Nasza własna rodzina – historia Zuzanny
Znowu spojrzałam na dom. Wszystko wydawało się w porządku, rzeczy na swoich miejscach, jakbyśmy byli idealną rodziną. Dziewczynki miały kokardki, Józek zmył twarz, a Ewa Kowalska, moja teściowa, siedziała na kanapie, elegancko ubrana, jakby czekała na wizytę prezydenta, a nie własnego syna. Wczoraj Piotr zadzwonił z miasta, powiedział, że dzisiaj przyjedzie – i nie sam, tylko z zaskoczeniem. Ruszyłam wtedy z wioski biegiem do sklepu, bo tylko tam był kawałek telefonu. Co za nonszalancja, Piotr. Zawsze musiał mieć ostatnie słowo, zawsze musiał coś ukrywać.
W kuchni pachniało świeżym chlebem i kawą. Starałam się nie myśleć o tym, co może być tym „zaskoczeniem”. Może nowa dziewczyna? Może wreszcie praca? A może znowu jakieś kłopoty, które przywiezie na nasze głowy? Dziewczynki biegały po domu, śmiejąc się i kłócąc o lalki. Józek, mój mąż, siedział przy stole i udawał, że czyta gazetę, ale widziałam, jak co chwilę zerka na drzwi. Ewa milczała, ale jej wzrok mówił wszystko – była gotowa do bitwy.
Usłyszeliśmy samochód na podjeździe. Serce mi zamarło. Piotr wysiadł pierwszy – wysoki, zarośnięty, z tym swoim uśmiechem, który zawsze zwiastował kłopoty. Za nim wysiadła kobieta. Młoda, ładna, z ciemnymi włosami i niepewnym spojrzeniem. Trzymała za rękę chłopca, może pięcioletniego. Chłopiec miał rude włosy i ogromne oczy. Poczułam, jak wszystko we mnie się napina.
– Cześć, Zuzka – powiedział Piotr, jakbyśmy widzieli się wczoraj, a nie po dwóch latach ciszy.
– Cześć – odpowiedziałam, starając się nie patrzeć na kobietę i dziecko.
– To jest Magda – przedstawił ją. – A to… to jest Michałek.
Wszyscy zamilkli. Ewa wstała powoli z kanapy, jakby bała się, że zaraz upadnie.
– Piotrze – zaczęła cicho – kim jest to dziecko?
Piotr spojrzał na nią twardo.
– To mój syn.
Cisza była tak gęsta, że słyszałam własny oddech. Dziewczynki przestały się śmiać. Józek odłożył gazetę. Ewa usiadła z powrotem na kanapie i schowała twarz w dłoniach.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś? – zapytałam szeptem.
– Bo sam nie wiedziałem, jak – odpowiedział Piotr. – Magda… Magda była moją dziewczyną w Warszawie. Michałek urodził się pięć lat temu. Nie wiedziałem o nim przez długi czas. Dopiero niedawno Magda mi powiedziała. Straciła pracę, nie miała gdzie mieszkać. Przyjechaliśmy tutaj… bo nie mamy dokąd pójść.
Poczułam złość. Zawsze tak było – Piotr wpadał do naszego życia z problemami, a my musieliśmy je rozwiązywać. Ale kiedy spojrzałam na Magdę i Michałka, zobaczyłam w ich oczach strach i nadzieję. Przypomniałam sobie, jak sama przyjechałam tu po ślubie z Józkiem, jak bardzo bałam się Ewy i tej starej chałupy.
Ewa podniosła głowę i spojrzała na Piotra z wyrzutem.
– Synu, dlaczego zawsze musisz robić wszystko po swojemu? Dlaczego nie możesz być jak Józek? On nigdy nie przynosi nam wstydu!
Józek skrzywił się i spojrzał na mnie. Wiedziałam, że nie chce być wciągany w ten konflikt.
– Mamo, to nie jest czas na wyrzuty – powiedziałam cicho. – Magda i Michałek potrzebują pomocy.
– A kto nam pomoże? – syknęła Ewa. – Kto nam odda te wszystkie lata nerwów przez Piotra? Zawsze tylko kłopoty!
Piotr spuścił głowę. Michałek schował się za nogą Magdy.
– Przepraszam – powiedział Piotr. – Ale nie mam nikogo innego.
Wtedy dziewczynki podeszły do Michałka i podały mu lalkę. Michałek spojrzał na nie niepewnie, ale po chwili uśmiechnął się i usiadł na podłodze razem z nimi. Magda otarła łzę z policzka.
– Dziękuję – wyszeptała do mnie.
W kuchni zrobiło się duszno od emocji. Józek nalał wszystkim herbaty i próbował rozładować atmosferę.
– No to… może zjemy razem obiad? – zaproponował.
Usiedliśmy przy stole. Ewa milczała przez cały posiłek, patrząc gdzieś w dal. Piotr próbował opowiadać o pracy w Warszawie, ale nikt go nie słuchał. Magda jadła powoli, jakby bała się, że zaraz ktoś każe jej wyjść. Michałek rozglądał się ciekawie po kuchni.
Po obiedzie Ewa wstała i wyszła na podwórko. Poszłam za nią.
– Mamo… – zaczęłam.
– Nie mów do mnie teraz – przerwała mi ostro. – Nie rozumiesz, jak to boli. Całe życie poświęciłam dla tej rodziny. A Piotr zawsze wszystko niszczył.
– On potrzebuje pomocy – powiedziałam cicho. – Magda też. I Michałek… on niczemu nie jest winien.
Ewa spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– A kto pomoże mnie?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wróciłam do domu. Piotr siedział przy stole z głową w dłoniach. Magda tuliła Michałka.
– Przepraszam cię, Zuzka – powiedział Piotr. – Wiem, że zawsze robiłem wam kłopoty.
– Nie musisz przepraszać – odpowiedziałam. – Ale musisz wreszcie dorosnąć. Masz syna. Masz rodzinę.
Piotr spojrzał na mnie z wdzięcznością i strachem jednocześnie.
Wieczorem Ewa wróciła do domu. Usiadła przy stole i spojrzała na Magdę i Michałka.
– Możecie zostać – powiedziała cicho. – Ale tylko na jakiś czas. I Piotr… masz mi pomóc w gospodarstwie.
Piotr skinął głową.
Nocą długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez ścianę cichy płacz Magdy i szept Piotra. Myślałam o tym, jak bardzo wszyscy jesteśmy poranieni przez przeszłość i jak trudno nam wybaczać sobie nawzajem. Czy można zbudować rodzinę na nowo, kiedy tyle razy wszystko się rozpadało? Czy potrafimy jeszcze być razem mimo tylu ran?
Może każda rodzina jest trochę rozbita, trochę niedoskonała. Może najważniejsze to próbować jeszcze raz – nawet jeśli boimy się kolejnego rozczarowania. Czy wy też czasem czujecie się obcy we własnym domu? Czy można naprawdę zacząć od nowa?