Ostatnia rozmowa nad Wisłą: Jak śmierć mojego brata rozdarła naszą rodzinę
– Michał, wróć do domu przed zmrokiem! – krzyknęła mama przez otwarte okno, a ja tylko przewróciłem oczami. Siedzieliśmy z bratem na starym pomoście nad Wisłą, nogi zwisające nad wodą, słońce paliło skórę, a powietrze było ciężkie od zapachu trawy i rzeki. Michał rzucił mi spojrzenie pełne buntu.
– Zawsze musisz być taki spięty, Kuba? – rzucił z przekąsem. – To tylko Wisła, nie ocean.
– To nie chodzi o rzekę, tylko o ciebie. Zawsze musisz robić wszystko po swojemu – odpowiedziałem z irytacją. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to będą nasze ostatnie słowa.
Michał był młodszy ode mnie o dwa lata, ale zawsze miał w sobie coś z lidera. To on wymyślał zabawy dla całej wsi, to za nim biegali chłopaki z sąsiedztwa. Ja byłem tym rozsądnym, tym, który miał pilnować porządku. Tego dnia pokłóciliśmy się o głupotę – o to, że Michał chciał przepłynąć na drugi brzeg, gdzie nurt był silniejszy. Bałem się o niego, ale on tylko się śmiał.
– Zobaczysz, wrócę szybciej niż myślisz! – krzyknął i wskoczył do wody.
Patrzyłem, jak płynie, silny i pewny siebie. Woda była spokojna, ale ja czułem niepokój. Kiedy dotarł na drugi brzeg i pomachał mi z daleka, poczułem ulgę. Potem wrócił na pomost i usiedliśmy obok siebie w milczeniu. Słońce chyliło się ku zachodowi.
– Kuba… – zaczął cicho. – Wiesz, czasem mam wrażenie, że nigdy nie będę taki jak ty. Mama zawsze mówi, że powinienem brać z ciebie przykład.
Zaskoczył mnie tym wyznaniem. Chciałem mu powiedzieć coś mądrego, ale tylko wzruszyłem ramionami.
– Może po prostu jesteśmy inni – odpowiedziałem.
– Może… – uśmiechnął się smutno. – Ale obiecuję ci jedno: dziś wrócę do domu na czas i zadzwonię do ciebie, jak tylko będę w pokoju.
To była nasza ostatnia rozmowa.
Wieczorem mama zapytała: – Gdzie jest Michał? Przecież miał być już dawno.
Zadzwoniłem do niego raz, drugi, trzeci – bez odpowiedzi. Wyszedłem na dwór, szukałem go po całej wsi. Sąsiedzi mówili, że widzieli go idącego w stronę starego mostu. Noc zapadła szybko, a ja czułem coraz większy lęk.
Następnego dnia znaleziono jego ciało kilka kilometrów dalej. Powiedzieli nam, że prawdopodobnie poślizgnął się na śliskim brzegu i uderzył głową o kamień. Nie mogłem uwierzyć. Przez wiele dni nie wychodziłem z pokoju. Mama płakała bez przerwy, tata zamknął się w sobie i przestał mówić.
Wieś ucichła. Ludzie szeptali za naszymi plecami: „Taki młody…”, „Zawsze był taki żywiołowy…”, „Może gdyby ktoś go pilnował…”. Każde takie słowo wbijało się we mnie jak szpilka.
Najgorsze były noce. Leżałem w łóżku i słyszałem echo jego obietnicy: „Zadzwonię do ciebie”. Dlaczego nie zadzwonił? Dlaczego pozwoliłem mu wtedy odejść samemu? Czy gdybym był bardziej stanowczy, czy gdybym go zatrzymał…
Mama obwiniała mnie przez długi czas. – Byłeś starszy! Powinieneś był go pilnować! – krzyczała przez łzy. Tata milczał, ale jego spojrzenie mówiło wszystko.
Próbowałem wrócić do normalności: szkoła, praca w polu, spotkania z kolegami. Ale wszystko było inne. Każdy zakątek wsi przypominał mi Michała: boisko za szkołą, stary mostek, nawet sklep spożywczy, gdzie zawsze kupował oranżadę.
Z czasem mama zaczęła zamykać się w sobie coraz bardziej. Przestała gotować obiady, przestała rozmawiać z sąsiadkami. Tata coraz częściej wychodził z domu wieczorami i wracał późno. Nasza rodzina rozpadła się na kawałki.
Pewnego dnia znalazłem w szufladzie Michała jego zeszyt z rysunkami. Na ostatniej stronie napisał: „Chciałbym kiedyś być taki jak Kuba”. Zacząłem płakać jak dziecko.
Próbowałem porozmawiać z mamą:
– Mamo… Przepraszam…
Odpowiedziała tylko:
– To nie twoja wina… Ale nie potrafię już żyć tak jak dawniej.
Tata pewnej nocy usiadł obok mnie na ganku:
– Synu… Wiem, że ci ciężko. Mnie też. Ale musimy żyć dalej. Michał by tego chciał.
Od tamtej pory próbuję każdego dnia znaleźć sens w tym wszystkim. Pomagam sąsiadom przy żniwach, angażuję się w życie wsi. Czasem dzieciaki pytają mnie o Michała – opowiadam im historie o jego odwadze i głupich pomysłach.
Ale pustka po nim zostanie ze mną na zawsze.
Czy można kiedyś naprawdę wybaczyć sobie to, czego nie da się już naprawić? Czy rodzina może jeszcze odnaleźć siebie po takiej tragedii? Czasem myślę: może właśnie o to chodzi w życiu – żeby próbować dalej, nawet jeśli serce pęka na pół.