„Nie zostawiaj jej samej” – Historia rodziny, która rozpadła się w cieniu choroby
– Bartek, obiecaj mi… Nie zostawiaj jej samej. – Głos mamy był ledwie słyszalny, a jednak przeszył mnie na wskroś. Siedziałem przy jej łóżku w szpitalu na Banacha, światło jarzeniówek bezlitośnie podkreślało zmarszczki i cienie pod oczami. Mama ściskała moją dłoń z siłą, której nie spodziewałbym się po tak wychudzonej kobiecie.
Obok, na plastikowym krześle, siedziała moja starsza siostra, Renata. Miała czterdzieści pięć lat, ale jej spojrzenie było dziecinne i nieobecne. Od lat zmagała się z chorobą psychiczną – schizofrenią. Często mówiła do siebie, czasem śmiała się bez powodu, innym razem płakała godzinami. W rękach ściskała pluszowego misia, którego dostała od taty jeszcze w podstawówce.
– Bartek… – Mama spojrzała mi prosto w oczy. – Obiecaj.
– Obiecuję, mamo – wyszeptałem, choć w środku czułem narastający lęk. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe.
Mama zmarła tej samej nocy. Zostałem sam z Renatą i ciężarem obietnicy, której nie potrafiłem unieść.
Wróciłem do domu na Ursynowie. Moja żona, Kinga, już wiedziała. Siedziała przy stole z naszymi synami – Michałem i Kubą. Michał miał siedemnaście lat, Kuba piętnaście. Wszyscy patrzyli na mnie z napięciem.
– I co teraz? – zapytała Kinga, nie podnosząc wzroku znad herbaty.
– Muszę zająć się Renatą. Obiecałem mamie.
– Chyba nie myślisz, że zamieszka z nami? – Kinga podniosła głos. – Bartek, mamy dwójkę dzieci! Pracujesz po dwanaście godzin dziennie! Ja też mam swoją pracę! Kto się nią zajmie? Ja?
– Nie wiem… Może na jakiś czas…
– Nie! – przerwała mi. – Nie zgadzam się. To nie jest dom opieki. Michał i Kuba już teraz mają dość pytań w szkole o „dziwną ciotkę”.
Chłopcy milczeli. Michał patrzył w podłogę, Kuba zaciskał pięści na kolanach.
– Przepraszam… Ale nie mogę jej zostawić samej. – Czułem, jak łamie mi się głos.
Kinga wstała gwałtownie. – Więc zdecyduj: ona albo my.
Tej nocy nie zmrużyłem oka. Słyszałem cichy płacz Kingi w łazience. W głowie dudniły mi słowa mamy i żony. Czy naprawdę muszę wybierać?
Pogrzeb mamy był cichy. Renata trzymała się mnie kurczowo, szeptała coś pod nosem. Po wszystkim zabrałem ją do naszego mieszkania. Przez pierwsze dni była spokojna. Siedziała w swoim pokoju, układała puzzle, czasem śpiewała dziecięce piosenki. Kinga unikała jej jak ognia. Chłopcy zamykali się w swoich pokojach.
Pewnego wieczoru Kinga wybuchła:
– Mam dość! Dzisiaj znowu rozbiła szklankę w kuchni, potem płakała przez godzinę! Michał boi się zaprosić kolegów! Kuba nie chce wracać do domu! Bartek, nie dam rady!
– Próbuję… – zacząłem nieporadnie.
– Próbujesz?! Ty tylko uciekasz do pracy! Wszystko jest na mojej głowie! – krzyczała przez łzy.
Następnego dnia Renata zniknęła. Zostawiła misia na swoim łóżku. Szukałem jej po całym Ursynowie. Znalazłem ją dopiero wieczorem na klatce schodowej naszego starego bloku na Pradze, gdzie mieszkaliśmy z rodzicami.
– Renata, wracaj ze mną…
– Tu jest mama… – wyszeptała. – Tu jest cicho.
Nie miałem siły się z nią spierać. Zgłosiłem sprawę do opieki społecznej. Po tygodniu znalazło się miejsce w domu opieki na Bielanach. Było drogo, ale przynajmniej wiedziałem, że jest bezpieczna.
Kinga odetchnęła z ulgą. Chłopcy wrócili do swoich spraw. Ja jednak każdej nocy budziłem się zlany potem. Czy dobrze zrobiłem? Czy nie zdradziłem mamy?
Renata gasła z dnia na dzień. Odwiedzałem ją co tydzień. Czasem mnie poznawała, czasem nie. Kiedyś zapytała:
– Bartek… czy mama wróci?
Nie umiałem odpowiedzieć.
Pewnego ranka zadzwonił telefon:
– Panie Bartku… Renata zmarła dziś w nocy.
Nie płakałem. Siedziałem w kuchni, patrzyłem na kubek po kawie i czułem pustkę.
Na pogrzebie byliśmy tylko my: ja, Kinga, chłopcy i jedna sąsiadka z domu opieki. Stałem nad grobem i słyszałem głos mamy: „Nie zostawiaj jej samej…”
Po pogrzebie Kinga powiedziała:
– Teraz już wszystko będzie dobrze.
Ale nie było dobrze. Michał wyjechał na studia do Gdańska, Kuba do Wrocławia. Kinga coraz częściej nocowała u siostry. W domu panowała cisza, która bolała bardziej niż krzyk.
Któregoś wieczoru znalazłem w szafie misia Renaty. Usiadłem z nim na kanapie i płakałem pierwszy raz od lat.
Dziś siedzę sam w pustym mieszkaniu i pytam siebie: czy naprawdę zrobiłem wszystko, co mogłem? Czy można być dobrym synem i ojcem jednocześnie? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?