Kiedy łzy stają się siłą: Moja walka o szacunek podczas porodu i po nim
— Przestań się tak mazgaić, Anka! Inne kobiety rodzą i nie robią z tego tragedii — usłyszałam głos Darka, mojego męża, kiedy kolejny skurcz przeszył moje ciało jak nóż. Byliśmy w sali porodowej szpitala na Inflanckiej, a ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. Po raz pierwszy w życiu miałam wrażenie, że jestem dla niego ciężarem, a nie partnerką.
Wiedziałam, że poród to nie będzie bajka, ale nie sądziłam, że największy ból sprawi mi nie ciało, lecz serce. Darek zawsze był chłodny, ale liczyłam, że w tej chwili stanie się dla mnie opoką. Zamiast tego patrzył na mnie z irytacją, jakby mój ból był przesadą. Położna próbowała łagodzić sytuację: — Panie Dariuszu, proszę być wsparciem dla żony. — Ale on tylko wzruszył ramionami.
Kiedy przyszedł moment parcia, czułam się jak zwierzę na pokazie. Darek stał z boku i komentował: — No widzisz, mówiłem, żebyś nie jadła tyle słodyczy w ciąży. Teraz masz! — Wtedy coś we mnie pękło. Łzy popłynęły mi po policzkach, ale nie miałam już siły się bronić. Po wszystkim, gdy położono mi synka na piersi, spojrzałam na Darka. Nie zobaczyłam w jego oczach dumy ani czułości. Tylko zmęczenie i zniecierpliwienie.
Po powrocie do domu było tylko gorzej. Zamiast gratulacji czy czułości usłyszałam: — No to teraz zaczyna się prawdziwa robota. Mam nadzieję, że nie będziesz taka rozlazła jak w szpitalu. — Przez pierwsze dni płakałam po nocach, karmiąc synka i czując się jak najgorsza matka na świecie. Moja mama próbowała mnie pocieszać przez telefon: — Aniu, każda kobieta przez to przechodzi. Dasz radę. — Ale ja czułam się jak wrak człowieka.
Z czasem zaczęłam zauważać, że Darek coraz częściej znikał z domu pod pretekstem pracy. Zostawiał mnie samą z płaczącym dzieckiem i stertą obowiązków. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, zbywał mnie: — Przesadzasz. Inne kobiety ogarniają dom i dzieci bez pomocy. — Czułam się niewidzialna.
Pewnego wieczoru, gdy synek miał kolki i płakał bez przerwy od kilku godzin, zadzwoniłam do Darka z prośbą o pomoc. Odebrał po kilku sygnałach: — Co znowu? Nie widzisz, że pracuję? — Wtedy pierwszy raz krzyknęłam do słuchawki: — Potrzebuję cię! Nie radzę sobie sama! — W odpowiedzi usłyszałam tylko westchnienie i ciszę.
Zaczęłam zamykać się w sobie. Przestałam dzwonić do przyjaciółek, bo wstydziłam się przyznać do własnej słabości. Wszyscy wokół powtarzali: „Macierzyństwo to najpiękniejszy czas w życiu kobiety”. A ja czułam się jak więzień we własnym domu.
Któregoś dnia odwiedziła mnie moja siostra Magda. Zobaczyła moje podkrążone oczy i zapytała bez ogródek:
— Co się dzieje? Wyglądasz jak cień samej siebie.
Nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem:
— On mnie nie szanuje! Nie pomaga! Czuję się nikim!
Magda przytuliła mnie mocno:
— Anka, musisz zawalczyć o siebie. O swoje granice. O swoje życie.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam czytać fora dla młodych mam, szukać wsparcia online. Trafiłam na grupę kobiet po trudnych porodach i tam po raz pierwszy poczułam się zrozumiana. Dziewczyny pisały o swoich doświadczeniach, o braku wsparcia ze strony partnerów, o depresji poporodowej. Poczułam ulgę – nie jestem sama.
Zaczęłam chodzić na spacery z synkiem do parku i powoli odzyskiwać oddech. Pewnego dnia spotkałam tam sąsiadkę, panią Halinę:
— Aniu, pamiętaj: szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Nie pozwól nikomu siebie poniżać.
Wieczorem zebrałam się na odwagę i postawiłam Darkowi ultimatum:
— Albo zaczynasz mnie szanować i wspierać jako matkę twojego dziecka, albo…
Nie dokończyłam zdania. Spojrzał na mnie zdziwiony:
— Co ty wygadujesz? Przecież nic złego nie robię!
— Właśnie w tym problem — odpowiedziałam cicho.
Od tej rozmowy minęło kilka tygodni. Darek próbował się zmienić – przynajmniej przez chwilę. Ale szybko wrócił do dawnych nawyków. Wtedy podjęłam decyzję: muszę zadbać o siebie i syna.
Zaczęłam terapię online i powoli odbudowywałam swoje poczucie wartości. Znalazłam pracę zdalną jako korektorka tekstów – niewiele pieniędzy, ale dawało mi to namiastkę niezależności. Magda pomagała mi przy dziecku, a mama przyjeżdżała co weekend.
Po kilku miesiącach byłam już inną osobą. Silniejszą. Pewniejszą siebie. Kiedy Darek kolejny raz wrócił późno do domu i zaczął narzekać na bałagan, spojrzałam mu prosto w oczy:
— Jeśli nie potrafisz być partnerem i ojcem, lepiej odejdź.
Nie odpowiedział nic.
Dziś wiem jedno: każda kobieta zasługuje na szacunek – zwłaszcza wtedy, gdy daje życie nowemu człowiekowi. Moja historia to nie tylko opowieść o bólu i rozczarowaniu, ale przede wszystkim o sile, którą można odnaleźć nawet wtedy, gdy wydaje się, że wszystko jest stracone.
Czy naprawdę musimy cierpieć w samotności? Czy nie czas głośno mówić o tym, czego potrzebujemy i domagać się szacunku – od innych i od samych siebie?