Między obowiązkiem a miłością: Gdy moja mama odmówiła opieki nad moją córką
– Mamo, naprawdę nie mam już wyjścia. Proszę cię, tylko na kilka godzin dziennie – mój głos drżał, a w oczach czułam łzy, które za wszelką cenę starałam się powstrzymać. Stałam w kuchni mojej mamy, trzymając na rękach moją trzyletnią Zosię, która właśnie zasnęła po całym dniu w przedszkolu. Mama spojrzała na mnie z chłodnym spokojem, który zawsze mnie przerażał.
– Aniu, mówiłam ci już tyle razy. Ja swoje dzieci wychowałam. Teraz chcę żyć dla siebie. – Jej słowa były jak cios. W jednej chwili poczułam się jak mała dziewczynka, której ktoś zabrał ukochaną zabawkę. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, błagać, rzucić się jej na szyję. Ale tylko stałam, ściskając Zosię mocniej.
Wyszłam z mieszkania mamy, nie żegnając się nawet. Na klatce schodowej łzy popłynęły mi po policzkach. Czułam się zdradzona. Przecież zawsze powtarzała, że rodzina jest najważniejsza. A teraz, kiedy najbardziej jej potrzebowałam, odwróciła się ode mnie. W głowie kłębiły mi się myśli: Może jestem złą córką? Może za dużo wymagam? Może powinnam była lepiej sobie radzić?
Odkąd zostałam samotną matką, życie stało się nieustanną walką. Praca w biurze rachunkowym, dojazdy, przedszkole, zakupy, sprzątanie, rachunki… Czasem miałam wrażenie, że jestem w jakimś wyścigu, którego nie da się wygrać. Kiedy Zosia zachorowała i musiałam brać wolne, szefowa patrzyła na mnie z coraz większą niechęcią. Wiedziałam, że długo tego nie wytrzymam.
Wieczorem zadzwoniłam do przyjaciółki, Magdy. – Moja mama nie chce mi pomóc – powiedziałam, ledwo powstrzymując płacz. – Mówi, że ma już swoje życie. A ja… ja nie wiem, co robić.
– Anka, wiem, że to trudne. Ale twoja mama ma prawo do swojego życia. Może spróbuj znaleźć opiekunkę? – Magda zawsze była praktyczna. Ale ja nie chciałam obcej osoby przy moim dziecku. Chciałam, żeby Zosia czuła się bezpieczna, kochana. Chciałam, żeby miała babcię, która ją przytuli, upiecze ciasto, opowie bajkę.
Następnego dnia w pracy byłam jak cień. Szefowa wezwała mnie do siebie. – Aniu, musisz się określić. Albo praca, albo ciągłe zwolnienia. Firma nie może na tym tracić. – Jej słowa brzmiały jak wyrok. Wróciłam do domu i długo patrzyłam na śpiącą Zosię. Jak mam jej to wszystko wytłumaczyć? Że mama jest zmęczona, że babcia nie chce jej widzieć tak często?
Przez kolejne dni próbowałam wszystkiego. Szukałam opiekunki, ale ceny były zaporowe. Pytałam sąsiadki, czy nie mogłyby czasem popilnować Zosi, ale każda miała swoje sprawy. Czułam się coraz bardziej samotna i bezradna. W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam jeszcze raz do mamy.
– Mamo, proszę cię… – zaczęłam, ale ona przerwała mi stanowczym gestem.
– Aniu, nie rozumiesz. Ja naprawdę nie mogę. Mam swoje plany, swoje zdrowie. Nie jestem już młoda. – W jej oczach zobaczyłam cień smutku, ale i coś jeszcze – może strach? Może żal?
– Ale ja nie daję sobie rady! – wybuchłam. – Zosia potrzebuje babci! Ja potrzebuję pomocy! Czy to tak dużo?
Mama spuściła wzrok. – Wiem, że ci ciężko. Ale musisz nauczyć się prosić o pomoc innych. Nie tylko mnie.
Wyszłam z jej mieszkania z poczuciem klęski. Przez kilka dni nie rozmawiałyśmy. Zosia pytała o babcię, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W pracy sytuacja się pogarszała. W końcu, po jednej z nieprzespanych nocy, podjęłam decyzję. Złożyłam wypowiedzenie.
Bałam się jak nigdy wcześniej. Bez pracy, bez wsparcia mamy, z kredytem na mieszkanie i małym dzieckiem. Ale wiedziałam, że nie mogę dłużej żyć w takim napięciu. Zaczęłam szukać pracy zdalnej, żeby móc być bliżej Zosi. Zgłosiłam się do kilku agencji, zaczęłam pisać teksty na zlecenie, tłumaczyć dokumenty. Nie było łatwo, ale powoli zaczęłam odzyskiwać kontrolę nad swoim życiem.
Po kilku tygodniach mama zadzwoniła. – Aniu, może przyjedziecie w niedzielę na obiad? – Jej głos był cichy, niepewny. Zgodziłam się. Przy stole panowała niezręczna cisza. W końcu mama powiedziała: – Wiem, że cię zawiodłam. Ale ja też się bałam. Bałam się, że nie dam rady, że znowu będę musiała wszystko poświęcić. – Spojrzała na mnie z łzami w oczach.
– Mamo, ja nie chciałam cię obciążać. Po prostu… czasem czuję się taka samotna – wyszeptałam.
Przytuliłyśmy się. Nie rozwiązało to wszystkich problemów, ale poczułam, że coś się zmieniło. Zosia śmiała się, bawiąc się z babcią. Ja patrzyłam na nie i myślałam: Może nie zawsze dostajemy to, czego chcemy, ale czasem dostajemy to, czego naprawdę potrzebujemy.
Często zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy powinnam była mniej wymagać od mamy? Czy to ja byłam zbyt dumna, by poprosić o pomoc innych? A może po prostu każda z nas musi nauczyć się żyć po swojemu? Jak wy radzicie sobie z takimi konfliktami w rodzinie? Czy zawsze można znaleźć kompromis?