głową i cicho odłożyłam kubek na miejsce.

To był zwykły poranek, a jednak czułam się jak intruzka we własnym domu. Właściwie – to już nie był mój dom. Sprzedałam swoje mieszkanie na Mokotowie, bo po śmierci męża nie mogłam znieść samotności. Syn, Tomek, zaproponował, żebym zamieszkała z nimi. „Będzie nam raźniej, mamo. Dzieciaki cię uwielbiają” – mówił wtedy z uśmiechem. Uwielbiały mnie rzeczywiście – przez pierwsze dwa tygodnie.

Teraz, po pół roku, coraz częściej łapię się na tym, że unikam własnych wnuków. Boję się, że powiem coś nie tak, że Magda znów rzuci mi to swoje spojrzenie pełne irytacji. Tomek jest wiecznie w pracy. Wraca późno, rzuca krótkie „Cześć, mamo” i znika z telefonem w ręku. Wieczorami słyszę ich rozmowy za zamkniętymi drzwiami sypialni – czasem podniesione głosy, czasem tylko szeptane pretensje.

Pewnego dnia usłyszałam: – Tomek, nie możemy tak żyć! Twoja mama wszędzie się wtrąca! Nie mam już siły! – głos Magdy był załamany.

– Przecież ona nie ma nikogo… – odpowiedział cicho Tomek.

– Ale ja też chcę mieć dom! Swój dom! – Magda niemal krzyczała.

Leżałam wtedy w łóżku i czułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Przypomniałam sobie własną teściową – jak bardzo starałam się być dla niej dobra, choć czasem miałam ochotę uciec z własnego mieszkania. Czy teraz historia zatacza koło?

Rano Magda była chłodna jak zwykle. Dzieci bawiły się w swoim pokoju. Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam przy oknie. Przez chwilę patrzyłam na podwórko, gdzie kiedyś bawił się Tomek. Teraz jego dzieci bawią się beze mnie.

– Babciu, pobawisz się z nami? – zapytała nagle Zosia.

Uśmiechnęłam się blado i poszłam za nią do pokoju. Po chwili Magda weszła do środka:

– Zosiu, babcia jest zmęczona. Daj jej odpocząć.

Zosia spuściła głowę i wyszła. Ja zostałam sama wśród rozrzuconych klocków i lalek. Czułam się jak ktoś niepotrzebny nawet własnym wnukom.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Tomkiem.

– Synku… czy ja wam przeszkadzam?

Tomek spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Mamo, nie przesadzasz? Magda jest trochę spięta przez pracę… Daj jej czas.

Ale ja wiedziałam, że to nie tylko praca. Widziałam jej minę za każdym razem, gdy otwierałam lodówkę albo wieszałam pranie.

Zaczęłam coraz częściej wychodzić na długie spacery po okolicy. Siadałam na ławce w parku i patrzyłam na ludzi – matki z dziećmi, starsze panie rozmawiające ze sobą o wszystkim i o niczym. Czułam się jak cień. Nikt mnie tu nie znał, nikt nie pytał o imię.

Pewnego dnia spotkałam panią Jadwigę z sąsiedniego bloku. Rozmawiałyśmy kiedyś na przystanku autobusowym.

– O, pani Haniu! Jak się pani tu znalazła?

Opowiedziałam jej swoją historię – o sprzedaży mieszkania, o przeprowadzce do syna.

– Oj, kochana… Ja bym nie mogła. Moja córka też mnie namawiała, ale ja wolę być sama niż komuś przeszkadzać – powiedziała z przekonaniem.

Wróciłam do domu jeszcze bardziej przygnębiona. Czy naprawdę jestem dla nich ciężarem?

Tego wieczoru Magda wybuchła:

– Haniu, proszę cię! Nie możesz gotować obiadu dla wszystkich bez pytania! Ja mam swój plan posiłków!

Poczułam się upokorzona jak nigdy dotąd.

– Przepraszam… Chciałam tylko pomóc – wyszeptałam.

Magda przewróciła oczami i wyszła z kuchni trzaskając drzwiami.

Tomek przyszedł później do mojego pokoju.

– Mamo… może powinnaś trochę odpuścić? Magda jest zmęczona… Może znajdziesz sobie jakieś zajęcia poza domem?

Zacisnęłam pięści pod kocem. „Zajęcia poza domem”… A przecież to miał być mój dom!

Zaczęłam szukać ogłoszeń o wynajmie pokoju dla starszej osoby. Ale ceny były kosmiczne. Moja emerytura ledwo starczała na leki i drobne przyjemności dla wnuków.

Któregoś dnia Zosia przyszła do mnie z rysunkiem:

– Babciu, to my razem w parku! – powiedziała z dumą.

Przytuliłam ją mocno i poczułam łzy pod powiekami.

Wieczorem usiadłam przy stole z Tomkiem i Magdą.

– Chciałabym z wami porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem. – Wiem, że wam przeszkadzam… Nie chcę być ciężarem. Ale czuję się tu bardzo samotna…

Magda spuściła wzrok. Tomek milczał długo.

– Mamo… Przepraszam cię – powiedział w końcu cicho. – Nie wiedziałem, że aż tak to przeżywasz…

Magda dodała: – Ja też przepraszam… To wszystko mnie przerosło…

Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy. Wiedziałam jednak, że nic już nie będzie takie jak dawniej.

Czasem myślę: czy można być bardziej samotnym niż wtedy, gdy jest się otoczonym rodziną? Czy dom to tylko ściany i meble – czy może przede wszystkim ludzie i ich serca? Co wy o tym sądzicie?