W cieniu brata – Historia niewybaczalnej zdrady

– Co ty tu robisz? – zapytałam, zanim jeszcze zdążyłam pomyśleć. Drzwi otworzyły się szeroko, a w progu stał Michał. Przemoczony, zgarbiony, trzymał w rękach starą torbę sportową. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W jego oczach widziałam strach i coś jeszcze – może nadzieję?

– Anka… – zaczął cicho. – Wiem, że nie powinienem… Ale nie mam już dokąd pójść.

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: tamten dzień, kiedy Michał zniknął bez słowa, zostawiając mnie samą z mamą i wszystkimi problemami. Potem plotki, telefon od policji, łzy mamy. I ta cisza, która ciągnęła się przez lata.

Wpuściłam go do środka. Zostawił mokre ślady na podłodze. Usiadł na brzegu kanapy, jakby bał się dotknąć czegokolwiek.

– Chcesz herbaty? – zapytałam chłodno.

– Jeśli możesz… – odpowiedział, spuszczając wzrok.

W kuchni ręce mi się trzęsły. Zastanawiałam się, czy dobrze robię. Przecież przez niego mama dostała drugiego zawału. Przez niego musiałam rzucić studia i iść do pracy w sklepie spożywczym na rogu. Przez niego całe życie czułam się niewystarczająca – bo Michał zawsze był tym lepszym, tym zdolniejszym, tym, którego wszyscy podziwiali.

Kiedy wróciłam z herbatą, Michał patrzył na zdjęcie mamy na komodzie.

– Jak ona się czuje? – zapytał cicho.

– Lepiej. Ale nie pytaj o nią, skoro przez tyle lat nie miałeś odwagi zadzwonić – odpowiedziałam ostro.

Westchnął ciężko.

– Wiem. Zawaliłem wszystko. Ale… Anka, ja naprawdę nie miałem wyjścia.

Parsknęłam śmiechem.

– Nie miałeś wyjścia? Michał, uciekłeś! Zostawiłeś nas z długami po ojcu, z chorą mamą! Nawet nie powiedziałeś „do widzenia”!

Zacisnął pięści na kolanach.

– Ojciec mnie pobił tamtej nocy. Groził mi nożem. Bałem się o własne życie. Nie mogłem zostać.

Zamilkłam. Wiedziałam o ojcu wszystko – o jego pijackich wybuchach, o przemocy. Ale wtedy byłam młodsza, nie rozumiałam wszystkiego. Michał był starszy o trzy lata i zawsze wydawało mi się, że jest silniejszy ode mnie.

– Mogłeś mnie zabrać ze sobą – powiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

– Próbowałem cię obudzić. Ale spałaś tak mocno… A ja byłem przerażony. Myślałem tylko o tym, żeby uciec jak najdalej.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Słychać było tylko szum deszczu za oknem i tykanie zegara.

– Dlaczego wróciłeś? – zapytałam w końcu.

Michał spojrzał na mnie błagalnie.

– Straciłem pracę w Niemczech. Nie mam gdzie spać. Potrzebuję pomocy… Ale przede wszystkim chciałem cię przeprosić. Za wszystko.

Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. W głowie miałam mętlik: gniew mieszał się z żalem i tęsknotą za bratem, którego kiedyś kochałam ponad wszystko.

– Myślisz, że wystarczy przeprosić? Że kilka słów naprawi lata bólu?

Michał spuścił głowę.

– Nie wiem… Ale muszę spróbować.

Przez kolejne dni Michał mieszkał u mnie na kanapie. Było niezręcznie – unikaliśmy rozmów o przeszłości, rozmawialiśmy tylko o codziennych sprawach: rachunkach, zakupach, pogodzie. Czułam jednak napięcie w powietrzu za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały.

Pewnego wieczoru wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle i usłyszałam rozmowę przez telefon:

– Nie wiem, czy Anka mi wybaczy… Tak, wiem, że zawaliłem… Ale nie mam już nikogo innego… Tak, spróbuję jeszcze raz…

Weszłam do pokoju bez pukania. Michał spojrzał na mnie przestraszony.

– Podsłuchujesz mnie? – zapytał nerwowo.

– To mój dom – odpowiedziałam ostro. – Masz szczęście, że cię tu jeszcze trzymam.

Zacisnął usta i schował telefon do kieszeni.

– Przepraszam…

Usiadłam naprzeciwko niego.

– Michał, powiedz mi prawdę: czy naprawdę chodzi tylko o to, że nie masz gdzie spać?

Zawahał się przez chwilę.

– Nie tylko… Mam długi. Duże długi. Ludzie, którym wiszę pieniądze… Oni mogą tu przyjechać.

Poczułam zimny dreszcz na plecach.

– Wciągasz mnie w swoje problemy? Po tym wszystkim?

Michał ukrył twarz w dłoniach.

– Nie chciałem… Ale nie mam nikogo innego…

Przez następne dni żyłam w ciągłym napięciu. Bałam się każdego dzwonka do drzwi, każdego obcego samochodu pod blokiem. Michał coraz częściej wychodził wieczorami i wracał późno w nocy. Zaczęłam podejrzewać najgorsze.

Pewnej nocy obudziły mnie krzyki pod oknem. Spojrzałam przez firankę: dwóch mężczyzn szarpało Michała przy wejściu do klatki schodowej.

Wybiegłam na klatkę boso, w piżamie.

– Zostawcie go! – krzyknęłam rozpaczliwie.

Jeden z nich spojrzał na mnie zimnym wzrokiem.

– Lepiej pilnuj swojego brata – syknął i popchnął Michała na ziemię.

Pomogłam mu wstać. Był blady jak ściana i cały się trząsł.

– Muszę wyjechać – powiedział cicho następnego dnia rano. – Nie chcę cię narażać…

Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim tego samego chłopca, który kiedyś bronił mnie przed ojcem; tego samego brata, którego kochałam bezwarunkowo – zanim wszystko się rozpadło.

– Michał… Może powinniśmy pójść razem na policję? Może jeszcze da się to jakoś naprawić?

Pokręcił głową ze łzami w oczach.

– Za późno na wszystko…

Wyjechał tego samego dnia wieczorem. Zostawił mi kartkę: „Przepraszam za wszystko. Kocham cię.”

Siedziałam długo przy oknie i patrzyłam na pustą ulicę zalaną deszczem. W głowie miałam tysiące pytań bez odpowiedzi: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była mu wybaczyć? Czy rodzina to naprawdę więź silniejsza niż ból?

Czasem myślę: czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną? Czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?