Zdrada przyjaźni: Historia życia rozbitego przez zaufanie

— Naprawdę nie rozumiesz, co zrobiłaś? — mój głos drżał, a łzy cisnęły się do oczu. Stałyśmy naprzeciwko siebie w moim małym mieszkaniu na Pradze, wśród rozrzuconych ubrań i pustych kubków po kawie. Marta patrzyła na mnie z mieszaniną winy i uporu, jakby nie mogła zdecydować, czy przeprosić, czy się bronić.

Jeszcze tydzień temu śmiałyśmy się razem do łez, planując wspólny wyjazd nad morze. Znałyśmy się od podstawówki, przeszłyśmy przez pierwsze miłości, rozstania, egzaminy, śmierć mojego ojca. Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Zawsze powtarzała, że mogę na nią liczyć, że nigdy mnie nie zawiedzie. Wierzyłam jej bardziej niż komukolwiek innemu. Może nawet bardziej niż sobie samej.

Wszystko zaczęło się psuć, kiedy straciłam pracę. Pracowałam w małej agencji reklamowej, gdzie szefowa traktowała nas jak rodzinę, ale pandemia wszystko zmieniła. Z dnia na dzień zostałam bez środków do życia, z kredytem na mieszkanie i matką, która coraz częściej dzwoniła z pytaniem, czy wszystko u mnie w porządku. Marta była wtedy przy mnie. Przynosiła mi jedzenie, wysyłała oferty pracy, powtarzała, że dam radę. Ale im dłużej trwał mój kryzys, tym bardziej czułam, że coś się między nami zmienia.

Zaczęła być nieobecna, coraz rzadziej odbierała telefony. Kiedy w końcu zadzwoniłam do niej w środku nocy, bo nie mogłam spać ze strachu przed przyszłością, odebrała po długim sygnale i powiedziała zniecierpliwionym głosem: — Ola, nie mogę teraz rozmawiać. Mam swoje życie. — To zabolało, ale tłumaczyłam sobie, że może ma trudny czas w pracy, że nie chce mnie martwić swoimi problemami.

Prawdziwy cios przyszedł kilka dni później. Moja matka zadzwoniła do mnie z płaczem. — Ola, czy to prawda, że masz długi i grozi ci eksmisja? — zapytała. Zamurowało mnie. Skąd ona to wie? Przecież nikomu o tym nie mówiłam, nawet jej. Tylko Marcie zwierzyłam się, jak bardzo boję się stracić mieszkanie. Tylko jej ufałam na tyle, by wyznać całą prawdę.

Zadzwoniłam do Marty. — Powiedziałaś mojej mamie o moich problemach? — zapytałam bez ogródek. Przez chwilę milczała, potem westchnęła. — Ola, ona miała prawo wiedzieć. Nie mogłam patrzeć, jak się męczysz. — W tamtej chwili poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Zdradziła mnie. Złamała najważniejszą zasadę naszej przyjaźni: zaufanie.

Przez kilka dni nie wychodziłam z domu. Leżałam na kanapie, patrząc w sufit, i próbowałam zrozumieć, dlaczego to zrobiła. Czy naprawdę myślała, że robi to dla mojego dobra? Czy może po prostu nie potrafiła znieść mojej słabości? W głowie kłębiły mi się wspomnienia: nasze wspólne wieczory, rozmowy do rana, jej obietnice, że zawsze będzie po mojej stronie. Wszystko nagle straciło sens.

W końcu zebrałam się na odwagę i zaprosiłam ją do siebie. Chciałam usłyszeć jej wersję, spojrzeć jej w oczy i zrozumieć, co się stało z naszą przyjaźnią. Przyszła punktualnie, jak zawsze. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Przez chwilę milczałyśmy.

— Ola, przepraszam — zaczęła cicho. — Nie chciałam cię zranić. Po prostu… bałam się o ciebie. Twoja mama też się martwiła. Myślałam, że razem łatwiej ci będzie przez to przejść.

— Ale to nie była twoja decyzja — przerwałam jej. — To była moja sprawa. Ufałam ci. Powiedziałam ci rzeczy, których nie powiedziałam nikomu innemu. A ty… — głos mi się załamał.

— Wiem. I nie potrafię sobie tego wybaczyć — odpowiedziała, spuszczając wzrok. — Ale nie mogłam już patrzeć, jak się zamykasz w sobie. Bałam się, że coś sobie zrobisz.

— To nie tłumaczy zdrady — powiedziałam cicho. — Zdradziłaś mnie wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam.

Marta zaczęła płakać. Patrzyłam na nią i czułam w sobie mieszaninę gniewu, żalu i pustki. Chciałam ją przytulić, jak dawniej, ale nie mogłam. Coś we mnie pękło. Wiedziałam, że już nigdy nie będziemy takie same.

Po jej wyjściu długo siedziałam w ciszy. Telefon dzwonił — mama, koleżanki z pracy, nawet sąsiadka z dołu — ale nie miałam siły odbierać. Czułam się zdradzona przez najbliższą osobę. Zastanawiałam się, czy to ja jestem zbyt dumna, czy ona zbyt naiwna. Czy można wybaczyć coś takiego? Czy przyjaźń może przetrwać zdradę?

Minęły tygodnie. Znalazłam nową pracę w sklepie spożywczym, zaczęłam powoli odbudowywać swoje życie. Z mamą rozmawiałam coraz częściej, choć wciąż czułam do niej żal za to, że uwierzyła Marcie, a nie mnie. Marta próbowała się kontaktować, pisała długie wiadomości, zostawiała kwiaty pod drzwiami. Przez długi czas nie odpowiadałam. Potrzebowałam czasu, żeby zrozumieć, co czuję.

Pewnego dnia spotkałyśmy się przypadkiem w tramwaju. Stałyśmy obok siebie w tłumie ludzi, obie spięte i niepewne. — Ola, proszę… — zaczęła, ale przerwałam jej.

— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam szczerze. — Ale nie chcę cię nienawidzić. Po prostu… muszę nauczyć się żyć bez ciebie.

Wysiadłam na następnym przystanku i poczułam ulgę. Może kiedyś będę gotowa jej wybaczyć. Może nie. Ale wiem jedno: zaufanie jest jak szkło — raz pęknięte, nigdy nie będzie już takie samo.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można jeszcze zaufać komuś po takiej zdradzie? Czy warto ryzykować kolejny raz? A może lepiej nauczyć się być samemu ze sobą i nie oczekiwać od innych zbyt wiele? Co wy byście zrobili na moim miejscu?