Po 12 latach wrócił mąż, który mnie opuścił – ból powrócił, jakby to było wczoraj
— Co ty tu robisz? — głos mi zadrżał, kiedy zobaczyłam Wojtka stojącego w progu mojego mieszkania. Stał tam, jakby czas się zatrzymał, jakby nie minęło dwanaście lat od dnia, w którym po prostu zniknął z mojego życia. W rękach trzymał starą, znoszoną torbę, a w oczach miał coś, czego nie potrafiłam odczytać. Może żal, może strach, a może tylko pustkę.
Poznałam Wojtka na imprezie u naszej wspólnej przyjaciółki, Magdy. Był wtedy taki pełen życia, czarujący, uśmiechnięty, wydawało się, że aż promienieje. To była moja pierwsza prawdziwa miłość. Przed nim nie miałam żadnych związków — wychowałam się w małym miasteczku, gdzie obowiązywały surowe zasady, a rodzice skupiali się tylko na mojej nauce. Nawet nie pozwalali mi myśleć o chłopakach. Zazdrościłam koleżankom, które mogły swobodnie rozmawiać o swoich zauroczeniach, a ja zawsze byłam tą „grzeczną dziewczynką”.
Wojtek był dla mnie jak powiew świeżego powietrza. Pokazał mi świat, o którym wcześniej tylko marzyłam. Chodziliśmy na długie spacery po Krakowie, rozmawialiśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Był moim pierwszym wszystkim — pierwszym pocałunkiem, pierwszym „kocham cię”, pierwszym rozczarowaniem. Po roku znajomości oświadczył mi się na Plantach, a ja, mimo protestów rodziców, zgodziłam się bez wahania. Wierzyłam, że razem możemy wszystko.
Pierwsze lata małżeństwa były trudne. Wojtek miał problemy ze znalezieniem pracy, ja pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego. Pieniędzy ciągle brakowało, a rodzina Wojtka patrzyła na mnie z góry, jakbym była winna jego niepowodzeniom. Mimo to trzymałam się nadziei, że wszystko się ułoży. W końcu byliśmy młodzi, zakochani, mieliśmy siebie.
A potem, pewnego dnia, po prostu zniknął. Wróciłam z pracy, a jego rzeczy już nie było. Na stole leżała tylko krótka kartka: „Przepraszam. Nie potrafię już tak żyć.” Przez wiele miesięcy nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Szukałam go, dzwoniłam do jego rodziny, do znajomych — nikt nic nie wiedział, albo nie chciał powiedzieć. Rodzice powtarzali mi, że powinnam się cieszyć, że się go pozbyłam, ale dla mnie to był koniec świata.
Przez lata próbowałam się pozbierać. Zmieniłam pracę, przeprowadziłam się do innego miasta, zaczęłam nowe życie. Były próby nowych związków, ale zawsze coś nie grało. Może to ja nie potrafiłam już nikomu zaufać, może wciąż żyłam przeszłością. Z czasem nauczyłam się żyć z tym bólem, schowałam go głęboko w sobie. Myślałam, że już nigdy nie wróci.
Aż do dzisiaj. Wojtek stał w moim progu, starszy, zniszczony, jakby życie go nie oszczędzało. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W końcu powtórzyłam pytanie:
— Po co przyszedłeś?
— Musiałem cię zobaczyć. Musiałem przeprosić. — Jego głos był cichy, prawie nieśmiały. — Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić, ale…
— Ale co? — przerwałam mu ostro. — Myślisz, że po tylu latach możesz po prostu wrócić i wszystko będzie jak dawniej?
— Nie… Wiem, że nie. Po prostu… nie mam już nikogo. Straciłem wszystko. Pracę, mieszkanie… Rodzice nie chcą mnie znać. — Spojrzał na mnie z rozpaczą. — Wiem, że cię skrzywdziłem. Nie oczekuję wybaczenia. Chciałem tylko… zobaczyć cię jeszcze raz.
Przez chwilę milczeliśmy. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia — te dobre i te złe. Przypomniałam sobie, jak płakałam nocami, jak próbowałam zrozumieć, co zrobiłam źle. Jak przez lata obwiniałam siebie za jego odejście.
— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam w końcu. — Ale nie mogę też patrzeć, jak stoisz tu jak żebrak. Wejdź.
Wojtek wszedł do środka, usiadł na kanapie, jakby bał się dotknąć czegokolwiek. Przez kolejne godziny opowiadał mi o swoim życiu po odejściu. O pracy za granicą, o nieudanych związkach, o samotności. Słuchałam go, ale w środku czułam tylko pustkę. To już nie był ten sam człowiek, którego kiedyś kochałam.
Wieczorem zadzwoniła moja mama. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak.
— Co się stało, Aniu? — zapytała z troską.
— Wojtek wrócił — odpowiedziałam cicho.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Nie wpuszczaj go z powrotem do swojego życia. On cię zniszczył, pamiętasz?
— Wiem, mamo. Ale nie potrafię być tak okrutna.
— To nie okrucieństwo, to ochrona siebie. Pamiętaj o tym.
Po rozmowie długo siedziałam w ciszy. Wojtek spał na kanapie, a ja patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy naprawdę można wybaczyć coś takiego. Czy człowiek może się zmienić? Czy ja mogę jeszcze zaufać?
Następnego dnia Wojtek poprosił mnie o pomoc w znalezieniu pracy. Zgodziłam się, choć wiedziałam, że to ryzykowne. W pracy koleżanki patrzyły na mnie z niedowierzaniem, kiedy opowiadałam im całą historię.
— Ja bym go wyrzuciła za drzwi — powiedziała Kasia. — Po tym wszystkim?
— Może po prostu potrzebuje drugiej szansy — odpowiedziałam niepewnie.
Ale sama nie byłam tego pewna. Każdego dnia widziałam w oczach Wojtka żal i skruchę, ale też lęk przed przyszłością. Zaczęliśmy rozmawiać coraz więcej, czasem nawet się śmialiśmy. Ale kiedy próbował mnie dotknąć, odsuwałam się instynktownie.
Minęły tygodnie. Wojtek znalazł pracę w magazynie, wynajął pokój u znajomego. Nasze relacje były poprawne, ale chłodne. Czułam ulgę, że nie muszę już dzielić z nim codzienności, ale też żal za tym, co mogło być.
Czasami zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, wpuszczając go z powrotem do swojego życia choćby na chwilę. Czy można naprawdę wybaczyć zdradę i porzucenie? Czy da się odbudować zaufanie po tylu latach? Może każdy z nas zasługuje na drugą szansę… Ale czy ja jestem gotowa ją dać?