Gdy wychodzisz za maminsynka: Prawda, której nikt nie chciał usłyszeć
– Marta, czy ty naprawdę nie rozumiesz, jak bardzo Paweł cierpi? – głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała naprzeciwko mnie, z rękami skrzyżowanymi na piersi i spojrzeniem pełnym oskarżenia.
Wiedziałam, że ta rozmowa kiedyś nadejdzie, ale nie sądziłam, że będzie aż tak bolesna. Czułam, jak moje serce wali mi w piersi, a dłonie zaczynają się pocić. W głowie kłębiły mi się myśli: „Czy to naprawdę ja jestem winna wszystkiemu? Czy to ja jestem tą złą?”
Paweł siedział przy stole, wpatrzony w blat. Nie odezwał się ani słowem. Jego milczenie bolało bardziej niż jakiekolwiek słowa Danuty.
– Przecież próbujemy… – zaczęłam niepewnie.
– Próbujecie? – przerwała mi teściowa. – To już trzy lata po ślubie! Każda normalna kobieta już dawno miałaby dziecko. Może powinnaś się zastanowić nad sobą, Marto.
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam wykrzyczeć prawdę – że to nie ja mam problem, tylko Paweł. Że lekarz powiedział nam jasno: „Pani Marto, jest pani zdrowa. Panie Pawle, niestety…” Ale Paweł błagał mnie wtedy wzrokiem, żebym nikomu nie mówiła. „Marta, proszę… Nie mów mamie. Ona tego nie zrozumie.”
Zgodziłam się. Z miłości. Z lojalności. Z nadziei, że razem przez to przejdziemy.
Ale kiedy usłyszałam od Danuty: „Paweł mówił mi wszystko. Wiem, że to twoja wina”, coś we mnie pękło.
– Naprawdę wszystko pani wie? – zapytałam cicho.
Paweł podniósł na mnie wzrok. W jego oczach zobaczyłam strach.
– Marta… – zaczął błagalnie.
– Nie, Paweł! – przerwałam mu. – Może czas powiedzieć prawdę!
Danuta spojrzała na mnie z wyższością.
– Jaka prawda? Że nie potrafisz być żoną?
Wstałam gwałtownie od stołu. Krzesło zaskrzypiało na kafelkach.
– Dość! – krzyknęłam. – Dość tych kłamstw!
Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam łzom płynąć. W głowie miałam mętlik: czy powinnam była od początku powiedzieć prawdę? Czy powinnam była chronić Pawła kosztem siebie?
Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Paweł unikał mnie wzrokiem, a Danuta chodziła po mieszkaniu jak królowa matka, rzucając złośliwe uwagi na każdym kroku.
– Może powinnaś spróbować innej diety? – rzuciła pewnego ranka. – Albo pójść do jakiejś znachorki? Słyszałam, że pomaga.
Zacisnęłam zęby i wyszłam do pracy bez słowa.
W biurze próbowałam skupić się na zadaniach, ale myśli ciągle wracały do domu. Moja przyjaciółka Ola zauważyła, że coś jest nie tak.
– Marta, co się dzieje? Wyglądasz jak cień samej siebie.
Opowiedziałam jej wszystko. Po raz pierwszy wypowiedziałam na głos to, co dusiło mnie od miesięcy.
– I on pozwala swojej matce tak cię traktować? – Ola była oburzona.
– On… On się boi jej sprzeciwić. Ona zawsze była dla niego najważniejsza – odpowiedziałam cicho.
Ola pokręciła głową.
– Musisz coś z tym zrobić. Inaczej ona was zniszczy.
Wieczorem wróciłam do domu z postanowieniem, że porozmawiam z Pawłem szczerze, bez owijania w bawełnę.
Zastałam go w salonie, oglądającego mecz z matką.
– Paweł, możemy porozmawiać? – zapytałam stanowczo.
Danuta spojrzała na mnie spode łba.
– Jeśli chcesz znowu robić sceny, to może lepiej wyjdź – syknęła.
Zignorowałam ją i usiadłam naprzeciwko Pawła.
– Musimy powiedzieć twojej mamie prawdę – zaczęłam spokojnie. – Nie mogę dłużej żyć w kłamstwie.
Paweł spuścił głowę.
– Marta… Ja nie potrafię… Ona tego nie przeżyje…
– A ja? Ja już tego nie wytrzymuję! – głos mi się załamał. – To nie jest tylko twoja sprawa! To nasz wspólny problem!
Danuta zerwała się z kanapy.
– Co wy przede mną ukrywacie?!
Spojrzałam Pawłowi prosto w oczy.
– Powiedz jej – szepnęłam.
Paweł milczał przez długą chwilę. W końcu westchnął ciężko i spojrzał na matkę.
– Mamo… To nie Marta ma problem… To ja…
Danuta pobladła.
– Co ty mówisz?!
– Byliśmy u lekarza… To ja nie mogę mieć dzieci…
Przez chwilę w salonie panowała cisza tak gęsta, że słychać było tylko tykanie zegara. Danuta patrzyła na syna jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Potem jej twarz wykrzywiła się gniewem.
– To niemożliwe! Na pewno coś źle zrobiliście! To wszystko przez Martę! Ona cię zmanipulowała!
Poczułam, jak ogarnia mnie bezsilność i żal. Wiedziałam już wtedy, że tej kobiety nigdy nie przekonam do siebie ani do prawdy.
Tej nocy Paweł spał na kanapie. Ja leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. W głowie miałam tysiące myśli: czy nasz związek ma jeszcze sens? Czy można budować przyszłość na kłamstwie i tchórzostwie?
Przez kolejne tygodnie Danuta traktowała mnie jak powietrze albo rzucała jadowite uwagi przy każdej okazji. Paweł zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Przestaliśmy rozmawiać o przyszłości, o dzieciach, o nas samych. Każdy dzień był walką o przetrwanie pod jednym dachem.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej i usłyszałam rozmowę Pawła z matką:
– Synku, musisz znaleźć sobie inną kobietę… Taką, która da ci dziecko…
– Mamo! Przestań! To nie jest wina Marty!
– Ale ona cię ogranicza! Gdybyś był ze mną sam…
Nie wytrzymałam. Weszłam do pokoju i spojrzałam Danucie prosto w oczy.
– Proszę pani, jeśli naprawdę kocha pani syna, powinna mu pani pozwolić być szczęśliwym. Nawet jeśli to oznacza zaakceptowanie prawdy.
Danuta odwróciła wzrok. Paweł wyglądał na złamanego człowieka.
Tego wieczoru spakowałam walizkę i pojechałam do Oli. Potrzebowałam dystansu i czasu na przemyślenie wszystkiego.
Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Mieszkam sama w małym mieszkaniu na Mokotowie. Zaczynam powoli odbudowywać siebie i swoje życie. Paweł czasem dzwoni, przeprasza za wszystko, ale wiem już, że nie potrafiłby postawić granic swojej matce nawet teraz.
Czasem zastanawiam się: czy warto było poświęcać siebie dla kogoś, kto nigdy nie dorósł do bycia partnerem? Czy miłość naprawdę wystarczy tam, gdzie brakuje odwagi i szczerości?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?